Forum STREFA NARUTO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[U] Gdzie bitewne słychać wycie... Dla Grabarz!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Okazyjne.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:48, 17 Maj 2009    Temat postu: [U] Gdzie bitewne słychać wycie... Dla Grabarz!

No i co my ci mamy powiedzieć, co? Wszystkiego najlepszego to stanowczo za mało, by wyrazić to, co do ciebie czujemy. A jednak to powiemy. Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin. Nie rośnij nam duża i dojrzała, jak truskawka Jogobelli, bo i tak już masz charyzmę większą, niż inne truskawski. Dużo szczęścia, Vve. Dużo, dużo szczęścia i tego, o czym marzysz. Wszystkiego.
Bo świat to za mało.

_________

[link widoczny dla zalogowanych]


Była najlepsza z nich wszystkich. Świetna wojowniczka, wspaniały strateg, nie podlegająca nikomu i niczemu – samotna wilczyca przemierzająca świat.
Nie przejmowała się zmianami, jakie zachodziły przez stulecia. Gdyby nastąpił koniec świata, pewnie wzruszyłaby tylko ramionami. Mimo że wszyscy tacy jak ona podlegali jednemu władcy, nie była z tych pokornych, a ze względu na jej umiejętności musieli szanować jej stosunek do władzy.
Była jedną z niewielu, którzy byli obdarzeni dodatkowymi „darami” i jako jedyna z dwóch bodajże władała ogniem, który był groźny dla jej podobnych. Ale ona go ujarzmiła. Jednak swoich umiejętności nie opierała tylko na sztuce władania żywiołem. Wolała mniej delikatne sposoby.
Setki lat zrobiły z niej mistrzynię fechtunku. Mało kto jej dorównywał, a takich jak ona było niewielu. Może ze względu na to, że nie miała zwyczaju mieszać się w konflikty polityczne i beznadziejnie ginąć w wojnach prowadzonych przez ograniczonych żądzą władzy kretynów. Lecz wystarczyło, że spojrzałeś jej w oczy i nie żyłeś. Nie ważne – śmiertelnicy czy jakiekolwiek inne rasy, umarłeś, choć nie dobyliście nawet broni. W tych migdałowych oczach dostrzegałeś własną śmierć, a kpiący uśmiech pojawiający się na jej ustach zdawał się tylko to potwierdzać.
Teraz jej twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. Do dłuższego czasu siedziała w pogrążonym w mroku pokoju. Nie przeszkadzało jej bynajmniej, że jest ciemno, widziała dokładnie wszystko – każdy przedmiot, każdy cień, każdą krzywiznę i nierówność. Kobieta przymknęła oczy i oparła głowę o ścianę, wspominając wydarzenia sprzed zaledwie kilku godzin.

Szybkim krokiem przemierzała korytarz. Wiedziała, że jest już spóźniona. Wiedziała też, że jak zwykle nie będą zachwyceni jej bezczelnością. No bo kto śmie spóźniać się na wezwanie władcy? Właśnie ona. Niewielu miało tyle odwagi, by tak jawnie okazywać lekceważenie. Nie protestowali zbyt głośno, była cennym nabytkiem i naprawdę nie byłoby najlepiej, gdyby ich opuściła.
Ubrana była po męsku, a długie brązowe włosy spięte były na karku rzemieniem. Nie widziała potrzeby strojenia się. Zresztą jej garderoba ograniczała się tylko do strojów przystosowanych do jej trybu życia.
- Z drogi – warknęła do dwóch wysokich wampirów, stojących po obu stronach potężnych rozmiarów drzwi.
- Dokąd to… - zaczął jeden z nich, chcąc zagrodzić jej drogę, lecz wystarczyło jedno jej spojrzenie, by struchlał, odsuwając się i bez słowa otwierając drzwi.
Komnata, w której się znalazła była ogromna, zbudowana na planie prostokąta. Całe pomieszczenie pogrążone było w mroku, który rozjaśniały tylko nieliczne pochodnie. Nie było słychać nic, prócz stuku jej butów o marmurową posadzkę. Podeszła do podwyższenia i złożyła niedbałą parodię ukłonu. Nie miała w zwyczaju uginać karku, nawet przed takimi personami jak władcy.
Któryś z licznych doradców syknął z oburzenie.
- Wzywałeś… władco – ironiczne skrzywienie warg wiele mówiło na temat jej stosunku do panującego.
- Owszem – odezwał się czarnowłosy, nieziemsko wręcz piękny mężczyzna, stykając koniuszki palców na wysokości piersi. – Mamy dla ciebie zadanie…


Prychnęła. Zadanie, dobre sobie. Czy rzeź można nazwać bardziej trywialnie? Oczywiście będzie to działanie w afekcie, nikt nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.
Na terenach królestwa Zimnych Ludzi rozpleniła się nowa religia. Przywędrowali z północy i zaczęli głosić swoje „Prawdy”, jak o nich mówili. Z początku byli ignorowani przez władze, lecz z czasem zrobili się bardziej odważni i bezczelni i zaczęli nakłaniać do obalenia rządzących, a także siłą nakłaniali innych do swojej „wiary”. Dopuścili się nawet kilku mordów i jak się dowiedziała, gromadzili wojowników. A ona miała się tego całego gówna pozbyć…

- Nie mieszam się w sprawy polityki – powiedziała kąśliwie. – Dla mnie nie ma to znaczenia.
- Zapłacimy ci – odezwał się jeden doradców.
Uniosła kpiąco brwi.
- Zapewnimy ci niezależność…- zaczął drugi, ten, co tak oburzył się jej bezczelnością.
Prychnęła rozbawiona.
- Przestańcie, panowie- władca uniósł dłoń, uciszając wampiry stojące koło niego. Spojrzał przenikliwym wzrokiem na szatynkę. Moc aż się z niego wylewała. Był potężny, bardzo potężny. I szanowała go za to, a takich ludzi mogłaby zliczyć na palcach jednej ręki. – Jesteś najlepsza, nie uwłaczajmy twoim zdolnością i twojej dumie, po prostu to zrób…


Nie miała pojęcia, dlaczego się zgodziła. Może dlatego, że zdała sobie sprawę, że jako jeden z nielicznych naprawdę ją szanuje, tak, ja ona jego? Możliwe, lecz teraz nie była specjalnie zadowolona.
Przeczesała z frustracja rozpuszczone włosy. Kazali jej zebrać odział. Hmm… Będzie trzeba odwiedzić siostry. Tak, zdecydowania. Dodatkowe zdolności także się przydadzą. Małe fajerwerki również wskazane.. Taaa, zielonooka też się przyda. I on… on też będzie potrzebny.
Poderwała się z miejsca, szybko zawiązując włosy i przewieszając miecz przez plecy, wyskoczyła przez okno.

***

Szybko dotarła na miejsce. Stojąca od wieków karczma, jak zawsze w wieczornych godzinach pękała w szwach. Miejsce nie było szczególnie urokliwe, ani zadbane. Trunki nie były pierwszorzędne, a obsługa delikatnie rzecz ujmując - niemiła. Ale ta posępna oberża, zawszę ciągnęła do siebie ludzi... i nieludzi. Zbierała się tu cała mieszanka rasowa, mieszkająca na terenach wampirów. Ludzie, elfy, driady i krasnoludy, popijali ciemne piwo u boku nieziemsko pięknych przedstawicieli Ziemnej Rasy.
Żwawym krokiem weszła do środka, nie zastanawiając się nad faktem, iż tłum rozstępował się przed nią. Była znana w świecie i to bardziej niż myślała.
Rozejrzała się czujnie wokoło, wypatrując blond czupryny. Zmarszczyła brwi, przeczesując wzrokiem hordę istot. Czyżby jej tu nie było? Niemożliwe, ona zawsze tu urzędowała.
W końcu z triumfalnym uśmiechem spostrzegła poszukiwaną.
Umiłowana przez matkę naturę smukła blondynka, odziana w lazurową suknię podkreślającą niezwykły kolor oczu, tańczyła na stole wywijają nogami. Zakasała brzeg długiej spódnicy i przytupywała do wygrywanej melodii. Złote włosy podskakiwały przy każdym ruchu, czyniąc jej widok jeszcze przyjemniejszym. Usta ułożone były w szerokim uśmiechu, niebieskie oczy błyszczały. Policzki pokrył rumieniec zarówno zmęczenia jak i podekscytowania.
- Eve! – Blondynka zaprzestała tańca i zeskoczyła ze stołu, widząc w tłumie znajomą postać. Mężczyźni skwitowali zakończenie występu przeciągłym jękiem zawodu.
- Yen – Grabarz uśmiechnęła się. Oto pierwszy członek jej drużyny. Długa połówka jej duszy.
Yennefer przekrzywiła głowę, wbijając lśniące oczy w wojowniczkę.
- Co cię sprowadza do mojego przybytku rozpusty? – zapytała śmiejąc się perliście. W istocie karczma była jej własnością. I to chyba sama postać właścicielki ściągała tutaj nieskończone ławice przybyszów.
- Mam dla ciebie propozycję. Czy zechcesz porzucić swój dobytek, by powrócić do życia wędrownego woja?
Yenna zaśmiała się ponownie.
- Jeszcze nie tak dawno uczestniczyłam w wojnie. To, że wzięłam się za zarabianie nie znaczy, że nie pamiętam jak trzyma się miecz.
Pierwsza.

***

Zapadł już zmrok. Eve, ostrożnie stawiając stopy, posuwała się w ciemności. Nigdy nie traciła czujności. Może dzięki temu przeżyła tyle wieków. Zbliżała się do celu. Czuła za plecami obecność Yenny. Poruszała się równie cicho jak ona. Nie ma się co dziwić, była jedną z najlepszych.
Grabarz przystanęła i wbiła wzrok w wynurzający się z ciemności zarys budynku i sporej kępy krzaków rosnących swobodnie u jego wejścia.
Z domu dobiegały gromkie śmiechy, ze szpary pod drzwiami sączyło się światło. Odrzwia raz po raz otwierały się i we wnętrzu znikali mężczyźni. Jedni ubrani kompletnie, inni jedynie z przepaskami na biodrach.
Wojowniczka uśmiechnęła się lekko.
Męska łaźnia.
Ona nigdy się nie zmieni.
Bezszelestnie podbiegła do zarośli i dała nura pomiędzy gałęzie.
- Nie sądzisz, że podglądanie w czymś mniej kłującym niż róża, byłoby wygodniejsze? – Zapytała szeptem. Skulona przy ziemi postać drgnęła i powoli odwróciła się. Zielone oczy zalśniły w mroku.
- Ja nie podglądam – sapnęła oburzona. – Ja podziwiam naturę.
Na usta Eve wkradł się drwiący uśmieszek.
- Bujać to my, ale nie nas – mruknęła. – Zresztą „podziwiać” będziesz mogła potem do woli. Jeśli uda mi się wypełnić zadanie, zostaniemy bohaterami. Wchodzisz w to, El?
Elle uśmiechnęła się szeroko. Zadanie oznacza możliwość zatopienia albo zagrzebania pod gruzami paru wiosek...
- Może być zabawnie – odparła wesoło.
Druga.

***

Miała już dwie osoby. Została jeszcze jej druga siostra.
Przystanęła, przed położonym u rozwidlenia rzeki zamkiem. W jego podłużnych oknach odbijały się czerwone promienie wschodzącego słońca. Twierdza zbudowana z białego kamienia teoretycznie nie odpowiadała wymogom standardowego wampira. Lochy i ociekające wodą ściany, wszędobylskie grzyby i ogólnie panująca czerń – taki był kanon. Ale czy jej siostra kiedykolwiek stosowała się do jakichkolwiek zasad społecznych?
Właśnie.
Dlatego jej zamek był piękną budowlą o białych ścianach i wielu oknach.
Nie mogła powstrzymać ironicznego uśmiechu na widok tej budowli.
Popędziła konia i już galopem dotarła do bram zamku.
Zeskoczyła na ziemie i popuszczając swojego ogiera samopas, szybkim krokiem dotarła do wrót. Zatrzymała się przed nimi. Mogła tam po prostu wejść. Miała do tego pełne prawo, ale nie była pewna, czy trzecia kadetka przebywa w swoim domu. Ostatnio często szlajała się po świecie, szukając strzyg i wodników na mokradłach...
Z westchnieniem zapukała w hebanowe drzwi. Nie musiała czekać długo. Wrota uchyliły się i pojawił się w nich sędziwy staruszek.
- Lady Grabarz? – zapytał szczerze zdziwiony. Po chwili zmarszczył brwi. – I Lady Elle. Czym zawdzięczamy wizytę? Nie widziałem was tutaj od wieków.
Eve odchrząknęła. Nigdy nic nie miała do wiekowego lokaja, ale czasem po prostu był zbyt wścibski. Wpychał długi nochal tam gdzie nie trzeba. Zanim zdążyła niemiło przypomnieć mu o obowiązkach, uprzedziła ją Elle.
- Czy nasza siostra przebywa w domu? – Zapytała.
- Tak – odparł z pewnym wahaniem mężczyzna, po czym szerzej otworzył wrota, wpuszczając je do środka. – Pani jest w sali ćwiczeń – powiedział po chwili. – Mogę zapytać czy przyjmuje dziś gości.
- Nie trzeba. Jestem pewna, że dla nas znajdzie czas. Nie trzeba – dodała po chwili, gdy staruszek gestem pokazał, że mają iść za nim. - Pamiętam drogę.
Zresztą, nawet gdyby nie pamiętała, zaprowadziły by ją tam odgłosy zderzenia stali o stal, sporadyczne eksplozje i okrzyki.
Gdy znalazła się przed odpowiednimi drzwiami, pchnęła je mocno, nie bawiąc się w pukanie.
Sala była zbudowana na planie okręgu. Podłogę wyłożono czarnym marmurem, gdzieniegdzie poniszczonym przez zbyt częsty kontakt z ogniem lub kwasem.
Przy ścianach stały manekiny ćwiczebne, niektóre nowe, inne całkiem zniszczone. Ściany zdobiła różnoraka broń. Miecze, włócznie, topory i łuki, dumnie prezentowały się na białej powierzchni.
Pośrodku sali tłoczyła zwarta była w śmiertelnym uścisku para wojowników. Mężczyzna i kobieta nacierali na siebie z połyskującą bronią w ręku. Mężczyzna zdawał się wygrywać, lecz kobieta zastosowała zapewne niedozwolony trik, siłą woli rozgrzewając metal jego miecza aż do czerwoności. Upuścił go z krzykiem. Wykorzystała to by przyłożyć mu miecz do gardła.
- Giniesz – rzekła spokojnym głosem. Mężczyzna spojrzał na nią posępnym wzrokiem.
- Gdybyś tylko nie używała tej pieprzonej magii, pokonałbym cię jednym palcem – stwierdził, odpychając ostrze od swojej szyi.
- Dlatego właśnie używam tej pieprzonej magii – rzuciła rozbawiona.
- Masz gości – powiedział, mierząc spojrzeniem tkwiąca w progu trójkę.
Kobieta odwróciła się gwałtownie. Ujrzawszy wspomnianych gości jej oczy rozjaśniły się. Podbiegła do nich, upuszczając po drodze broń i uściskała najpierw jedną siostrę, potem drugą, a na końcu padła w ramiona Yennie.
- Co tu robicie? – Zapytała. – Odniosłam wrażenie, że nie lubisz przebywać w moich progach, Eve.
Grabarz uśmiechnęła się kwaśno.
- Nie do końca – odparła wykrętnie. – Dostałam zadanie i potrzebuje ludzi. Najlepszych ludzi – dodała po chwili.
- Zadanie?
- Tak. Dosyć niebezpieczne. Ale nigdy nie zauważyłam, żeby niebezpieczeństwo ci przeszkadzało, Mida.
- Jestem pod twoje rozkazy. – Namida zasalutowała parodiowo. – Co tylko rozkażesz pani. Grabarz roześmiała się lekko.
Trzecia.

***

- Jesteś pewna, że tu będzie? – zapytała Elle, mrożąc oczy przed słońcem.
- Nie. Ona może być wszędzie. Ale to miejsce jest najbardziej prawdopodobne – odparła Grabarz, ściągając wodze swojego ogiera.
Stały przed budynkiem o wysokim, zarośniętym bluszczem płocie.
Eve spojrzała na słońce. Zbliżała się dziewiąta. Musiały się pośpieszyć, czas nieustannie dyszał im w karki. Było go tak niewiele.
Nie bawiąc się w pętanie wierzchowca po prostu zostawiła go tam, gdzie stał. Nie było sensu go przywiązywać. W końcu i tak by nigdzie nie poszedł.
Pamiętała burzliwe początki pracy z nim. Siniaki, otarcia. Wielokrotne ugryzienia i kopnięcia. Uśmiechnęła się do siebie. Tak. Z pewnością był ogierem z krwi i kości. Wyjątkowo dumnym i złośliwym ogierem. Lecz udało jej się go poskromić. Kiedyś powiedziała swojej najmłodszej siostrze, że jeśli ma mieć już konia to tylko takiego. I że na pewno zdoła go ujarzmić. Zdołała.
Pochłonięta rozmyślaniami, przeszła przez bramę i tym razem nie pukając, otworzyła drzwi i weszła do środka. Lecz wydawało się to być błędem, trafiła do cyklonu burzy. Tylko wyćwiczony podczas wieków ćwiczeń refleks pozwolił jej na unik, przed lecącym w powietrzu sztyletem. Broń zatopiła się w ścianie aż po rękojeść, tuż obok jej prawego ucha. Uniosła jedną brew.
- A żebym to ja ci nie pokazała drzwi! Wynocha! – dobiegły ją krzyki z głębi korytarza. Sprawczynią ataku zdawała się być młoda brunetka, mierząca kolejnym sztyletem w wysokiego mężczyznę o postawie atlety. Błękitne oczy kobiety zdawały się ciskać gromy.
- Won! – wrzasnęła, rzucając trzymanym w dłoni sztyletem. Mężczyzna, odwrócił się gwałtownie i czmychnął gdzieś poza zasięg jej broni. Brunetka dyszała ciężko.
Eve odkaszlnęła znacząco.
- Ga? – zapytała. Kobieta zdmuchnęła włosy z twarzy i podniosła wzrok. Jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Eve! – zawołała.
- Witaj, Gagatku – odparła.
- Co tu robisz?
- Potrzebuję twoich usług – rzuciła Wojowniczka. – Mam pewną misję...
Gaga uśmiechnęła się szerzej. Misja? Zawsze!
Czwarta.

***

Zadziwiające.
Z częścią grupy, którą miała zebrać już kiedyś zerwała kontakty. Kiedy każdy zajął się własnym życiem i nikt u boku reszty nie musiał walczyć o honor czy przyjaźń, nierozłączna niegdyś drużyna rozeszła się po świecie. Jej towarzysze poznajdowali swoje miejsca, własne cztery ściany, niektórzy pewne założyli rodziny...
Ale mimo tego, że wiążąca ich nić zdawała się zblaknąć, to jednak każdy gotów był ponownie przywrócić jej kolor. Rzucić się w wir szalonej walki za kogoś kto dawno był bliski jego sercu.
Dzięki temu widziała już jedno. Umiała podzielić wszystkich ludzi, na tych wartych miłości i cała resztę – nie wartą nawet spojrzenia, czy grymasu złości.
Stała teraz przed kolejnym budynkiem.
Koszary.
Iskierka wesołości rozbłysła w jej ciemnych oczach.
No tak. Wiecznie odgrażała się, że wstąpi do armii.
Zza wysokiego muru dochodziły okrzyki i rytmiczne tupanie. Szczęk żelaza i syk ognia.
Przekroczyła wysoką bramę i zatrzymała się. Nie do końca była pewna gdzie ma iść. Kogo zapytać o nią.
Lecz w pewnej chwili poczuła przymus odwrócenia i się i podążenia ścieżką w lewo.
Uśmiechnęła się pod nosem. Co jak co, ale odnaleźć tego, kogo szukała, zawsze potrafiła.
Ruszyła zgodnie z podpowiedzią przeczucia i jeszcze nim wynurzyła się zza rogu starej budowli, usłyszała jej głos.
- Ruszać się, wy plugawe nicponie! Wojna to nie zakupy w dzień targowy! Marsz! Marsz! Marsz!
Czyżby Hibari zajęła się nauczaniem? Trudno było w uwierzyć.
Ale jednak. Stała pośród zmęczonych chłopców, którzy zdawali się jeszcze nie dorosnąć do wymogów armii i dawała im solidny wycisk.
- Brakuje ci jeszcze patelni! – krzyknęła w jej stronę Grabarz. Idąca za nią Elka parsknęła śmiechem.
- Patelni mówisz? – Hibari pokiwała w zamyśleniu głową, w oczach błyskały jej radosne ogniki. – Niestety, jego wysokość odmówił wyposażenie armii w takowy sprzęt.
Jak zwykle nie mogąca pohamować emocji Mida ze śmiechem podbiegła do przyjaciółki i rzuciła się jej w ramiona.
- W wojsku tak nie wypada – skomentowała to Eve.
- Dlatego nie poszłam do wojska – siostra pokazała jej język.
- Dobra chłopcy! Won mi stąd! I wykąpcie się! Jedzie od was, jak od wrzuconych do łajna mantykor z Czerwonego Boru! – Pozbywszy się podopiecznych, Ari odwróciła się do przyjaciółek. – Co was tu sprowadza? Nie wydaje mi się, abyście miały zamiar zaciągnąć się.
Gaga zaśmiała się szyderczo.
- Jasne – rzuciła.
- Jesteś mi potrzebna – powiedziała Grabarz. – Dostałam zadanie. Wchodzisz w to?
Hibs wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Ku chwale ojczyzny! – Zasalutowała.
Piąta.

***

Jadąc spokojnym stępem rozmyślała, jak udało jej się zgromadzić wokół siebie takich ludzi. Pełnych wiary i odwagi. Gotowych dla niej na wiele, jeśli nie na wszystko. Honorowych, kochających. Jej najbliżsi. Zastanawiał się jak to się stało, że związała się z nimi tak, że teraz oddałaby swoje wieczne życie za którąkolwiek. Była pewna, że i z wzajemnością.
Spojrzała po twarzach towarzyszek.
Pięć kobiet.
Zupełnie różne na pierwszy rzut oka.
Błękitnooka kocia, której język był równie ostry co miecz.
Niska blondynka, mistrzyni magii. „Ta od fajerwerków”.
Szatynka, która w równym stopniu lubowała w ogniu i szczęku żelaza, co podchodach i dyskretnych znakach.
Ta o niebieskich oczach, zajmująca się w zasadzie wszystkim po trochu.
I jeszcze jedna o złotym sercu i lotnym umyśle. Gotowa na wszystko.
Wszystkie pięć łączyła lojalność i przyjaźń.
Brakowało tylko jednego ogniwa.
On był inny. Zapalczywy, silny i groźny. Warto również zaznaczyć, iż cholernie przystojny.
Dawno go nie widziała. Nie była pewna jak zareaguje na jej widok. Koniec końców ostatnio usiłowała go zabić...
Krocząca na przedzie Ell zatrzymała konia. Dotarły na miejsce.
- Mam iść z tobą? – zapytała Mida, spoglądając na ponurą siostrę.
- Nie. Załatwię to sama – zdecydowała zsiadając. – Czekajcie na mnie.
Pewnym krokiem podeszła do skrytych w cieniu drzwi. Otworzyła je z westchnieniem.
Co nas nie zabije to nas wzmocni. Ostatecznie.
Nie zdążyła uczynić trzech kroków, gdy drzwi zamknęły się, a ona pogrążona w ciemności została zepchnięta na ścianę korytarza.
Jak zawsze gotowy do walki.
Zdecydowanie nie ucieszył się na jej widok.
Wyzwoliła się z jego uścisku i usiłowała przyprzeć go do muru. Na próżno.
Przepychali się i odpychali jeszcze dłuższą chwilę, kiedy w końcu, zirytowana sytuacją, krzyknęła.
- Kenneth! Do diabła, przestań!
- Jak sobie życzysz – dobiegł jej jego niski głos. Odetchnęła głęboko, spoglądają na niego spod oka. W mroku widział równie dobrze co w świetle, to jasne.
Nic nie zmienił się przez te lata. Nadal pozostał tak samo przystojny. Ten jego groźny wygląd...
- Miło cię widzieć – zaczęła tonem pogawędki o winie.
- Nie chciałbym skłamać, dlatego będę milczeć – odparł. Zacisnęła szczeki. Czy on zawsze działał jej na nerwy?
Wzięła ponowny wdech. Jak ma poprosić go o pomoc, nie urażając swojej dumy? A może spróbować inaczej.
- Rozkazano mi zebrać najlepszych wojowników kraju i ruszyć na twierdzę kapłanów. Przykro mi, ale jesteś jednym z tych wojowników.
- Rozkazano ci? – Zapytał ironicznie. – Przecież ty nigdy nie słuchasz rozkazów.
Zaklęła w duchu, blef nie podziałał.
- Cholera, potrzebuję twojej pomocy - wyrzuciła na jednym oddechu. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Pomocy, mówisz?
- Coś w tym rodzaju – mruknęła niechętnie.
- A dlaczego ja miałbym ci tej pomocy udzielić? – zapytał opierając się niedbale o ścianę.
- Bo inaczej nie umiesz – odparła zuchwale. Zawahał się.
- Mogę pomóc... ale oczekuję czegoś w zmian – powiedział po chwili.
Oczywiście. Jakżeby inaczej.
- Co masz na myśli?
- Z czasem coś wymyślę – uśmiechnął się lubieżnie.
Szósty. Ostatni.
Nie mogła powstrzymać uczucia ulgi.
Zebrała cała drużynę. Teraz tylko pozostawała najłatwiejsza część zadania. Bo w końcu czym jest zdobycie jednej opanowanej przez wrogich kapłanów twierdzy?

***

Ciemność i odrzucający zapach stęchlizny sprawiały, że w tę część zamkowych zapuszczał się mało który śmiałek. Ściany z gubego kamienia obrośnięte gęsto jakimś zielonkawym, gnijącym paskudztwem odstręczały, a zwisające z niskiego stropu girlandy z cieniutkich korzeni sprawiały, że ludzie chodzi zgięci w pół. Całe podłoże zalanie było stęchłą wodą, która sięgała co najmniej kostek. Istny armagedon, ale to właśnie dlatego w tym miejscu, za grubymi, stalowymi drzwiami, do których prowadziły trzy wysokie stopnie, znajdowała się zbrojownia. Wprawdzie trzeba było się znacznie namięczyć, aby wogóle tu dotrzeć, ale było warto.
- Przestań!- Warknęła, a osobnik idący za nią zaśmiał się donośle, dostrzegają w ciemnościach jej iskrzące się od gniewu, brązowo-czerwone oczy.
- Aleś ty nerwowa...- Pokręcił z rezygnacją, wznosząc błagalne spojrzenie ku niebiosom, jakby liczył, że ktokolwiek 'z góry' raczy mu pomocy udzielić.
- Zawsze byłeś taki denerwujacy?- Sarknęła, po raz kolejny zrzucając jego rękę ze swoich bioder - Czy mi się tak tylko wydaje?
- Wydaje ci się. - Na całe szczęście nie mogła zobaczyć tego pełnego ironi uśmiechu, który widniał na jego twarzy. Zastanawiał się, czy ona od zawsze była aż tak pociągająca, czy ma jakieś omamy. W sumie ich ostatniego spotkania nie można było do specjalnie udanych zaliczyć. Próbowała pozbawić go głowy i nie tylko, a on również nie posotawał jej dłużny.
W sumie nie jego winna, że Eve zaliczała się do osób o dośc marnym zapasie cierpliwości, zwłaszcza w stosunku do niego.
A teraz miał jej pomagać i żałował swojej decyzji, jak niczego innego w całym życiu. Musiał się z nią użerać już od trzech dni, a pozostali członkowie, a raczej członkinie oddziału, też nie były w stosunku do niego zbyt pozytywnie nastawione.
Jedynym 'światełkiem w tunelu' była jego nagroda za wierną służbę, na którą miał już dość szatański i niezbyt czysty pomysł. Problem polegał na tym, że ile razy próbował jej dotknąć to albo obrywał po głowie czymś ciężkim, albo usiłowała go wypatroszyć sztyletem lub wymachiwała mu mieczem przed nosem.
- Nerwowa z ciebie kobieta...- Uśmiechnął się lubieżnie, niepostrzeżenie wsuwając dłoń pod jej bluzkę i delikatnie przesuwając dłonią wzdłuż kręgosupa. - Powinnaś się rozluźnić... Chociaż odrobinę.
- Cholera, Kenneth!- Wrzasnęła, przypierając go do ściany i przykładając mu cienki sztylet do gardła. - Odwal się! Cokolwiek byś robił, nie prześpię się z tobą, kretynie!
- A kto mówił o spaniu...- Mruknął, krzywiąc się nieznacznie. - I mogłabyś zabrać stąd to żelastwo, kochanie?
- I nie nazywaj mnie tak!- Chłodny metal na ułamek sekundy zetknął się z jasną skórą na szyi, tworząc na niej cinuteńką rysę, z której powoli zaczęła wypływać krew.
- Zadowolona...? - Przejechał dłonią po zakrwawionej szyi, chwilę później wycierając opuszki palców w jej policzek.
- Nie - warknęła, wymierzając mu siarczysty policzek. Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem w kierunku zbrojowni i jedynie głośny plusk świadczył o jej istnieniu.
- Kurwa mać...- Mruknął, wycierając krew rękawem i z niechęcią ruszając za swoją furiatyczną towarzyszką, która dziesięć minut później zatrzasnęła mu zwaliste drzwi przed nosem.
Gdy wszedł do powieszczenia, na jego twarzy pojawił się lekko zdziwony uśmiech. Niby tajne pomieszczenia, a nic specjanie ciekawego się tutaj nie kryło.
Na kamiennych, oświetlonych ścianach połyskiwały zawieszone w równym rzędzie miecze. Od najzwyklejszych i prostych, po najbardziej ozdobne i prawdopodobnie najcięższe. Dalej, na umocowanych od stropu po posadzkę półkach połyskiwały elementy zbroi, a reszta ekwipunku wrzucona była niedbale do głębokiej wnęki. Na samym środku znajdowało się koło do ostrzenia oporządzenia.
- Nic specjalnego - skwitował, opierając się o framugę i z nie małą przyjemnością śledząc jej nerwowe ruchy. Była diabelnie seksowna w tej czarnej tunice, wąskich spodniach do jazdy, z mieczem na plecach. Gęste, brązowe włosy spływały po ramionach...
- Cholera, czasem ciężko nad sobą panować - przemknęło mu przez myśl, gdy chwilę później całym ciałem przyparł ją do ściany, jednocześnie wprawnym ruchem pozbawiając ją wszelkiej broni.
- Co ty, co cholery, wyprawiasz?! - wrzasnęła, próbując się uwólnić, choć sposób, w któy zaczął całować jej szyję szalenie jej odpowiadał i wolałaby, gdyby nie przestawał.
- Ja...? - Zapytał niewinnie szeptem wprost do jej ucha. - Próbuję cię zgwałcić.
Uśmiechnęła się lekko, czując słabnący uścisk na nadgarstkach. Zaraz się uwolni i pokaże temu idocie, gdzie raki zimują.
A może jednak nie? W sumie to, co robił było przyjemne. Jego usta były wyjątkowo zachłanne i namiętne, gdy tak całował jej szyję i dekolt. Po chwili faktycznie puścił jej ręce, a ona zamiast mu przyłożyć, najzwyczajniej w świecie zaczęła go rozbierać, złoszcząc się na odmawiające posłuszeństwa rzemyki wiąrzące jego koszulę.
Chwilę później materiał zsunął się na kamienną posadzkę. Opuszki palców delikatnie zaznaczały każdy mięsień na wyrzeźbionej klatce piersiowej, a oddech przyspieszał z każdym, pospiesznym ruchem jego rąk.
Cholera niech weźmie cały pieprzony świat, a jego niech pochłonie piekło, żeby mogła się z nim tam spotkać, gdy już nie będzie miała siły na te ich wspólne potyczki.
Niech cały świat się odwróci i na tę jedną chwilę zapomni wogóle o tej podziemnej komnacie, niech nikt im nie przeszkodzi, bo drugiej szansy nie będzie.
- Cholera...- Wychrypiała, usiłując znaleźć jakieś oparcie dla dłoni i rozpaczliwie próbując utrzymać pionową postawę ciała, gdy nogi były jak z waty za sprawą tego gorącego szlaku, wyznaczanego właśnie mozolnie na jej bladych udach. Czuła, że zaraz eksploduje, a ten idiota tylko wszystko pogarszał, bo gdy już miała nadzieję na koniec tych namiętnych tortur, on przerywał i cała tyrada zaczynała się od nowa.
W końcu nie wytrzymała i gdy po raz kolejny wpił się w jej usta, zgrabnym ruchem wskoczyła mu na biodra, mocno oplatając nogami.
Uśmiechnęła się drwiąco, widzac zdziwienie w jego czarnych oczach. Wplotła smukłe palce w jego długie, czarne włosy i namiętnie pocałowała, zagłuszając okrzyk spełnienia, który wyrwał się chwilę później z jego gardła.
Oparła się plecami o chłodną ścianę i usiadła, ciężko oddychając i opierając głowę na jego ramieniu.
Siedzieli tak przez chwilę w milczeniu, napawając się tą chwilą zapomnienia, daną im chyba przez samych bogów, w któych żadne z nich nie wierzyło.
- Ktoś idzie...- Mruknął Kenneth, odgarniąc włosy z twarzy.
Też słyszała zbliżający się chlupot. No tak, inni też potrzebowali swojego ekwipunku i lepiej byłoby, gdyby nie zastali ich w takim stanie. Drzwi otworzyły się i ukazała się w nich uśmiechnięta twarz wysokiej szatynki o niebieskich oczach.
- O, nie spodziewałyśmy się was tutaj...- Stwierdziła, unosząc brew w geście zdziwienia. Tuż za jej plecami pojawiła się blond czupryna Yenn.
- Niespodzianki chodzą po ludziach...- Mruknęła cicho Eve, ostrząc miecz i jednocześnie z uwagą obserwując pochyloną sylwetkę Kennetha.
- Niespodzianki...? Jakie niespodzianki? Bardzo lubie niespodzianki! – wesoło zawołała El, tancznym krokiem wbiegając do pomieszczenia. Na widok pracującej w zgodzie pary uniosła brwi w geście zdziwienia. – A wam co?
- A co nam ma niby być? – Warknęła na nią Eve, mierząc groźnym spojrzeniem. W odpowiedzi jej siostry wymieniły tylko porozumiewawcze spojrzenia i zaśmiały się z widocznym zadowoleniem.
- Dobry był? – zapytała bez ogródek Yenna, uśmiechając się szeroko.
- Przestańcie pierdolić i weźcie się do robory, dobrze...? – zaproponowała Eve fałszywie spokojnym głosem, kręcąc wymowny młynek mieczem.

***

- Ale rudera... – Mruknęła stojąca za plecami Eve Mids. Rzeczywiście, wojowniczka nie mogła się z nią nie zgodzić. Budynek był w iście opłakanym stanie, co nie przeszkadzało w uczynieniu z niego głównej twierdzy Kapłanów.
Idioci.
- No wiesz, nic się nie umywa do twojej białej chatynki – sarknęła, uśmiechając się kpiąco.
- Chatynki?! Ja ci dam chatynkę! – Najeżyła się Namida, rzucając kose spojrzenie siostrze.
- Dobra, dobra, ja swoje wiem. Biała chatynka i już – ucięła dyskusję Eve, niżej przypadając do ziemi. Jej czujne oczy obserwowały wartowników stojących przed bramą, a ręka niecierpliwie drżała, by chwycić miecz. Chciała już mieć tę zabawę za sobą. Owszem, zadanie było niebezpieczne. Kapłani władali magią, mieli dobrze wyszkolone straże. Ale nie byli tak dobrzy, jak jej kompania. No i nie mieli tej czystej radości zabijania, jak ona. Nigdy nie przyjęłaby zadania, gdyby nie sprawiło jej przyjemności. Nie mogła zaprzeczyć, bała się. Jednak nie o siebie, tylko o przyjaciółki. Doskonale wiedziała, że są dobre w tym, co robią. W końcu razem trenowały, walczyły, piły. Razem siały postrach na gościńcach, spustoszenie na polach bitewnych i w karczmach. Jednak w sercu czuła irrancjonalny lęk. Lęk wynikający z miłości. Nic nie mogła na niego poradzić.
- Szcześciu przed główną bramą, czterech od wschodu i zachodu, dwunastu za zamkiem. Widocznie spodziewają się, że uderzymy od tyłu – mruknął Kenneth, kucając przy niej. Mówił leniwym tonem, jakby był w karczmie, a nie dopiero co powrócił ze zwiadu.
- Co za głupcy... – Zaśmiała sie Hibari. Jako wojskowa miała obcykane wszystkie posunięcia taktyczne. A to, co zrobili Kapłani, to czysty debilizm.
- No to jak, kończymy to szybko? – Niecierpiliwiła się GaGa, niespokojnie bawiąc się sztyletem. W jego ostrzu odbijało się światło księżyca, który przed godziną wpłynął na nieboskłon. Ale ciemności nie przeszkadzały ich małemu oddziałowi. Mogły tylko pomóc.
- Eve? – Spytała El, wyczekująco patrząc na siostrę. – Jesteś tu szefem, decyduj. Kiedy uderzamy?
- Teraz – odpowiedziała z błyskiem w oku, chwytając za miecz i wyskakując z krzaków. Podbiegła do pierwszego wartownika i jednym ruchem ścięła mu głowę. Kątem oka widziała, jak Kenneth rozprawia się z drugim, a El załatwia dwóch równocześnie, pstryknięciem rozsadzając im czaszki.
- Mogłabyś trochę mniej efektownie? – Poprosiła Namida, jakby od niechcenia otrzepując z tuniki resztki ich mózgów. – Jestem naprawdę przywiązana do tych ciuchów, wiesz o tym?
- Czy wy jesteście na pikniku? – Zdenerwował się Kenneth, otwierając bramę, która skrzypnęła cicho i do mrocznego korytarza wdarło się światło księżyca.
- My? Nie, my sie tylko dobrze bawimy – odpowiedziała szelmowsko Ari.
- Idziemy – zażądziła Grabarz, ruszjąc w głąb budynku. Był cichy i spokojny, zdawało się, że wszystko jest tu uśpione. Nawet mury. Wszystko jakby zamarło w oczekiwaniu na coś strasznego.
- Jest za cicho. Stanowczo za cicho – mruknęła Ga, czujnie rozglądając sie naookoło. Eve czuła, jak jej wytrenowane przez wieki ciało spina się w radosnym oczekiwaniu na dobrą walkę. Nie doceniła przeciwnika. Teraz ten błąd nadrobi.
- Uwaga – szepnęła, uprzedzając wydarzenia. Błyskawicznie uskoczyła w bok, a w miejscu, gdzie stała, ziała gigantyczna dziura.
- No proszę, jednak znają się na rzeczy! – Radośnie krzyknęła Mida, posyłając płomień po ostrzu swego miecza. Po chwili tańczyła w ogniu, kosząc nadbiegających strażników jak rolnik swoje pole. Eve uśmiechnęła się pod nosem. Ona nigdy się nie zmieni.
Obróciła się do nowej grupy wojowników, a na jej usta wypełzł szatański uśmiech. Już dawno tak dobrze się nie bawiła.
- Kenneth, idziemy w zawody! – Krzyknęła, wbijając miecz w podbródek najbliżej stojącego mężczyzny. Ciekawe, czy ostrze dotarło do mózgu...
- Jak sobie życzysz! – Odparł i przeszył mieczem zamierzającego się na niego strażnika. – Pięć!
- A ja mam już siedmiuuuuuu! – Radośnie krzyknęła El, przeskakując jakiegoś trupa. Po chwili salę przeleciało rzucone przez nią płonące sai, które z cichym sykiem wbiło się w gardło wroga.
- Czy wy naprawdę nie macie lepszych zajęć?! – Warknęła Hibari, posyłając strzałę za strzałą. Była w grupie jednymym łucznikiem, przez co czuła się nieco dziwacznie.
- Ale to jest fajne! – Odkrzyknęła Yenna, pastwiąc się nad trzema wojakami.
No cóż, pomyślała Eve. Tego sie można było spodziewać. Jak ktoś mógł się dobrze bawić, gdy atakuje go horda wrogich żołnierzy, to tylko one. Mało, dobrze bawić. Jeszcze z uśmiechem na ustach prowadzić pogawędki!
- Wy tak zawsze? – Spytał Kenneth, gdy przypadli do siebie plecami. Otoczyło ich paru strażników z nadzieją, że pokonają wreszcie grupę, która wpadła do nich siejąc zniszczenie na prawo i lewo i najwyraźniej dobrze się przy tym bawiąc.
- Tak. A co, przeszkadzamy ci?
- Mnie? A skąd, zawsze jest to jakieś urozmaicenie w krzykach konających, nie uważasz?
- Nie mogę się nie zgodzić. To jak, kończymy to? Zdążyłam sie już nimi dość znudzić, nie potrafią niczego nadzwyczajnego...
- Jak sobie życzysz – uśmiechnął się Kenneth. – Na trzy. Raz, dwa...
- Trzy! – Krzyknęła Grabarz i rzuciła się w grupę przeciwników. Tego nie można było nazwać walką. To był swoisty taniec życia ze śmiercią. Smukłe ciało Eve gięło sie w wytrenowanych ruchach, a miecz wirował w jej dłoniach jak żywa istota. Dla niej najlepszy partner do tańca.
Po chwili w pomieszczeniu zaległa cisza, przerywana tylko lekko cięższymi oddechami zwycięzców.
- Nikomu nic nie jest? - Upewniła się Garabrz, przyglądając się przyjaciółkom. Namida otrzepywała z rąk sadzę, El ocierała okrwawione sai o ubranie jednego z poległych, Hibari przeciągała się rozkosznie, Yenn z uroczym uśmiechem kopała jakiegoś trupa, a GaGa nerwowo tupała nogą.
- A wyglądamy na kogoś, kto da się zabić pierwszemu lepszemu ścierwu? – Zapytała.
Jednak odpowiedziało jej tylko powolne klaskanie. Wzrok wszystkich skierował się na schody. U ich szczytu stało pięciu, może sześciu kapłanów. To stojący na przodzie, zapewne ich przywódca, klaskał leniwie. Tylko on był pewny swego. Reszta kuliła się za nim, jak skarcone przez matkę dzici. W ich oczach czaił się niepohamowany strach. Nic dziwnego. Posadzka była zlana krwią, a u stóp ich wrogów kłębiły się zmasakrowane ludzkie trupy. O ile trupami tę zniekształconą masę można było nazwać.
- No prosze, jaki zaszczyt... Czy to nie osławiona Grabarz ze swoją starą kompanią? – Spytał pogardliwie, mierząc ją wzrokiem.
Eve uśmiechnęła się pod nosem. Już wiedziała, że tę bitwę wygra. Że zdobędzie twierdzę, wykona zadanie. Ten mężczyzna miał zbyt duże pojęcie o własnej niezniszczalności i potędze. Nie docenił przeciwniczki. Zapłaci za to. Własną głową.
Spojrzała na Kennetha, który uśmiechał się do niej porozumiewaczo. Wiedziała, co będzie później. Ta sytuacja w zbrojowni wszystko zmieniła. Teraz należał do niej.
Zerknęła na gotowe do walki przyjaciółki. Lojalne, silne, wytrzymałe. Nie do pobicia. Razem mogły zdobyć świat, kochały się całymi sercami. Zawsze będą przy niej trwać. Na dobre i na złe, w walce, pokoju czy czyszczeniu karczm z trunków. Zawsze, gdy będzie tego chciała i potrzebowała.
- Tak, to my – uśmiechnęła się pewnie i z okrzykiem ruszyła na kapłanów, z kompanią u boku.
Tak, jak powinno być. Jest.


Ostatnio zmieniony przez Elle dnia Wto 19:54, 19 Maj 2009, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:52, 17 Maj 2009    Temat postu:

Eveeeeeeeeeeeeeeeeee!

Nie bede ci życzyc stu lat, ani dwystu, bo jestes niesmiertlena. Nie miałoby to najmniejszego sensu, nie uważasz? Więc chciałam ci życzyc, by te nadchodzące wieki pełne były walk, rąbanki, upijania sie w karczmach, tańców na stole, dzikiego seksu, mnóstwa książek, prawdziwych przyjaciół i spełnionych marzeń. Niech świat zatoczy koło i wróci do ciemnych wieków średniowiecza, świetych wojen i wypraw na smoki. Obyś nigdy się nie zmieniała, a jesli już, to na lepsze. Wytrwałości, odwagi. Wszystkiego, czego zapragniesz!

Kocham, kocham, kochaaaaaaaaaaam! <333
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:54, 17 Maj 2009    Temat postu:

Sto lat, Skarbie!
Choć nie, wróć, myślę, że sto to za mało, wziąwszy pod uwagę, że od urodzenia masz ponad sześćset. Życzę Ci z całego serca, abyś zawsze, bez względu na okoliczności, pozostawała sobą. Abyś żyła z szerokim uśmiechem na ustach i radosną pieśnią w sercu, z drogimi przyjaciółmi u boku. Abyś nigdy nie traciła wiary ani w siebie, ani w swoje umiejętności, ani w tych, którzy Cię kochają... Żyj nam długo, panno pełnoletnia, i błagam, tylko się dziś nie upij. W końcu wreeeeszcie jesteś legalna i nie będziesz już pewnie wyzyskiwać Eluta, hm? xD
Najlepszego, Eve. Kocham! <333


Ostatnio zmieniony przez Fushigi dnia Nie 13:55, 17 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:17, 17 Maj 2009    Temat postu:

O JA PIERDOLĘ.
Tak, to bardzo dobry początek, zważywszy na to, co właśnie przeczytałam. Nie sądziłam, że napiszecie coś dla mnie i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że się nie spodziewałam. Weszłam dziś na SN jakby nigdy nic i tu proszę - taka niespodzianka... Nie mogłam się oderwać od tego tekstu. Był świetny - ale czegóż się można spodziewać po największych talentach literackich Strefy? No właśnie.
Nie brakowało mi tu niczego, dosłownie niczego. Była walka, był seks, była przyjaźń, odwaga, honor, przygoda, straceńcza misja do wykonania i my - nieśmiertelna drużyna, która kpi sobie z zagrożenia i z uśmiechem na ustach siecze wszystko, co stanie im na drodze. Kurwa.
Przez chwilę czułam się jak w Domu. I wiem, że się powtarzam, ale radosne, pełne niedowierzania i absolutnie szczere o ja pierdolę to właściwie jedyny komentarz, który wydaje mi się adekwatny. Tak, nie są to górnolotne słowa, ale całkiem dobrze opisują to, co właśnie czuję. A czuję... Hah, nie da się tego opisać słowami.
Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że was mam. Dziękuję wam teraz - wszystkim razem i każdej z osobna. I jestem pełna podziwu dla waszych umiejętności, bo wierzcie mi lub nie, ale niemal się przez was popłakałam.
Kocham was! I dziękuję raz jeszcze. Za tekst, za pamięć, za życzenia i przede wszystkim za to, że jesteście.

