Forum STREFA NARUTO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[2][NZ] Historia pewnego Bożego Narodzenia.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Nasza twórczość.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
GaGa
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 2929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:06, 27 Gru 2009    Temat postu: [2][NZ] Historia pewnego Bożego Narodzenia.

Z humorem (mam nadzieję) i na jego poprawę po świątecznym obżarstwie oraz niekończących się sparringach z rodziną. ;)
Powiedzmy, że ciąg dalszy do TEGO - czyli obiecana alternatywa.
Dla Fuś i Mids.
***
Rozdział 1.

Fakt, że Severus nienawidził Świąt był jedną z oczywistych oczywistości, do których ludzie na przestrzeni lat zdążyli przywyknąć. Nie było w tym nic niezwykłego i z pewnością pasowało do ponurego Mistrza Eliksirów. Na co dzień opryskliwy i nieprzyjemny, w okresie świątecznym był nie do zniesienia i nawet Albus Dumbledore, zdający się być ucieleśnieniem cierpliwości, takową tracił, nie mogąc znieść ciągłych warknięć, burknięć i krzywych spojrzeń. Minerwa, która po śmierci Albusa, objęła fotel dyrektora Hogwartu z jej utratą nie miała żadnych problemów i musiała wyrobić w sobie dodatkowe jej pokłady, by swojego podwładnego nie potraktować jakąś wyjątkowo paskudną za każdym razem, gdy otwierał usta.
Jednak Boże Narodzenie, które wypadło dwa lata po śmierci Voldemorta było szczególne. Snape nie tyle był paskudny, co właściwie go nie było. Rozpłynął się wraz z końcem semestru, najpewniej zamykając na cztery spusty w prywatnych kwaterach i nikt nie miał z nim kontaktu. Nie pomagało walenie w drzwi, wysyłanie wiadomości przez skrzaty czy próby połączenia z jego kominkiem. Severusa Snape'a dla świata po prostu nie było, w każdym bądź razie chwilowo. Minerwę to martwiło, bo jakkolwiek Severus nie sprawiał wrażenia samobójcy, tak jego głodówka i nowatorski ascetyzm ją przerażały. Potrafiła zrozumieć niechęć do spędzania pierwszych, po opuszczeniu przez niego Munga, świąt w atmosferze radości, ale nie miała zamiaru pozwolić mu na wegetację w wilgoci i chłodzie przez dwa tygodnie. Nie zależnie od tego, jak bardzo takowej jej były uczeń potrzebował. Niestety, nikt nie wyrażał chęci przygarnięcia do siebie na okres świąteczny Etatowego Gbura, a i sam zainteresowany zdania wyrażać nie chciał. Sprawiało to, że im bliżej była Wigilia, tym bardziej pani dyrektor robiła się nerwowa i w akcie skrajnej desperacji, postanowiła zgłosić się do jedynego, pozostającego na wolności i przy życiu, szkolnego kolegi Severusa.
- Remusie, jesteś? - wychyliła głowę z płomieni i rozejrzała się po świątecznie udekorowanym salonie. Choinka stała na prawo, w rogu i obwieszona była mnóstwem kolorowych światełek, bombek oraz bardzo gryfońskim, złoto-szkarłatnym łańcuchem. Kanapę i fotele okrywały ciemne, bordowe narzuty, a ogień w palenisku i choinkowe światełka zdawały się być jedynymi źródłami światła.
- Witam, pani profesor - Nimfadora Lupin uśmiechnęła się promiennie, delikatnie huśtając w ramionach śpiącego chłopca - Remus na chwilę wyszedł, ale zaraz wróci. Niech pani wejdzie.
Minerwa, chcąc nie chcąc, weszła do przytulnego pomieszczenia. Strzepnęła z ramion popiół i poprawiła zjeżdżającą na oczy tiarę. Rodzinne ciepło tego domu bardzo pozytywnie wpływało na jej podłe samopoczucie.
Tonks wyszła na chwilę, żeby zanieść do sypialni małego Teddy'ego, po czym wróciła, lewitując dzbanek z herbatą i trzy filiżanki.
- Na pewno na chwilę? - zerknęła sceptycznie na zegar, wybijający właśnie dziewiątą wieczór - Mam ograniczoną ilość czasu.
- A w czym problem, pani profesor? - w drzwiach salonu stanął Lupin, w zimowej pelerynie i z grubym szalikiem owiniętym wokół szyi.
- Dobrze, że jesteś - stwierdziła, pospiesznie odkładając filiżankę na stół - Mam problem. To znaczy... Szkoła ma problem.
- Jakiej natury jest to problem? - odwiesił odzienie na wieszak i usiadł obok żony - Coś poważnego?
- Powiedzmy - skrzywiła się nieznacznie - Chodzi o Severusa.
- A, to musi być poważne - uśmiechnął się wesoło, nalewając sobie herbaty.
- Zamknął się w lochach i nie wychylił nosa już od czterech dni. Nie odpowiada, gdy go wołamy, a zaklęcie, którym obwarował drzwi to jakiś numerologiczno-runiczny czar ochronny i nie jesteśmy w stanie go złamać.
- Numerologiczno-runiczny? Omar i Gloria próbowali?
- Próbowali - sarknęła kwaśno.
- I?
- I im się nie udało - wzruszyła ramionami, widząc ich zdziwienie - Panie Lupin... Remusie, przeżyłam już naprawdę nie jedno i wiem doskonale, jakimi parszywymi talentami Matka Natura lubi obdarzać ludzi.
- Coś pani sugeruje?
- Tak, niestety nasz ukochany Mistrz dostał ich za dużo - skrzywiła się - Słowo daję, że jak tak dalej pójdzie, to go te talenty do grobu zapędzą.
- Nie wygląda to najlepiej... - mruknęła Tonks.
- Nie najlepiej? Nie najlepiej?! On jest wicedyrektorem, na Merlina! Teraz cała szkoła jest na mojej głowie, na dodatek naprawdę się o niego martwię- ukryła na chwilę twarz w dłoniach, biorąc głębszy oddech - Mam wrażenie, że on czuje się niepotrzebny i winny. Od powrotu do Hogwartu dziwnie się zachowywał, ale teraz naprawdę się boję, że on może sobie coś zrobić...
- Severus nie jest samobójcą! - oburzył się Remus.
- Nie był - poprawiła męża Ninny - Nie wiesz, jaki jest teraz.
- Nie wiem - zgodził się niechętnie.
- A co za tym idzie, nie możesz ręczyć za to, co robi.
- Nie mogę.
- Niemniej, trzeba mu jakoś pomóc!
- Tonks, czy ty wyobrażasz sobie Severusa u kogokolwiek na święta? - parsknął Lupin - On nawet jako uczeń zachowywał się w tym okresie jak dziki kocur w klatce!
- Cóż, jako nauczyciel nie wybił się poza ten schemat... - dodała z rezygnacją McGonagall, opróżniając swoją filiżankę i znów ją napełniając - Zawsze był wtedy... bardzo drażliwy.
- Raczy pani żartować.
- Nie. To był zamierzony eufemizm.
- To tak, jakby powiedziała pani, że Fawkes to trochę większy kurczak! - Minerwa uśmiechnęła się nieznacznie.
- W takim razie będę bardziej dosłowna - na jej twarzy pojawił się ten anielski wyraz, świadczący jednoznacznie o tym, że stara Szkotka ma coś wyjątkowo nieprzyjemnego do powiedzenia - Severus Snape to najbardziej porywczy, przewrażliwiony i najtrudniejszy w obyciu człowiek, jakiego znam.
- Może ma pani rację - odezwał się po chwili, utkwiwszy wzrok w płomieniach.
- Odnośnie czego?
- Jego obwiniania się - sprecyzował - Zginęło dużo jego uczniów, których cenił, choćby bliźniacy Weasley. Jedyni, których kiedykolwiek chwalił.
- Chwalił Freda i George'a? - spytała z niedowierzaniem McGonagall.
- Tak - uśmiechnął się lekko - Oczywiście, dorzucał do tego całkiem zgrabną wiązankę epitetów, ale zna go pani. Na jeden komplement przypada co najmniej pięć obelg.
Pokręciła z niedowierzaniem głową. Owszem, zdarzało jej się słyszeć, że bliźniacy mają jakiś talent do eliksirów, ale wyjątkowo mierny, głęboko ukryty i zamaskowany zbytnią brawurą oraz głupotą. W życiu nie przypuszczałaby, że Mistrz Eliksirów w ten sposób ich chwalił, raczej wręcz odwrotnie - uważała to za obrazę jej podopiecznych i robiła mu o to karczemne awantury. Subtelność jego pochwał jakoś do niej nie przemawiała.
- W każdym bądź razie - kontynuował - Wielu ludzi, których w jakiś sposób cenił straciło na tej wojnie życie. Przypuszczam, że może być mu ciężko pogodzić się z tym, że kilkoro sam musiał zabić i nie potrafi... znów się odnaleźć. Zakładając oczywiście, że po pierwszej wojnie to zrobił, w co szczerze wątpię.
- Remusie, ale trzeba coś zrobić - jęknęła Minerwa, czując, że trudy ostatnich dni ze zdwojoną siłą runęły jej na głowę.
- Wiem, pani profesor - stwierdził spokojnie - Nie wiem, czy to coś pomoże, ale może święta u Potterów mogłyby mu pomóc? Wiem, że Severus za nimi nie przepada...
- Pytałam pana Pottera i się zgodził - uśmiechnęła się słabo, widząc zdziwienie malujące się na jego twarzy - To mądry, młody człowiek i rozumie, że trzeba kiedyś porzucić osobiste animozje. Nie zapominaj, że on uratował Harry'emu życie.
- Pamiętam.
- Wiem też, że wy wybieracie się na Grimmauld Place razem z Weasley'ami. Na Wigilię Zakonu, jak to wyraził Potter i...
- Severus też powinien tam być. Wiemy - dopowiedzieli państwo Lupin unisono.
- Tyle, że nie wiem, jak zmusić tego upartego alchemika do opuszczenia pustelni - skrzywiła się nieznacznie - Jako dyrektor mam tylko teoretyczne prawo wstępu do komnat nauczycieli, ale on nie ma u siebie żadnych portretów i wygasił kominek! Albus mi jęczy nad uchem, a ja już naprawdę nie wiem co robić.
- A myślała pani o uciszeniu portretu profesora Dumbledore'a?
- Nimfadoro, jak ty to sobie wyobrażasz? - stwierdziła z oburzeniem, ale kąciki jej ust drgnęły.
- Odwrócić do ściany lub domalować knebel? - zachichotała różowo-włosa.
- Oczywiście, to na pewno powstrzyma Albusa przed wygłaszaniem mi kazań - burknęła, lekko pąsowiejąc - Doprawdy, jak na takiego poważnego czarodzieja, to straszny z niego bałwan.
Wybuchnęli gromkim śmiechem, po którym zamilkli na dłuższą chwilę, a po niej oblicze Remusa Lupina rozjaśniła głęboka świadomość własnego geniuszu.
- Grace! - zawołał, a obydwie panie lekko się wzdrygnęły.
- Co 'Grace'? - zapytała Ninny z lekką konsternacją.
- Grace Foley, moja koleżanka ze szkoły, a później uniwerku! - pokiwał z namaszczeniem głową, jakby właśnie wyjaśnił jedną z największych zagadek współczesnego świata.
- Nadal nie rozumiem - dodała Minerwa, obdarzając Lupina równie zainteresowanym spojrzeniem, co jego własna żona.
- Och, przecież wy nie wiecie - pacnął się otwartą dłonią w czoło - Grace była Krukonką, na roku razem ze mną i Snape'm.
- Co w związku z tym? Nadal nie rozumiem.
- No, była bardzo uzdolniona matematycznie. Miała niesamowicie analityczny umysł. Przeliczała w głowie takie liczby, że aż strach - zamilknął na chwilę - Była najlepsza z numerologii i runów na roku.
- Jaki to ma związek z naszym problemem?
- Jakoś pod koniec szkoły się ze sobą zeszli.
- Severus i ta Foley? - kiwnął głową na potwierdzenie.
- Ale później ona musiała wyjechać. Dostała stypendium w Kairze, na największym w tamtych latach Uniwersytecie Numerologii i Starożytnych Runów na świecie.
- On studiował w Londynie - mruknęła cicho starsza kobieta.
- Tak. Mówiła, że się pokłócili i wyjechała. Od tego czasu się nie widzieli, choć brała udział w ostatniej bitwie. Nie wiem dokładnie, o co poszło, ale musiało być poważne - przerwał na chwilę - Lub ona znów się dąsa. Miała takie fochy już w szkole, ale dwadzieścia dwa lata to stanowczo przesada, więc myślę...
- Że można spróbować się z nią porozumieć? - Tonks szturchnęła go w bok, posyłając karcące spojrzenie.
- Co? Tak, oczywiście - zarumienił się lekko - Mogę do niej napisać jeszcze dzisiaj i dać pani znać, jak tylko przyjdzie odpowiedź.
- To jedyny plan jaki w tej sytuacji wydaje się być logiczny - wstała ze zrezygnowaniem, lekko się skłoniła i odwróciła w stronę kominka - Bardzo proszę o niezwłoczne powiadomienie mnie o efektach. Wigilia już za dwa dni, Lupin.
- Doskonale o tym wiem, pani profesor - skinął głową - Idę więc pisać. Jedna polecona do Kairu! - i wyszedł z pokoju.
Minerwa wzięła ze stojącego na gzymsie słoika garść proszku Fiuu i zniknęła w płomieniach z donośnym "puf!", mając szczerą nadzieję, że Grace Foley będzie rozwiązaniem jej problemu.
A do Wigilii pozostały dokładnie dwa dni.


Ostatnio zmieniony przez GaGa dnia Czw 14:39, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:29, 28 Gru 2009    Temat postu:

Ach, dobra.

Dlaaa mnieee? *.* Łaaa, dzięęęęki! *rzuca się na Ga*
I cóż ja Ci mam rzec po tak miłym wstępie? ^^ Dużo Remusa, i Tonks, i nawet Teddy jest... On miał na imię Teodor? Jezu, jeśli tak, to współczuję, ale spotkałam się też z Edwardem i nie wiem już, które gorsze. xD
Trochę mi smutno, że Lupinowie żyją, ale nie dało się ożywić Syriusza. ;__; Nie narzekam, bo jednak są oni, ale... ech. Smutno mi, tyle.
Początek mnie rozwalił. Ogólnie, całość mnie rozwaliła, jest fajnie napisana. Sever, który zamknął się w lochach... Nieeee, ja się tam mogę założyć, że on tylko warzy jakieś nowości, a nie planuje samobójstwo. Ludzie go nie znają, tak myślę... resztą, do kogóż ja to mówię, do jego żony... xDD
Błędów chyba nie było, a jak były, to nie zauważyłam. No, oprócz tych spacji. xD Może się kiedyś za to wezmę i faktycznie Ci poprawię. ^^

To tyle na dziś. Kiedy rozdział namber tu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GaGa
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 2929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:39, 07 Sty 2010    Temat postu:

Cóż, widzę, że temat spotkał się z niewielkim zainteresowaniem.
Może frekwencja skoczy. Zobaczymy.
Z cudownym (<3) Remusem dla Fuś, która jest jedyna porządna - czyta, komentuje i domaga się więcej. xD

***

Rozdział 2.

Grace Foley była kobietą sukcesu i z całą pewnością można ją było uznać za spełnioną zawodowo, co nie oznaczało, że w innych dziedzinach powodziło jej się równie pomyślnie. Jeżeli spodziewaliście się eleganckiej bizneswoman z wymyślną fryzurą, idealną sylwetką i promiennym uśmiechem, to na pewno srogo się rozczarujecie, ponieważ panna Foley wcale tak nie wyglądała. Była za to czterdziestoletnią kobietą, z krótkimi, kasztanowymi włosami i okrągłymi okularami osadzonymi na zbyt spiczastym nosie. Nosiła sprane dżinsy oraz luźny sweter. Wiecznie ubrudzona kurzem, zmęczona i kursująca pomiędzy uniwersytetem a grobowcami w Dolinie Królów, nie miała czasu dbać o siebie. Zresztą, po co wyglądać świetnie, skoro w ciemności i tak nikt tego nie zauważy?
Mieszkała w magicznej dzielnicy Kairu, usytuowanej w samym centrum, w niewielkim mieszkaniu z widokiem na zazwyczaj zatłoczoną uliczkę. Codziennie, o piątej trzydzieści wstawała, jadła śniadanie i wychodziła do pracy. Do dwudziestej przesiadywała za biurkiem lub - jeżeli szczęście dopisało - zakopana w jakimś dole, z różdżką, latarką czołową i zwojami pergaminu. Nigdy nie narzekała na taki stan rzeczy, bo sama zadecydowała, co chce w życiu robić. Wprawdzie rodzice ciągle namawiali ją do powrotu a Remus co wakacje przyjeżdżał z wizytą i jęczał, jak to w Londynie jest cudownie o tej porze roku, jednak ona nigdzie się nie wybierała. Co prawda czasem wpadała do rodzinnego domu na Święta, spotykała się z chrześniakiem i odwiedzała Remusa w tej jego uroczej dziurze, ale nigdy nie zabawiała dłużej, niż tydzień i unikała wychodzenia z domu jak ognia.
A cały jej wstręt do rodzimej Brytanii zaczął się od tego, że Grace okazała się czarownicą. Oczywiście jej rodzice też byli czarodziejami. Ojciec - Benjamin Foley - był rodowitym Szkotem, ale wolał swój domek pod Londynem niż wielkie zamczysko gdzieś na północy. Uczęszczał do Hogwartu i wychował się w Ravenclawie. Pod koniec szkoły poznał jej matkę, Helen - słodką, uroczą Puchonkę i zakochał się w niej bez pamięci. Na szczęście z wzajemnością. Jakieś dwanaście lat później ona wylądowała w tej samej szkole i zaczęła się jej przygoda z magią. Jako dziecko była drobna, ciemnowłosa i skryta za oprawkami nie twarzowych okularów oraz starymi księgami. Jako przykładna Krukonka, uczyła się dużo, ignorując wszystko inne, a w szczególności facetów. Oczywiście, zazdrościła czasami takiej Bellatriks powodzenia, ale zdarzało jej się to wyjątkowo rzadko. W sumie, nie było przecież w nich nic ciekawego.
Zmieniło się to pod koniec szóstej klasy, kiedy jeden, konkretny Ślizgon jej zaimponował. To była pamiętna lekcja runów, na której profesor Sahlem pokazała im tablicę z grobu któregoś egipskiego króla. Wtedy właśnie odkryła, że Severus Snape, z którym miała pracować na tych zajęciach, nie jest wcale pustogłowym ignorantem jak cała reszta. Na dodatek miał bardzo hipnotyzujący głos (na co wcześniej nie zwróciła uwagi), piękne dłonie o długich palcach (na które tym bardziej nie zwracała uwagi) i pachniał goździkami, którą to woń Grace uwielbiała. Najważniejsze jednak było to, że w jej życiu pojawił się mężczyzna, w którym naprawdę mogła się zakochać. Kij z tym, że był obok przez sześć lat. Kto by tam zwracał uwagę na taki szczegół?
W każdym bądź razie, przez rok zachowywała się jak stereotypowa "szara mysz" i bała się choćby z nim przywitać. Jak już się odzywała, to zwykła robić z siebie naprawdę przykładną idiotkę, więc wolała milczeć. Z własnej głupoty wylądowała na balu inauguracyjnym z kumplem, a nie z chłopakiem marzeń. Nieistotne było to, że później tego samego wieczoru, wylądowała z nim w składziku na miotły, w którym to niemal straciła dziewictwo. Z tego dnia pamiętała najwyraźniej właśnie te pół godziny wśród mioteł i jego płonące spojrzenie. No, oczywiście chłodne wargi też były warte uwagi.
Zwłaszcza, że naprawdę dobrze całował.
Następne dwa lata były jedynym z najszczęśliwszych okresów jej życia. Mimo szalejącej wojny miała u swojego boku Severusa, kochającą rodzinę, a w perspektywie wielkie plany. Niestety, wszystko, co dobre kiedyś się kończy i nim się spostrzegła, wylądowała w Egipcie - ze złamanym sercem i awersją do zimnych drani na resztę życia.
Później było już tylko gorzej. Co z tego, że Voldemort zniknął, skoro zabrał ze sobą zdrowie psychiczne jej najlepszych przyjaciół, Alice i Franka Longbottomów? Co z tego, że w kraju panował względny pokój, skoro jej chrześniak, Neville, nigdy nie będzie miał normalnego, szczęśliwego dzieciństwa? Co z tego, że ludzie się cieszyli, skoro jej chciało się najzwyczajniej w świecie płakać?
Nic. Mijały kolejne lata, Voldemort powrócił, Potter go pokonał, w czym Grace miała swój drobny udział i kilka blizn na pamiątkę, ale dalej nie była szczęśliwa.
Miała swoje małe mieszkanko, w którym głośno grało radio, wygrywając kolejny raz jeden ze starszych przebojów Fatalnych Jędz, "First Magic Kiss". Za swoją ostoję przyjęła ciepłe, spienione morze z piaszczystą plażą rozciągającą się na około i wyspę, gdzie mogła odpocząć od trudów i pracy, nie sprawiało jej to jednak przyjemności. Czegoś boleśnie jej brakowało, a tym czymś na pewno nie była mocna, angielska herbata, której ostatnią filiżankę wypiła do śniadania.
Bowiem po raz pierwszy od bardzo dawna pozwoliła sobie na wspominki.
Przed oczami bardzo wyraźnie widziała uśmiech na twarzy Severusa, w uszach rozbrzmiewał jego śmiech, któremu towarzyszyło metodyczne stukanie.
Siedzieli u niego w pracowni.
Przygotowywał swój pierwszy, autorski eliksir, który później tak pomagał Remmy'emu. Opowiadała mu właśnie oburzona, jak Madame Malkin zarzuciła jej opieszałość i kazała szybko wyjść za mąż, bo "w końcu zostaniesz strarą panną, droga Grace!". A przecież Grace chciała tylko kupić zimową pelerynę. Była naprawdę zła. Też coś. Ona i staropanieństwo - śmiechu warte!
Tego wieczoru, gdy leżeli w łóżku, mocno do siebie przytuleni, spytał, czy pasowałoby jej nazwisko Snape.
Popłakała się ze wzruszenia, mimo, że nie było ku temu żadnego powodu.
Powiedział jej, żeby nie zalewała łzami łóżka, bo on chce przeżyć wojnę, a nie utopić się w nocy.
Chore! Zupełnie irracjonalnie, brakowało jej hogwarckiego Mistrza Eliksirów.

- Bzdury - warknęła sama do siebie, machając ręką, jakby chciała odgonić wyjątkowo natrętną muchę - Za takie myśli powinni zamykać u czubków - stwierdziła po chwili kwaśno.
Wróciła do przerwanej pracy, ale gdy po raz dziesiąty źle zapisała szyfr, zrezygnowała. Wstała, podeszła do okna i oparła o nie czoło. Szkło było przyjemnie chłodne. Zamknęła oczy, wsłuchując się w muzykę i rytmiczne uderzanie kropel deszczu o szybę. Nie pamiętała, kiedy ostatnio padało w Kairze.
- Nawet niebo nad tobą wyje, głupia - parsknęła i dokładnie w tym momencie coś nastroszonego, wyraźnie oburzonego i świecącego w ciemności ślepiami, wylądowało na parapecie. Kobieta ze zdziwieniem rozpoznała Jill, płomykówkę Lupinów. Wpuściła ptaka do środka, co zwierzę przyjęło z widoczną ulgą. Ulokowało się na oparciu fotela i łypało na nią znacząco. Podeszła więc, a sowa wystawiła nóżkę, do której przywiązany był rulonik zapisanego dwustronnie pergaminu, opatrzonego zaklęciem chroniącym przed zmoczeniem.
Rozwinęła go i zaczęła czytać.

Droga Grace,
to dość idiotyczne prosić cię o coś takiego akurat teraz, gdy zaczęły się zimowe ferie, ale nie mam większego wyboru. Tonks wisi nade mną i zerka przez ramię, sprawdzając, czy faktycznie piszę, a profesor McGonagall sprawia wrażenie mocno rozchwianej emocjonalnie. Zresztą, trudno jej się dziwić. Severus nie jednego potrafi doprowadzić na granicę szaleństwa.
No, właśnie. Severus. Tak, wiem, że zaraz odłożysz ten list, ale za nim to zrobisz i zrezygnujesz, doczytaj do końca! Czytaj, głupia! Nie odkładaj i doczytaj!
Bo tym razem nie mam zamiaru namawiać cię do pogodzenia z nim. Nic z tych rzeczy. Zresztą, jak sama dobrze wiesz, nie do końca pojmuję, dlaczego się rozeszliście. To twoje wyjaśnienie z kłótnią jakoś średnio do mnie przemawia i ty zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?


Zdawała. Tyle razy wypytywał ją o powód wyjazdu, że w pewnym momencie przestała liczyć. Zatrzymała się gdzieś około liczby dwa tysiące dwieście pięćdziesiąt sześć, co i tak było wynikiem stanowczo poniżej remusowej przeciętnej. Jak chciał się czegoś dowiedzieć, to potrafił wałkować temat latami. Uparte wilczysko.

Cóż, w każdym bądź razie znów odbiegam od tematu. Tonks mówi, że tak już mam, ale jej nie słuchaj. Przecież mnie znasz. Tylko jak się denerwuję to nie mogę się powstrzymać, a uwierz - mam czym. Chociażby Minerwą, która może i bardziej mnie zmoartwiła, ale zdenerwowała również.
Severus się dokumentnie zamknął w sobie. Jak jakiś sarkofag w jednej z tych twoich piramid i na dodatek chyba zmumifikował swoje wnętrze.
Nie chce z nikim rozmawiać, odsunął się od nas jeszcze bardziej (zakładając, że to w ogóle możliwe) i zdziczał już chyba do reszty. Można by go wysłać w las. Połowa zwierząt drapieżnych by uciekła.
Jednak teraz - w ramach promocji świątecznej i dla odmiany - zamknął się w tej swojej pustelni i nie wychylił z niej nosa od czterech dni. Minerwa wariuje, jak zapewne się domyślasz. Ubzdurała sobie, że Severus chce sobie coś zrobić. Albus nie pomaga. Jęczy jej zapewne nad głową, że mu syna ledwie odratowanego chce zostawić na zmarnienie. Jakby on był jakiś zielskiem, a nie całkiem inteligentnym, dorosłym człowiekiem. Strasznie gderliwy z niego portret.
Proszę, przyjedź i przemów mu do rozsądku, bo już naprawdę nie wiedzą, co robić.
Omar i Gloria próbowali złamać zaklęcie ochronne na drzwiach do jego komnat, ale guzik z pętelką im wyszedł. Ten kretyn odciął się do świata! Zrób z tym coś, błagam!
To czwarta kopia listu do ciebie. Poprzednie zalała mi łzami moja droga małżonka. Chyba się martwi o tego starego wariata. Ba, nawet ja się martwię, a wiesz, że za nim nie przepadam.
Wizje Severusa topiącego się we własnym kociołku, choć kuszące, nie są już tak odległe i abstrakcyjne jak dawniej. W sumie, jeśli umrze w zamku, to powinni przenieść szkołę gdzie indziej. Ty sobie wyobrażasz Snape'a-ducha? Dzieci nie będą chciały nawet do środka wejść.
Musisz zapobiec tej tragedii.
Dobra, definitywny koniec żartów. Tonks znów się popłakała. Ja już tego nie rozumiem. Jest jakaś rozchwiana emocjonalnie. To pewnie przez Teddy'ego. Z twardej dziewczyny ciąża zrobiła kluchę. Koszmar.
Uch, znów dygresja. Dobra, Remmy - skup się na temacie!
Przyjedź. Twoi rodzice się ucieszą, Neville z pewnością też. Ostatnio umarła jego babcia, nie wiem, czy wiesz. Chłopak jest strasznie samotny. No i Harry zaprosił cię na Wigilię. Chyba nie wypada mu odmówić, nie uważasz? Będą też Weasley'owie, nawet Charlesa z Rumuni przywiało.
Czekamy na ciebie (lub chociażby twoją odpowiedź).
Remus i (zalana łzami) Ninny.
P.S. Załączam jego fotografię, gdybyś jednak nie czuła się przekonana.


Z pewnością zdjęcie przedstawiało Snape'a, tyle, że bledszego niż zwykle. Bandaż na czole niemal zlewał się z kolorem skóry. Wspierał się na kulach i widać było, że ma poważne problemy z chodzeniem. Twarz spowijała zwyczajowa, chłodna maska obojętności. Jednak najbardziej przeraził ją jego wzrok.
Zupełnie puste, czarne oczy wpatrywały się nieprzytomnie w obiektyw.
Po plecach przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz.
Zdjęcie musiało zostać zrobione zaraz po opuszczeniu przez niego szpitala św. Munga.
- Cholerny świat! - pomyślała, ocierając jakąś wyjątkowo namolną łzę, która spływała jej po lewym policzku i usiłując znów się nie roześmiać w tak histeryczny, jak chwilę temu, sposób. Remus-Cholera-Lupin był wirtuozem gry na jej uczuciach. I znów udał mu się koncert, wyjątkowo widowiskowy dodajmy.
- No, zajebiście... - mruknęła pod nosem. Machnęła różdżką w kierunku szafy i po chwili wylewitowała z niej całą swoją skromną garderobę. Wpakowała ją do kufra razem z pospiesznie pozbieranymi książkami, rolkami pergaminu, piórami, kałamarzami i całą, niezbędną resztą.
Naskrobała na jakiejś kartce krótką wiadomość dla rektora, którą przywiązała do nóżki Jill i wypuściła ptaka z powrotem na deszcz. Zarzuciła na ramiona dawno nie używany, zimowy płaszcz i zamknęła zaklęciem wszystkie drzwi.
- A mogłam mieć takie spokojne ferie! - fuknęła i chwilę później zniknęła z donośny pyknięciem.
Czas powitać świąteczny Londyn.
Do Wigilii pozostały niecałe dwa dni.


Ostatnio zmieniony przez GaGa dnia Sob 18:14, 09 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Namida
Legendarny Sannin


Dołączył: 09 Sty 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krańca świata
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:34, 09 Sty 2010    Temat postu:

Dobra. To tak.
W zasadzie komentowałam z wielką przyjemnością na bieżąco, podczas naszej rozmowy o szczylu.
Były momenty które mnie rozwalały.
Podobał mi się pomysł matki chrzestnej dla Neville'a

Sama historia wydaje się obiecująco. Jak zareaguje Severus na widok swojej dawnej miłości? Przekonamy się w następnym rozdziale. Jakby nie było, czekam. Chce zobaczyć co za akcja z tego wyniknie.

No i masz boskiego Remusa.
Największe perełki z listu wilka:

"Jak jakiś sarkofag w jednej z tych twoich piramid i na dodatek chyba zmumifikował swoje wnętrze."

"Można by go wysłać w las. Połowa zwierząt drapieżnych by uciekła. J
akby on był jakiś zielskiem, a nie całkiem inteligentnym, dorosłym człowiekiem. Strasznie gderliwy z niego portret."

"Wizje Severusa topiącego się we własnym kociołku, choć kuszące, nie są już tak odległe i abstrakcyjne jak dawniej. W sumie, jeśli umrze w zamku, to powinni przenieść szkołę gdzie indziej. Ty sobie wyobrażasz Snape'a-ducha? Dzieci nie będą chciały nawet do środka wejść. "

Przy tych tekstach mało z krzesła nie spadłam.
Za humor jak zwykle 10/10.

Przy okazji wróciłaś mi miłość do alternatyw... chyba zaraz skończę pisać pamiętny piaty rozdział który kiedyś porzuciłam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Nasza twórczość. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin