Autor Wiadomość
Rose
PostWysłany: Nie 8:15, 09 Maj 2010    Temat postu: [Z][D] Poznanie

Jakby się którejś nudziło, zapraszam do czytania. Właściwie to "ćwiczenie" jakie wykonywałam na nawrót weny, więc to cuda cudeńka raczej nie są xD.

~

Jasna czerwona barwa zalewała poranne niebo, różowe chmury kłębiły się gdzieś w oddali, przejrzyste, podobne do podmuchu zimowego wiatru, a jednak pogłębiające swą miękkość z chwili na chwilę. Ciemna noc tonęła, ustępując świeżemu porankowi, budzącym wraz ze swoim przyjściem całe uśpione życie. Słońce leniwie wyjawiało się zza horyzontu, spowite chłodną mgłą, oświetlające zroszoną rosą przesycony barwami - co prawda uśpiony - ogród. Za spokojnymi szelestami liści, wiatr, niewidzialny, dmuchał delikatnie w ciężkie gałęzie drzew. Biegnąc alejką, strącał niepewnym ruchem płatki słodkiej, różowej japońskiej wiśni, które to zasypywały brukowaną drogę. Ciszę idylli nie zakłócało nic. Ptaki, uśpione, nie budziły się na dotyk nowego dnia. Bez radosnych treli krajobraz, choć piękny, wydawał się uboższy.
I nagle wszystko zamierało, wiatr cichł, przestawiał szumieć, dotykać drzew. Cisza miła dla ucha stawała się ciszą martwą, pustą, bezlitosną. Dusiła wszelkie stworzenie, które wolało tę chwilę przespać, niż czuć wzrastające niepokoje. Trwało to jedynie moment, ale jakże bolesny i straszliwy dla natury.
Brukowaną alejką kroczyła majestatycznie drobna, czarna postać dziewczyny. Czarne włosy pobłyskujące granatem, ścięte były tuż nad ramieniem, proste, zupełnie niezwichrzone. Blada, zimna twarz była bez wyrazu - jedynie hebanowe oczy wyrażały nienawiść większą od jakiejkolwiek innej możliwej emocji. Prosta grzywka oraz długie, gęste rzęsy rzucały przedziwny cień na jasne policzki, białe jak mleko, bez żadnej skazy. Szła spokojnie, wyprostowana, ubrana w prostą, ciemnofioletową sukienkę z długimi rękawami, czarne rajtuzy i czarne baleriny. Ot, powiedziałbyś - zwykła nastolatka, jak każda inna.
W to, że była nastolatką, zaprzeczyć się nie dało, jednak to, że była zwykła, trzeba było odciąć.

~

Wybiła godzina ósma, czas na poranne wiadomości. Z tej strony Iwao Mori, witam państwa. Premier ponownie wybiera się do USA...
Sobotni poranek mijał hałaśliwie, lecz spokojnie. W małej kawiarence na przedmieściach Tokio już od samego rana słychać było głośne szumy, brzęczenie filiżanek i sztućców oraz wesołe rozmowy odpoczywających Japończyków. Rozlokowani wygodnie w kremowych, skórzanych fotelach, zdawali się być pochłonięci tylko i wyłącznie sobą. Co niektórzy czytali gazety bądź tomiki nowych mang, na pierwszy rzut oka zrelaksowani. Informacje telewizyjne zdawały się nikogo nie obchodzić.
Pozornie.
Mamy doniesienia o ponownym ataku Księżycowej Wampirzycy. Tej nocy zginęło cztery osoby. Zostali jak zawsze pozbawieni krwi przez nacięcie w kształcie półksiężyca na szyi. Z niepotwierdzonych informacji wynika, iż ofiary były najprawdopodobniej nieprzytomne podczas "zabiegu", a nie najzupełniej świadome działań morderczyni, jak to zawsze bywało. Jeszcze nie wiadomo, czym było to spowodowane...
Gdy skończono nadawanie programu, wszyscy odetchnęli głęboko, jakby coś ich przygniatało, a oni nie potrafili się tego wyzbyć. Rozmowy zniżono do szeptów. Każdy zadawał sobie pytanie, ile jeszcze będzie trwać polowanie, czy kiedykolwiek uda się choć wpaść na trop kobiety, która zabija? Od roku pozostawała nieuchwytna; mordowała w każdą pełnię księżyca kilka ofiar w zależności od miesiąca. Był kwiecień, tak więc zginęła odpowiednia ilość ludzi.
Dziwny, niepokojący uśmiech wyodrębniał się na tle skupionych twarzy. Blada twarz kpiła, a czarne oczy lśniły najzwyklejszym złem. Było w niej coś zimnego, nieludzkiego, a przymrużywszy powieki, zdawała się przypominać przyczajone zwierzę, które czeka na atak. Szczęknęła filiżanka, ze zbyt wielkim rozmachem odłożona na talerzyk. Ciemne oczy obrzuciły spojrzeniem salę, po czym dziewczyna wstała i szybko, niemal bezgłośnie, wyszła z kawiarni.

~

Księżyc w pełnej swej majowej krasie wydawał się być wyrokiem na nieznanych jeszcze ludzi. Dzisiaj śmierć utnie nici życia pięciu wybranym.
Czarna postać dziewczyny poruszała się wieczornymi ulicami zupełnie spokojnie, inna niż spłoszeni, odwracający się ciągle za siebie przechodnie. Emanowała pewnością siebie, idąc wolnym krokiem, opatulona czarnym, obwiązywanym w talii płaszczem. Ciemne włosy Japończyków tchnął od czasu do czasu wiatr, przemykając pomiędzy szczupłymi postaciami.
Głupcy, czy sądzicie, że jeżeli uciekniecie ze spłoszonym wzrokiem, Wampirzyca was nie złapie? O nie... Złapie was z jeszcze większą chęcią. Lęk ludzi jest afrodyzjakiem dla morderców.
Uśmiechnęła się do siebie, gdy wtem rozległ się przeraźliwy krzyk.
W jednej chwili wszyscy z wrzaskiem rozpierzchli na boki niczym stado ogarniętych strachem zwierząt, a nie rozumnych istot. Dziewczyna, popchnięta kilkakrotnie, przepchnęła się ku wnęce obok wystawy sklepowej. Starała się wyciszyć i znaleźć źródło przeraźliwych krzyków, zlewających się z wrzaskiem mieszkańców. Gdzie pulsuje krew, skąd ten zapach, skąd ten krzyk?

~

Każdy morderca powinien mieć swojego oprawcę - stróża prawa. Jednakże nie każdy niosący śmierć krwiopijca daje się złapać w sidła swego łowcy. Czasem pojawiały się szczególnie przypadki, które musiały być usuwane przez szczególne osoby.
Czarnowłosa dziewczyna biegła głównymi ulicami, chcąc dostać się niezauważenie do jednej z tych ciemnych uliczek, łączących i tworzących ze sobą labirynt na terenie miasta. Krzyki cichły, ale ona wiedziała, że to tylko zwykłe złudzenie, które wykorzystuje zła akustyka. Nagle wyskoczyła gdzieś w bok, przyległa do ściany, cicha, bez pulsującego od adrenaliny serca. Była idealnie niewyczuwalna ni węchem, ni słuchem, a tym bardziej niewidoczna w gęstej ciemni nocy. Przytulona do chropowatej powierzchni, jedną ręką macała drogę, a drugą sięgnęła do wnętrza płaszcza. Po chwili wyciągnęła niewielki pistolet z wygrawerowanym ozdobnie K. Sapnęła, czując wreszcie drewnianą ramę, a następnie zimną klamkę, wymoczoną jakąś cieczą. Czarnowłosa przysunęła mokre palce pod nos.
Cholera, krew.
Skrzywiła się, ale wolno otworzyła drzwi. Ciemność przebiło mdłe światło z dogasającej żarówki, wiszącej nad progiem. Dziewczyna przyłożyła broń do twarzy, przymykając na chwile powieki.
Cisza, cisza, raz, dwa, trzy...
Wślizgnęła się do środka, czując przygniatający odór krwi. Cała podłoga uwalona była czerwoną mazią, chichot obijał się w czterech ścianach. Mrok obdzierał szare tapety, brunetka zmarszczyła brwi, zbliżając się powoli z odblokowaną bronią ku bardziej naświetlonemu korytarzowi. Przyczajona, stawiała uważne kroki, nasłuchując nasilające się syki. Stanęła tuż obok uchylonych drzwi, lekko przechyliła głowę, by zajrzeć do wnętrza drugiego pokoju. Dostrzegłszy obdarte ze skóry na szyi dwie kobiety, przymrużyła powieki, mierząc lufą gdzieś w środek drzwi. Były cienkie, łatwe do przebicia.
- A kuku!
Krzyk Wampirzycy tylko rozdrażnił dziewczynę, wystrzeliła pocisk przed siebie. Chybiła, rąbnęła nogą w drewnianą płachtę, która była przed chwilą jeszcze drzwiami. Drewno rozleciało się na drobne kawałki, a czarnowłosa wymierzyła drugi pocisk w umazaną krwią młodą kobietę. Ponownie nie trafiła. Wampirzyca nie atakowała, czekała, przymrużywszy jaskrawe, błękitne tęczówki. Uśmiechnęła się szpetnie, wystawiając krwawe kły.
- Kishin... - syknęła pod nosem. - Jesteś kishin. Szlachetna.
Nagle zaśmiała się piskliwie, ogłuszając nieprzyzwyczajone do takiego dźwięku uszy.
- Jestem już aż tak niebezpieczna, aby nasyłać na mnie Szlachetną? - wydawała się być rozbawiona do granic, mówiła z gryzącą ironią. - No cóż, nie powiem, że mi to nie schlebia. Przynajmniej będzie o jednego mniej z was, a my, my, będziemy mogli się rozwijać!
Z wrzaskiem naskoczyła nagle na dziewczynę, chcąc wytrącić jej srebrną broń z rąk. Czarnowłosa zrobiła szybko unik, równie szybki, co napastniczka. Wampirzyca chwilę jakby zastanowiła się nad tą niezwykłą szybkością, ale widać nie zainteresowała się tym dłużej, bo ponownie chciała wbić kły w ramię kishin. Łowczyni odskoczyła na bezpieczną odległość, strzelając kilka razy do kobiety. Bezskutecznie.
Dziewczyna wyciągnęła z pochwy przyczepionej do uda srebrny sztylet i schowała go do kieszeni. Przyczaiły się obydwie, w oczekiwaniu, która pierwsza zaatakuje. Chodziły wokół, łypając na siebie groźnie, depcząc martwych ludzi. Wampirzyca nie wytrzymała, z sykiem ponownie naskoczyła na czarnowłosą. Ona się tylko uśmiechnęła. Kucnęła i celując do góry, strzeliła. Nie było mowy o tym, aby kobieta uciekła. Kishin usłyszała tylko głuchy jęk, po czym w niesamowitym tempie wyciągnęła broń z kieszeni i wbiła ją prosto w krtań wampira. Nawet nie krzyknęła.

~

Dzisiaj nad ranem znaleziono zwłoki domniemanej Księżycowej Wampirzycy. Ustalane są dokładne okoliczności, w jakich doszło do śmierci morderczyni. Czyżby popełniła samobójstwo? A może ktoś ją zamordował? To pytania, na które postaramy się odpowiedzieć w następnych serwisach informacyjnych, a teraz wracamy do innych wiadomości...
Ta sama kawiarenka, ten sam stolik, ta sama filiżanka z cappuccino i ta sama osoba. Czarnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, wypijając kilka łyków gorącego napoju. Spojrzała w stronę szklanej witryny, na uspokojonych, biegnących ludzi, już kompletnie nie zainteresowanych Wampirzycą. Ważne było to, że jest martwa, a im nic nie zagraża.
Poniedziałki są zawsze szare, ale...
- ... ja je zawsze widzę krwawo.
I zaśmiała się cicho, odstawiając filiżankę na spodek. Spojrzała na wyszyte srebrną nicią K.
Bo być jedną z Kishin to zaszczyt.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group