Wiem, że to nieskładne. Ale chuj. Cieszę się, bardzo się cieszę... Nigdy w życiu chyba nie użyłam tyle razy słowa "dziękuję".
O ja pierdolę...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:30, 17 Maj 2009    Temat postu:

Rany boskie, jak mi się serdycho raduje, gdy bliscy mi ludzie są szczęsliwi...

Kochaaaaam!
Cjociaż nie. kocham to troche za mało.
Niech to będzie najwaspanialszy dzień w twoim życiu, Stara Dupo!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Namida
Legendarny Sannin


Dołączył: 09 Sty 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krańca świata
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:59, 17 Maj 2009    Temat postu:

Czy wy nie uważacie, że ja się otaczam za starymi ludźmi?
No bo sorry... Elka po osiemnastce, Fu ma siedemnaście, teraz ta krowa kończy osiemnaście i co? Jestem małoletnia...
Ale odbiegam od tematu.
Jak zwykle nie wiem jak zacząć i co życzyć... ale to już norma.
Nareszcie możesz kupować te swoje śmierdzące pety legalnie... Nie żeby przedtem ci coś przeszkadzało w kupnie...
W każdym razie, życzę ci po prostu wszystkiego. Żebyś podbiła galaktykę. Żebyś znalazła swojego Kennetha. Żebyś za każdym razem, w każdym pojedynku skopywała Faustowi tyłek... Żebyś była z nami i nigdy się nie zmieniała.
Bo co my byśmy poczęły bez takiej gradowej chmury co skarbie?
Po prostu Kocham. Mocno i szczerze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaszmira77
Genin


Dołączył: 09 Lis 2008
Posty: 218
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sama chciałabym wiedzieć :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:28, 17 Maj 2009    Temat postu:

Cholera, nigdy nie potrafiłam składać życzeń i prawdopodobnie nigdy się tego nie nauczę, więc dorzucam się do dziewczyn i po wiem po prostu tak: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ryżuś
Rdzeń ANBU


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 1471
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z czarnej dupy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:05, 17 Maj 2009    Temat postu:

Grab, wszystkiego najlepszego! Moja mamuśko! <3
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Umeka
Legendarny Sannin


Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 3809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:40, 17 Maj 2009    Temat postu:

Seksu, seksu i jeszcze raz seksu Ci życzę, Eve! <33
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Guś.
ANBU


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 927
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z kapusty.

PostWysłany: Nie 19:17, 17 Maj 2009    Temat postu:

Wszystkieeeeeeeeego najlepszego! ;*

Kreatywnie, no nie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elealyon
ANBU


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Deep Sea Research Center

PostWysłany: Nie 19:27, 17 Maj 2009    Temat postu:

Dołączam się do życzeń i jeszcze, tak gratis, dorzucam przygodę. Wielką przygodę, niesamowitą podróż i epickie bitwy, ratowanie/niszczenie/palenie/zbawianie/pogrążanie w mroku świata, bycie Mistrzem i Wyrocznią. Heh, kimś jak Medivh, a nawet jeszcze większym, jeszcze potężniejszym.
Bo liczy się wola. Wola walki, wola przetrwania, silna wola! Żeby się nie dać złamać, decydować o samym sobie zawsze i wszędzie. Żeby żyć i niczego nie żałować.
Tego Ci życzę, Eve. Nie zbocz z kursu, który obrałaś, bądź właśnie taka, jaka jesteś. Bo to cenne.

I, cholero jasna, wszystkiego najlepszego!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:58, 17 Maj 2009    Temat postu:

No i co ja mam powiedzieć, oprócz ponownego "dziękuję"...?
<3
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:11, 18 Maj 2009    Temat postu:

Że przyjdziesz jutro do szkoły. Muszę wycałować solenizantkę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mayumi
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Paź 2007
Posty: 5842
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from wonderland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:27, 18 Maj 2009    Temat postu:

Barku, nareszcie 18stka!!!
Kurcze, wkraczasz w nowe życie, ale mam nadzieje, że nie wpłynie to jakoś na ciebie i się nie zmienisz. Życzę ci tego, czego tylko sobie zapragniesz, bo nie jestem w stanie wymienić wszystkich dóbr, na które zasługujesz. Kiedy się spotkamy, wypijemy za twe zdrowie, życie i współżycie. <3
Kochaaam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:46, 18 Maj 2009    Temat postu:

Ano, wreszcie trzeba się napić! Tym razem legalnie. xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:14, 19 Maj 2009    Temat postu:

Eveeeeeeeeeeeeeeeeeee! *rzuca się i obślinia mamusi policzek zalewając się łzami* Jak ja cię kochaaaaaaaam! Kurde, cały wszechświat to nic, w porównaniu do mojej miłości! Co prawda składałam ci już życzenia, ale tak jeszcze raz nie zaszkodzi. xD Wszyściuśkiego najlepszego, słońce! <33333333333333333333333333
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:32, 19 Maj 2009    Temat postu:

No i mogę się po raz kolejny zacytować:
Dziękuję wam wszystkim i każdej z osobna.
I bogom też dziękuję, jeśli maczali w tym palce, bo im się, kurwa, należy za tak niesamowite towarzyszki, jakimi jesteście.
Kocham was! <3
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:55, 19 Maj 2009    Temat postu:

My ciebie też! <33
I chyba po raz pierwszy w życiu podziękowałaś za coś bogom! XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:55, 19 Maj 2009    Temat postu:

Niech chociaż raz mają od niewdzięcznego, niepokornego człowieka...
...a nie, moment, przecież ja jestem bogiem. Klękam jedynie przed lustrem i te sprawy. xD

Zastanawiam się, czy iść jutro do szkoły.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:28, 20 Maj 2009    Temat postu:

To wiesz co? Ja ci na następne urodziny kupie takie wieeeeeelkie lustro na całą ścianę. xDDD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:22, 20 Maj 2009    Temat postu:

I jeszcze lustra na suficie! ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mayumi
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Paź 2007
Posty: 5842
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from wonderland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:12, 20 Maj 2009    Temat postu:

Ja myślę, że Barek ma już w domu taką świątynie z samych luster ;dd
Może w piwnicy lub w szopie, whatever.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:37, 22 Maj 2009    Temat postu:

Niespecjalnie lubię patrzeć na swoje odbicie... Wolałabym dostać miecz. ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:56, 23 Maj 2009    Temat postu:

W sumie, lustro ci nie potrzebne... Skoro jesteś wampirem, to przecież się w nim nie odbijasz!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:17, 23 Maj 2009    Temat postu:

Też racja...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Okazyjne. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin