Forum STREFA NARUTO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[N] Metamorfoza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Fan Fiction.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
GaGa
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 2929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:43, 01 Gru 2010    Temat postu: [N] Metamorfoza

Pisząc drugą część "W snach" nagle naszła mnie ochota na napisanie czegoś smutnego. Pierwszy raz publikuję tutaj coś z tą parą, ale stwierdziłam, że pojawienie się w tym dziale po ponad roku wymaga czegoś specjalnego, a do nich mam sentyment. Wiecie, pierwsze (i jedyne) skończone opowiadanie było właśnie o nich... Ech, te czasy.
Dobra, nie przeciągając, dedykuję to "coś" Bloo i przepraszam, że wyszło takie smętne. Obiecuję poprawę. ^^


***


Moja teściowa zawsze powtarzała, że kobiety Uchiha muszą być silne i nie poddawać się emocjom.
- Nasze przeznaczenie naznaczone jest bólem, Sakura. Od niepamiętnych czasów traciłyśmy wszystko, co było nam drogie i nauczyłyśmy się żyć z tym przekleństwem. Gdybyśmy się poddały, nasz klan utraciłby siłę. Jesteśmy podporą tej rodziny, zawsze o tym pamiętaj.
Słowa Mikoto rozbrzmiewały echem w mojej głowie za każdym razem, gdy miałam ochotę płakać lub byłam zbyt zmęczona martwieniem się o rodzinę i chciałam wykrzyczeć swój ból i frustrację. Było wiele takich momentów.
Gdy członkowie klanu szeptali za moimi plecami, wciąż niezadowoleni z wyboru, jakiego dokonał ich przywódca. Gdy patrzyłam na ich sztuczne uśmiechy i znosiłam każde wyzwisko, maskowane skrzętnie pod warstwą uprzejmości. Gdy rodziłam naszego syna. Gdy odprawiałam Itachiego na misje, bojąc się zawsze , że ta będzie jego ostatnią. Wtedy właśnie strach był największy - obserwowałam z rosnącym niepokojem, jak zbiera potrzebną mu broń oraz zwoje, zapina kamizelkę, nakłada ochraniacze i buty, uśmiecha się do mnie i naszego syna, obiecując, że wróci niedługo cały i zdrowy.
Nie miałam powodu, by mu nie wierzyć, ponieważ zawsze wracał. Witaliśmy go z radością, w duchu dziękując wszystkim bóstwom za to, że go dla nas ocalił, gdy wielu innym nie było dane wrócić do swoich rodzin.
Na chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich trudach dnia i cieszyć się jego bliskością, będąc pewną, że mam przy sobie kogoś, kto mnie kocha i potrzebuje. Kogoś, kto mnie docenia, widzi we mnie kobietę, kunoichi, a także ludzką istotę, nie bezużyteczny przedmiot, który można przestawiać z miejsca na miejsce, nie troszcząc się o niego zupełnie.
Wiedząc o tym, że Itachi mnie kocha, zdołałam przywyknąć do naszych pożegnań, które były nieodłączną częścią dnia. Przestały być czymś niezwykłym. Byłam pewna, że wróci. Zawsze wracał, dotrzymując tym samym obietnicy. Zawsze. Niezależnie od wszystkich przeciwności losu, śmierć nigdy nie zabrała go ze sobą, dając nam kolejne dni, tygodnie, miesiące, lata na żegnanie się i witanie. Nie wiem, czy potrafiłam docenić czas, który był nam dany – nie zastanawiałam się nad tym, dziwnie przekonana, że nasze małe zawsze będzie trwać wiecznie.
Pewnego dnia po prostu się nie pojawił. Czekałam cały wieczór, nie dopuszczając do siebie myśli, że coś złego mogło się stać, bo przecież nigdy nic się nie wydarzyło, więc dlaczego miałoby zdarzyć się teraz. Patrzyłam na ciemniejące powoli niebo, wyłaniające się z granatu gwiazdy, wsłuchiwałam się w rytmiczny szum drzew, wciąż cierpliwa i pewna, że Itachi zaraz pojawi się naprzeciw mnie, uśmiechnie się lekko i wejdzie do domu, nawołując naszego syna. Byłam niemal pewna, że zaraz usłyszę pełen radości okrzyk „Tata!” i pełną entuzjazmu opowieść o tym, co Naoki robił cały dzień i jak idzie mu w Akademii. Jednak wciąż otaczała mnie jedynie cisza.
Czekałam do rana, nie zmrużywszy oka. Wciąż pełna niepokoju. Około południa naprzeciw mnie stanął jeden z członków pierwszego oddziału ANBU, niepewny, co powinien zrobić lub powiedzieć, gdy wręczał mi zapieczętowany zwój. Wiedziałam, że wieści nie mogą być dobre. Ten zmęczony mężczyzna, stojący przede mną, był podwładnym mojego męża.
- Tak mi przykro, Sakura-san... - zaczął cicho, nie patrząc na mnie. - To wszystko stało się tak nagle... Itachi-taishou* zdążył nas uratować, ale... Tak mi przykro...
Miałam wrażenie, że mój świat kruszy się w drobny mak, a jego fragmenty upadając z trzaskiem u moich stóp, mieszając się z łzami. W ciągu jednej nocy straciłam część tego, co sprawiało, że byłam silna i nie poddawałam się, choć wiele razy miałam ochotę. Odebrano mi go - kogoś, kogo kochałam do tego stopnia, że byłam w stanie porzucić dla niego swoje dotychczasowe życie i stać się kobietą-przedmiotem na łasce rodziny, która nigdy nie okazywała mnie żadnego szacunku. Jego śmierć była jednocześnie moją śmiercią.
Naoki płakał cały dzień, dopóki pod wieczór nie zasnął z wycieńczenia na moich kolanach. Pierwszy raz mówił przez sen, prosząc Itachiego, żeby nie odchodził. Miałam wrażenie, że rozpaczliwe słowa „Tato, nie zostawiaj mnie...” odbijając się echem od ścian, żeby po chwili uderzyć we mnie ze zdwojoną siłą, odbierając mi możliwość swobodnego oddechu. Tak bardzo chciałam, żeby to wystarczyło, by wrócić mu życie.
Nic nie można było jednak zrobić. Zimne, obmyte ciało zostało złożone w jednym z pokoi, by każdy mógł pożegnać zmarłego i złożyć jego rodzinie kondolencje. Starał się nie patrzeć w jego stronę, nie płakać, nie okazywać słabości. Byłam teraz głową tej rodziny i musiałam zasłużyć na jej szacunek, choć wcale mi na nim nie zależało.
Pogrzeb był cichy. Nikt nie płakał, nie lamentował, nie błagał, by to wszystko okazało się złym snem. Patrzyłam, jak składają urnę z jego prochami w ziemi, złożyłam kwiaty na nagrobku i odmówiłam ze wszystkimi modlitwę nie uroniwszy ani jednej łzy, nie mówiąc nic więcej, niż było konieczne i obserwując wszystko z chłodem, który najlepiej świadczył o zmianach, jakie we mnie zaszły.
Z wesołej, pełnej życia i nadziei Sakury Haruno przeistoczyłam się w chłodną, martwą i zmęczoną Sakurę Uchiha. Z motyla przeistoczyłam się w poczwarkę.


*taishou – z jap. kapitan
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:45, 02 Gru 2010    Temat postu:

Wiesz... jak zejdę na ziemię, to skomentuję porządnie, bo póki co siedzę w morzu myśli...

Dobra, przede wszystkim to podoba mi się, skłoniło mnie do różnych przemysleń, ale mniejsza w sumie o nie, za dużo "Naruto" i kataru rzuca mi się już na mózg. xD W każdym razie, miniaturka, miniaturką, Gagatku, ale ja osobiście uważam, że ta jednopartówka ma spory potencjał. Chodzi mi zwłaszcza o początek, o te realcje Sakury z resztą klanu Uchiha, wiesz, z tego mogłoby być całkiem, całkiem dobre opowiadanie, gdyby to pociągnąć, jak dla mnie, temat warty jest przemyślenia.
Druga część... i w sumie nie mogę się zdecydować jaki mam do niej stosunek. Bo z jednej strony ten niepokój o jutro, ta radosć z powrotów, miodzio, takie jest życie shinobi, taka ironia losu, ale z drugiej strony tak sobie myślę i trudno mi jakoś się przyzwyczaić, że Itacz miałby ot tak, na jakiejś takiej byle jakiej misji zginąć, jacyś tam inni ninja owszem, ale nie on, nie oni, bo wiesz, myślę, że to trochę wpływ tego, że mają tyle tych supermocy, że trudno uwierzyć, iż na jakiejś błahej misji mieli by umrzeć, ale to tylko takie moje własne odczucie, wyobrażenie, pewnie troche wyidelizowane, przekombinowna, bo w sumie czemu nie mieli by paść na zwykłej misji, nie? Ale jak wspomniałam, to wpływ tego, że mają tyle supermocy w "Naruto". xDD
No, to pisz tam, pisz jeszcze Gagatku. ^^ <3


Ostatnio zmieniony przez Hibari dnia Pią 9:34, 03 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Legendarny Sannin


Dołączył: 24 Paź 2007
Posty: 3559
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sprzed kubka z czarną herbatą.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:29, 07 Gru 2010    Temat postu:

Co do opowiadania....miniaturki czy jakby to nazwać powiem krótko: podobała mi się, jednak muszę ustosunkować się do tego co napisał Bibuś, że:
Cytat:
z tego mogłoby być całkiem, całkiem dobre opowiadanie, gdyby to pociągnąć, jak dla mnie, temat warty jest przemyślenia.

Dokładnie, ja bym całe opowiadanie rozwinęła na co najmniej 3 rozdziały -początki ItaSaku, narodziny syna no i to co umieściłaś na końcu jako epilog.

Co do postaci Sakury -nie lubię jej. Nigdy za nią nie przepadałam, płaczliwa na początku, potem zdesperowana by się czegoś nauczyć i być chcociaż w połowie tak dobra jak Naruś czy Sasek (hahaha i tak jej się to nie uda xDD)...a potem to już mangi nie czytałam i nie mam pojęcia, co z nią się dzieje. Myślę, że nadal się edukuje... xDD
Ekhem, ale jednak w Twoim dziele dostrzegłam ją z innej strony -jako kobietę dojrzałą, pełną emocji, które potrafi zachować dla siebie.

Pomimo tego słodzenia jest coś co mi się nie podoba. Mianowicie, za szybko to skończyłaś. Chciałabym, nawet w tej miniaturce, przeczytać o tym co zmieniło się w Sakurze po pogrzebie, co zmieniło się w jej synu, zachowaniu członków klanu wobec niej... no zdanie, albo dwa by się przydały.
^_^ [/quote]


Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia Wto 0:31, 07 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:47, 17 Gru 2010    Temat postu:

A cóż napisać tutaj? Hm, chwila, zerknę do notatek. Cholera, oduczyłam się pisać komentarze, musisz mi wybaczyć. ^^'

Zatem. Podoba mi się, taaak. Chociaż za tym pairingiem raczej nie przepadam, jakoś tak nigdy tej dwójki nie łączyłam ani nic, a Sakura kojarzy mi się z Sasuke... W każdym razie, oprócz tego, że pairing tak średnio mi podchodzi, to całość jest - znowu - ładna. Podoba mi się to, że wszystko w tym opowiadaniu jest tak jakby zamknięte w motywie witania się. Tego powrotu do domu... I tylko końcówka odbiega od tego schematu. I to jest bardzo takie... uderzające. Przyznam się szczerze, że czytając to, ot tak, podchodząc do tego spokojnie - parę razy miałam prawdziwe dreszcze, takie... zimne dreszcze. Nie pamiętam dokładnie momentów, w których tak się działo, ale wiedz, że były momenty, które naprawdę na mnie podziałały jak kubeł zimnej wody. I za to duży plus, bo lubię, kiedy tekst na mnie w jakiś sposób oddziałuje.
Świetnie przestawiłaś ten cały zamysł opowiadania. Pokazujesz tę metamorfozę Sakury, a następuje ona dlatego, że... Itachi nie wrócił do domu. Tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, wyłamał się z utartego schematu, do którego Sakura była przyzwyczajona. I to ostatnie zdanie, o poczwarce, w którą się zmieniła... To tak świetnie obrazuje tę śmierć. Obrócenie się z powrotem w coś, co przecież powinno być na początku... Takie jakieś... zaprzeczenie życia, tej prawdziwej egzystencji... I wszystko dlatego, że Itachi nie wrócił do domu.

Teraz, po ubraniu wszystkich tych moim myśli w słowa stwierdzam, że z tych czterech fanfiction ten podobał mi się najbardziej, zdecydowanie. Dał mi najwięcej do myślenia... Co chyba widać po komentarzu. ^^'

Cudownie, GaGatku.


Ostatnio zmieniony przez Fushigi dnia Pią 20:50, 17 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Fan Fiction. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin