Forum STREFA NARUTO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[NZ][N][R] Chikas Destiny...
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Fan Fiction.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:55, 17 Sty 2009    Temat postu:

Yen, ja ci dam gówno. >_______<
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yennefer
Kapitan ANBU


Dołączył: 15 Paź 2007
Posty: 1104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z wioski, w której podcierają się liścmi..xD "Kto podciera?" ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:55, 18 Sty 2009    Temat postu:

(jakbyś chciała wiedzieć to właśnie to piszę xP)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atiasha
Sannin


Dołączył: 01 Lut 2008
Posty: 1600
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z mrocznej krainy Oz

PostWysłany: Nie 11:59, 18 Sty 2009    Temat postu:

Ale fajnie. ^^
Wreszcie będzie można przeczytać kontynuację, pomyślnych wiatrów życzem. xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yennefer
Kapitan ANBU


Dołączył: 15 Paź 2007
Posty: 1104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z wioski, w której podcierają się liścmi..xD "Kto podciera?" ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:17, 30 Sie 2009    Temat postu:

Eeee...Nie wiem co mnie jebło o__O Jakoś tak...zatęskniłam za tym i się z tym przeprosiłam ^^" Po ponad roku buahaha :D W każdym razie głównym bodźcem był wkurw na Kisiela. No cóż on robi z tą mangą...tam nie ma w ogóle seksu xD No ogółem to kiedyś chciałam żeby mi się to z mangą w miare zgadzało, a że teraz to raczej no chance no to niektóre rzeczy się pozmienia. No i na koniec powtórzę - nie wiem co mnie jebło. Jezusie nie czytajta tego xD

- Konan.
Kobieta odwróciła się gwałtownie kiedy usłyszała za plecami ten kpiący, chłodny głos. Nie miała wątpliwości do kogo należy.
- Madara…- wysyczała przez zaciśnięte zęby. W jej zimnych, niebieskich oczach tańczyły iskry wściekłości, rozczapierzyła palce i naprężyła mięśnie jakby miała zamiar rzucić się na mężczyznę i wydrapać mu oczy. Opanowała się jednak, odetchnęła głęboko, wyprostowała, uniosła dumnie głowę, wysunęła podbródek i spojrzała na bruneta spod zasłony hebanowych rzęs.
- Wiedziałeś. - stwierdziła spokojnie, ale w tonie jej głosu można było wręcz namacalnie wyczuć coś, co zaiste nie wróżyło nic dobrego. - wiedziałeś, że Jinchuuriki żyje…powiedział ci…
Uchiha zrobił krok w jej stronę. Teraz dzieliły ich tylko centymetry. Wyciągnął rękę i złapał ją za podbródek po czym zbliżył twarz do jej twarzy. Nie drgnęła nawet. Skrzywiła się tylko obrzucając go spojrzeniem pełnym pogardy.
- Kochanie… - wysyczał jej prosto do ucha – to ja mu powiedziałem. A wiedziałem od samego początku. Odkąd przejęliśmy Konohę, a wy, banda naiwnych głupców, myśleliście, że Uzumaki Naruto zginął jak prawie cała reszta żałosnych żołnierzyków Tsunade. Wiedziałem, cały czas wiedziałem, że Lis żyje…Kyuubi mnie woła Konan. Czuję go cały czas, całym sobą. Choćbym był na drugim krańcu świata on będzie mnie przyciągał jak złoto przyciąga piratów, jak kochankę przyciąga kochanek, jak nas… - krwistoczerwony sharingan spojrzał prosto w lodowato zimne, elektryzująco błękitne tęczówki – …przyciąga władza.
Konan zmrużyła oczy.
- A więc wiesz, gdzie on jest.
- Oczywiście, że wiem.
Widząc dzikie podniecenie malujące się na twarzy kobiety, odrzucił głowę w tył i roześmiał się kpiącym, donośnym śmiechem.
- Problem w tym skarbie, że tylko ja to wiem.
Nie udało jej się ukryć zaskoczenia.
- Więc Pain…
- Konan, Konan, Konan…- Madara uśmiechnął się tylko jednym kącikiem ust i spojrzał na nią z góry. Niezmiernie zdenerwowało ją, że jest wyższy i może to zrobić. Miała ochotę zetrzeć mu z gęby ten ironiczny uśmieszek, ale nadal utrzymywała zimną maskę obojętności. – Tak piękna, tak sprytna, tak niebezpieczna. Zupełnie jak żmija. A jednak żyję już trochę na tym świecie i nie można mnie tak łatwo oszukać. Nagato owinęłaś sobie wokół palca, ale nie mnie skarbie. Dobrze wiem, że kobieta taka jak ty nie chciałaby się dzielić władzą z nikim, co dopiero z bandą naiwnych facetów…Mną się nie przejmowałaś. Zaledwie cień niegdyś potężnego wojownika, dotknięty szaleństwem. A jednak było coś co niesamowicie cię we mnie fascynowało. Doskonale wiem co to było. Nieśmiertelność. I wieczna młodość. Bo tego właśnie najbardziej pragniesz, prawda żmijko? „W tym szaleństwie jest metoda”, jak to powiedział pewien mądry pisarz. Dużo obserwowałem. Dawałem wam działać. Przejrzałem cię…możesz skończyć tkać swoją pajęczynę, Konan. Koniec z udawaniem. Brakuje nam już tylko jednego demona, ja wiem gdzie on jest i ja go zdobędę. Ja zrealizuję to, co planowałem odkąd założyłem tę organizację…
Na chwilę zapadła między nimi dziwna cisza. Konan zamknęła oczy, a na jej ciemnofioletowe usta wpełzło coś na kształt uśmiechu.
- Kyuubi to potęga… - wyszeptała. Od tego szeptu, od jej ciepłego oddechu na swojej szyi, mężczyzna dostał gęsiej skórki.- Pociągająca, niebezpieczna, wolna…jak kobieta. Umiesz obchodzić się z demonem a nie potrafisz postępować z równie nieprzewidywalną istotą…
Powoli rozchyliła powieki i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się drapieżnie odsłaniając rząd malutkich, równych, białych ząbków. Przytknęła dwa złączone palce prawej dłoni do ust i chwilę potem jej ciało zaczęło przeobrażać się w chmarę śnieżnobiałych kartek papieru, zaczynając od stóp a kończąc na elfiej twarzy.




Gdyby komuś przyszło do głowy o trzeciej nad ranem zapuszczać się w niezmierzoną dzicz lasu Akahoshi, gdyby ten ktoś jakimś cudem trafił w samo serce owej puszczy, zobaczyłby dom zamieszkały przez osiem kobiet. Gdyby jeszcze zadarł głowę w górę, jego oczom ukazałaby się smukła postać siedząca w niedbałej pozie na parapecie jednego z okien. Spojrzałby prosto w jej, widocznie spod wpółprzymkniętych powiek, szmaragdowe oczy. Ujrzałby zmysłowe, pełne usta do których smukła dłoń o szczupłych palcach podnosiła długiego, fiołkowego papierosa. Jego uwagę zwróciłyby też na pewno sięgające łopatek, proste, bajecznie różowe włosy, które zdawały się fosforyzować w świetle księżyca. Taka kolej rzeczy, oczywiście, nie mogła mieć miejsca gdyż do lasu Akahoshi rzadko kiedy kto zaglądał, a już na pewno nikt nie robił tego w środku nocy. Jednakże kobieta ta rzeczywiście tam była i aktualnie próbowała puścić kółko z dymu. Po trzeciej nieudanej próbie, ze złością rozgniotła papierosa o parapet. Przyglądała mu się przez chwilę a potem jej wzrok powędrował na kruczowłosą, śpiącą dziewczynę. Na tę niepozorną istotkę z którą wdała się niecałe pięć godzin temu w zażartą kłótnię. Oczywiście dotyczyła ona, jak zwykle tematu, który zdążyły już przerobić dziesiątki razy, a który cały czas do nich wracał niczym upierdliwy bumerang. I znowu musiała palnąć jakieś głupstwo w stylu „jesteś zupełnie taka jak twój ojciec!” co rozpętało prawdziwą burzę.
Zeskoczyła z parapetu, podeszła do łóżka córki, przekrzywiła głowę przyglądając się w milczeniu jej twarzy. Kiedy spała i nie było widać jej oczu, była taka podobna do…
Sakura cofnęła się do tyłu, zaciskając usta. Pod bosą stopą zachrzęściło potłuczone szkło…
Zamarła i przez chwilę stała w bezruchu, lecz zaraz potem schyliła się i podniosła z podłogi starą, nadgryzioną już trochę przez ząb czasu fotografię. No tak, o to przecież poszło…
Ostrożnie wyjęła z ramki resztki szkła, jeszcze raz zerknęła na Chikę po czym usiadła na brzegu jej łóżka. Ze zdjęcia uśmiechał się do niej Kakashi-sensei, naburmuszony Naruto stał po jej prawej stronie, a po lewej…
- Sasuke… - szepnęła, a w szepcie tym można się było doszukać zarówno jakiejś dziwnej czułości jak i skrajnego rozgoryczenia.
Czas leczy rany. Czas pozwala zapomnieć.
A jednak po czternastu latach duchy przeszłości nadal deptały jej po piętach.

- A co ty tutaj robisz mały kwiatuszku?
Serce popędziło galopem gdzieś w kierunku przełyku. Wystarczył dźwięk jego głosu. Nie słyszała go od tak dawna…
- Przyszła prosić. – odpowiedział za nią białowłosy osobnik o ostrych stożkowatych zębach, który dość brutalnie przyprowadził ją przed oblicze ‘szefa’.
Sasuke uniósł w zdziwieniu ciemne brwi.
- Nie prosić a pertraktować. – wysyczała przez zaciśnięte zęby, wyrywając ramię z uścisku Suigetsu.
- Pertraktować? – czarnowłosy podniósł się z ziemi. Wcześniej siedział pod rozłożystą wiśnią mnąc w roztargnieniu różowy kwiat. – W jakiej sprawie Sakura? Czy nie po to abym wrócił do wioski? Jakoś dotąd nie w głowie wam były pertraktacje. Chcieliście mnie tam raczej zaciągać wołami.
Jakież on ma zimne oczy. I jakie puste. Jakie puste…dlaczego do gardła ciśnie jej się spazmatyczny szloch? Przełknęła ślinę.
- Nie chcę żebyś wracał. – wyszeptała.
Zdawało jej się, że przez jego twarz przebiegł jakiś cień. Zwykłe złudzenie. On przecież nie miał uczuć. A na pewno żadnych związanych z tym, czego ona chce.
- Suigetsu, jak ona tu trafiła? – odwrócił od niej wzrok. Zapytał jego, zupełnie jakby nie istniała.
Chłopak podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Nooo…właściwie…
- Nie trwoń mojego czasu na idiotyczne bełkoty tylko gadaj.
- Znalazłamniewburdelu. – wydusił jednym tchem.
Na chwilę zapadła cisza. W końcu na twarz Sasuke wstąpiło coś, co mogło przypominać wyraz rozbawienia.
- Suigetsu to rozumiem…ale możesz mi powiedzieć co ty Sakura robiłaś w burdelu?
- Szukałam jego. – szczeknęła, zaciskając pięści. Nie podobał jej się sposób w jaki się do niej zwracał. Pragnęła uciec stąd jak najdalej a jednocześnie uczepić się jego koszuli i nie pozwolić by oddalił się choćby na metr, już nigdy więcej.
- Udawała kurwę. – zaśmiał się pod nosem białowłosy. – Niezły ma tyłeczek, tak na marginesie…
Sui zamknął się, zgromiony spojrzeniem hebanowych tęczówek.
- Odejdź.
- Ale…szefie…
- Powiedziałem odejdź. I pilnuj Karin. Niech odczepi się ode mnie chociaż na pięć minut.
Zostali sami.
- Nie chcesz żebym wracał…Cieszę się więc, że nie muszę cię zabijać. Wasza upierdliwość zaczęła mnie już męczyć.
Nie odpowiedziała. Próbowała zapanować nad sobą i nie zacząć znowu błagać o to by wrócił z nią do Konohy. Ach, jak ona tego nienawidziła. Tych więzów, którymi została skrępowana lata temu. Tych sznureczków, które zostały jej doczepione i którymi jakiś idiotyczny sadysta pociągał nią mając z tego chorą uciechę. Dobrze znała imię tego sadysty. Brzmiało Miłość.
- Gdzie Naruto? Nie wzięłaś go ze sobą?
Milczała dalej.
- Ktoś w ogóle wie o tym, że tu jesteś?
- Nie, Sasuke.
Jak cudownie byłoby przeciąć sznureczki. Jak cudownie zacząć już tylko nienawidzieć.
Podszedł do niej.
- Po co?
Podniosła wzrok. Był od niej wyższy o głowę.
- Wiem, co planujesz.
- Czyżby?
- Masz zamiar zaatakować Konohę z Akatsuki. W zamian stworzą ci dogodną sytuację do walki z Itachim. Nie będzie mógł uciec. Nie będzie już odwrotu. Ostateczne rozwiązanie. Czy nie tak Sasuke-kun?
Patrzył na nią w milczeniu.
Pokręciła głową czując jak ogarnia ją rozpacz.
- Nie rób tego. Błagam, nie rób! Powstrzymaj ich!
- Dlaczego?
Podbródek zaczął jej się trząść. Wielkie, szmaragdowe oczy patrzyły na niego spod kurtyny łez. Wyczytać się z nich dało tylko nieme błaganie.
- Cudem znalazłam tego idiotę, upokorzyłam się żeby zaprowadził mnie do ciebie, naraziłam na gniew Hokage, na utratę przyjaciela, po to żeby usłyszeć ‘dlaczego’?! – postąpiła dwa kroki do tyłu. – Jak to dlaczego?! Zniszczą ją! Zniszczą rozumiesz?! Całą wioskę! Konohę! Twój dom na Boga! – nie wytrzymała, wybuchła. Łzy wściekłości popłynęły po gładkich policzkach. – Zabiją wszystkich! Nie wiesz czego oni chcą?! Czego a raczej kogo! Naruto! Twojego przyjaciela, do kurwy nędzy! – doskoczyła do niego, złapała za poły koszuli. – Opamiętaj się, Sasuke! Nie wierzę, że stałeś się aż takim potworem!
Delikatnie zdjął jej dłonie z białego płótna. Krztusiła się własnym szlochem.
- Kim ty jesteś…- wybełkotała.
Nagle zrobił coś tak niespodziewanego, że przestała na chwilę oddychać. Zaczął ścierać jej łzy wierzchem dłoni.
Potem pochylił się nieznacznie i wciągnął głęboko powietrze. Stała jak sparaliżowana.
- Prawie zapomniałem już jak pachniesz. – szepnął.
Złapał ją od tyłu za kark, przyciągnął brutalnie do siebie i wpił się w jej usta z taką gorliwością, jakby za chwilę jedno z nich miało iść na tamten świat.
Straciła zarówno oddech jak i poczucie rzeczywistości.
Nie wiedzieć jak i kiedy została przyciśnięta do pnia rozłożystej wiśni.
Kupa różowych kwiatków spadła im na głowy pod wpływem uderzenia.
Nie myślała. Czuła.
Jego dotyk na swojej skórze. Jego palce odpinające zamek bluzki. Jego usta. Jego przyspieszony oddech. Czarne włosy miękkie jak futerko kota, kiedy zanurzała w nich palce. Wreszcie jego w sobie. I wybuch niczym nieskrępowanej ekstazy.

- Co to było Sasuke? – zapytała.
- To były przeprosiny Sakura. I błaganie o wybaczenie.
Tym razem jego oczy nie były puste. Zobaczyła w nich ból przyćmiony dziką rządzą krwi, fanatyzmem, który miał doprowadzić ich wszystkich do zguby.
A potem zniknął w kłębach białego dymu. Ona natomiast poczuła, że już tylko nienawidzi. Sam przeciął sznureczki.


Bezwiednie zgniotła zdjęcie w dłoni. To musiało się w końcu stać. Musieli zapłacić za swoją naiwność. Żeby udowodnić jaką jest kreaturą zadał im cios w samo serce. Chłopakowi, który nazywał go Bratem i dziewczynie, która nosiła jego dziecko.
Ale to już było. Nie ma już tamtego życia, nie ma tamtej Sakury. Nie ma już łez. Nawet ból prawie zniknął, pulsuje tylko czasami rozbudzony koszmarnym snem.
Została tylko ziejąca pustką czarna dziura. I to pyskate, chude coś śpiące aktualnie koło niej.
Coś, co kochała nad życie, chociaż nie pozwalało jej zapomnieć.

Pierwszy raz przyśniła jej się właśnie tej nocy. Kobieta o rozwianych kruczych włosach i oczach czerwonych jak krew, która kapała z dzierżonej przez nią w dłoni katany. A zamiast źrenic coś na kształt czarnego, trójramiennego shurikena. Wokół kobiety szalał ogień a ona śmiała się szaleńczo tańcząc wśród płomieni.
Chika obudziła się zlana potem. Kobieta do złudzenia przypominała to, co widziała codziennie w lustrze…


Ostatnio zmieniony przez Yennefer dnia Nie 1:18, 30 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:44, 30 Sie 2009    Temat postu:

Łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

*po 15 minutach wrzasku*


Ja wiem, co cię jebło... Wreszcie znalazłaś w sobie odrobine litości dla mojej biednej osoby! Wreszcieeee! Kobieto, wiesz, ile ja czekałam na kolejną częśc? =______=
Ranyyyy... Ale podobało mi się. Ten motyw, z tymi sznureczkami, którymi byli związani, jak dla mnie strzał w dziesiątkę. I ja chcę wiedziec, co będzie daaaleeeeeeej! *drze się* Tylko, Yen, miej sumienie i nie za rok, coooooo?


Ostatnio zmieniony przez Hibari dnia Nie 11:46, 30 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GaGa
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 2929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:00, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Yenna, ja cię chyba, kura, kocham! xD
To było z-a-j-e-b-i-s-t-e! Nie umiem wyrazi słowami jak cholernie mi się podobało, bo szczerzę się do tego tekstu jak idiotka i nie potrafię powstrzymac radosnego śmiechu.
Ponawiam prośbę Hibs: NIE ZA ROK! T.T
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aoi
Chuunin


Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z gwiaździstego nieba...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:00, 06 Wrz 2009    Temat postu:

Nie wiem, czy komentowałam poprzednie części ale ta jest cudowna! Poprzednie również. ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GaGa
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 2929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:07, 06 Wrz 2009    Temat postu:

Aoi, twój avatar mnie zabija. <wyje>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yennefer
Kapitan ANBU


Dołączył: 15 Paź 2007
Posty: 1104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z wioski, w której podcierają się liścmi..xD "Kto podciera?" ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 2:29, 21 Lis 2010    Temat postu:

No kurwa ja nie wiem co mnie bierze tak co roku xD Ale chyba lubię to opowiadanie. Generalnie, myślę, że będę je kontynuować, ba nawet założyłam bloga: chika-uchiha.blog.onet.pl

Jak się komuś chce to czytać to mi bardzo miło ^^




Akademia Ninja była wrakiem. Ściany porastał dziki bluszcz, okna podobnie jak drzwi zostały zabite deskami już lata temu. Butwiały nieużywane ławki i krzesła, śmierdziało uryną, grzybem i wilgocią. Wiatr hulał zawodząc smętnie w każdej szczelinie i poruszając niemrawo starą, skrzypiącą huśtawką stojącą przed Akademią. Nagle na ławeczce tegoż zmarnowanego narzędzia dziecięcych zabaw, wylądowała mocno para chłopięcych stóp, a chwilę później majestatyczna cisza panująca w tym miejscu została przerwana przez dzikie dziecięce wrzaski.
- Dalej konusy! Bękarty, cieniasy! Kto mnie dogoni temu wyliżę brudne dupsko, przysięgam! - wydarł się ciemnowłosy chłopiec z umorusaną twarzą, ten który dzielnie dosiadł huśtawki. Rozbujał się jeszcze mocniej i skoczył. Przeleciał w górze pare metrów, wylądował lekko na ziemi i rozpoczął ucieczkę wprost do ruin Akademii. Rozwrzeszczana horda już biegła za nim, przepychając się i śmiejąc, rozwalając kopniakami deski, którymi zabite były okna i drzwi. Jak małpy wskoczyli do środka, na ławki, na krzesła śliskie od mchu. Ze śmiechem rozpoczęli dziką zabawę, w której nie obowiązywały żadne zasady, zabawę pełną bezpodstawnego wrzasku, wyzwisk, popchnięć ale i ignorancji dla miejsca, w którym właśnie się znajdowali. Była to zabawa dzieci ulicy, dzieci nie znających domowego ciepła ani zasad savoir vivru. Aki uciekał korytarzami, wpadając do coraz to nowych klas, wyskakując przez okna, otaczając budynek, wskakując z powrotem i tak w kółko z dzikim śmiechem wydobywającym się z ośmioletniego gardła. Jego pogoń podstawiała sobie nogi i wyciągała ku niemu ręce, ciekawa czy spełni on swoją obietnicę kiedy ktoś już go złapie. Podczas jednego z takich kółek Aki stanął nagle w miejscu co spowodowało, że wszystkie inne dzieciaki wpadły mu na plecy i jak domino wylądowały na tyłkach.
- Co ty robisz kretynie?! - wrzasnął mały Botan wygrażając groźnie pięścią.
Aki wpatrzony był w jeden punkt a jego oczy zmrużone były w geście skupienia.
- Obawiam się, że musimy spieprzać.
- Czemu niby? - Botan był coraz bardziej zirytowany.
Zamiast odpowiedzi uzyskał krzyk:
- JUNSA!!! WIAAAAAAAAĆ!
Ekipie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nagle wszystkie małe potworki jak jeden mąż rzuciły się w stronę wioski. Już chwilę później ich tropem pobiegło około ośmiu ludzi, uzbrojonych po zęby i ubranych w białe kamizelki. Junsa- ochotnicza straż Akatsuki, pilnowała tak zwanego "porządku" w Wiosce Liścia. Ich strój był łudząco podobny do stroju dawnych oddziałów ANBU. Konan uznała, że będzie to niezwykle zabawne, ubrać ciemiężców i zabójców wszystkich ninja wioski w ich dawne mundury.
Dzieciaki pędziły ile sił w nogach. Drąc się jak oszalałe wpadły między rozpadające się baraki i slumsy, roztrącały starych żebraków, kobiety rozwieszające pranie, kupców sprzedających owoce i warzywa na swoich skromnych straganikach. Przegoniły stado kur, rozwaliły jeden stragan. Jabłka potoczyły się po ulicy, powalając na ziemię paru strażników z Junsa.
- Darmozjady! Brudne bachory! - darli się wstając i ruszając ponownie w pogoń.
Aki odwrócił się w ich stronę i bezczelnie pokazał język.
Część dzieciaków popędziła w wąskie uliczki, tylko im znane, inne wskoczyły na dachy budynków i zwinnie jak koty poczęły się po nich przemieszczać. Aki był w drugiej grupie. Czuł, że i tym razem wszystko ujdzie mu na sucho, więc na usta już wypełzał mu ironiczny uśmieszek. Za wcześnie jednak uznał się zwycięzcą. Nagle noga obsunęła mu się po dachówce, przekoziołkował, spadł w dół na sklepowy baldachim a z niego na ziemię. Zajęczał głośno i próbował wstać. Nie zdążył jednak. Poczuł silny ból w okolicy żeber. Oberwał kopniaka od jednego z Junsa. "No to po mnie..." zdążył pomyśleć zanim oberwał drugi raz. Łzy popłynęły po brudnych, dziecięcych policzkach, z gardła wyrwał się cichy szloch bólu.
- I co gówniarzu?! Co szczeniaku?! Dalej będziesz pokazywał nam język?!
Strażnik już zamachnął się do trzeciego kopniaka, który byłby niewątpliwie dużo silniejszy od poprzednich gdyby ktoś nie zablokował mu nogi. Zdziwiony spojrzał na nieznajomego a raczej nieznajomą. Stała przed nim wysoka szatynka o oczach szkarłatnych jak sama krew.
- Ładnie to bić leżącego? - zapytała obnażając zęby w groźnym uśmieszku.
- Coś ty za jedna i jak śmiesz przeszkadzać Strażnikowi Junsa w jego pracy?!
Szatynka podrapała się po głowie w udanym zakłopotaniu.
- Ach, najmocniej przepraszam, nie przyszło mi do głowy, że bicie bezbronnego dziecka, kulącego się z bólu, jest pańską pracą. Gratuluję zawodu, tak swoją drogą.
Po tych słowach, ruchem szybkim jak mgnienie oka znalazła się za strażnikiem, kopnęła go silnie w tył kolan co sprawiło, że mężczyzna uklęknął z głośnym stęknięciem. Reszta oddziału ruszyła na nią ale dziewczyna pokiwała ostrzegawczo palcem.
- Nie, nie, nie panowie. Nie radzę.
Z dachu stojącego obok budynku zeskoczyło w jednym momencie kilkunastu młodych ludzi. Każdy z nich wylądował miękko na ziemi, każdy stanął w bojowej pozycji.
- Na pewno wiecie, że w tym momencie jest nas więcej. Na pewno wiecie, czym zabijamy wolny czas, którego mamy aż w nadmiarze. Nie jesteście panowie naiwni, wierzę w to szczerze.
Dziewczyna mrugnęła porozumiewawczo do strażników.
Mężczyźni stanęli w pół kroku. Spojrzeli po uśmiechniętych ironicznie twarzach.
- Z nami się nie zadziera, przynajmniej nie tak nieliczną grupą, musieli panowie o tym słyszeć. Musieli panowie słyszeć o osiemnastu trupach ludzi z Junsa znalezionych tydzień temu przy budce z Ramen, prawda? - czerwonooka uśmiechała się słodko wypowiadając te słowa. Strażnicy nie odpowiedzieli.
- Kto ty jesteś? - zapytał po chwili milczenia ten, którego kopnęła.
- Jestem Iva Sarutobi, córka Asumy Sarutobi i Kurenai Yuhi. I rozpierdolę was wszystkich. Przekaż to swoim panom, psie.


- Iva-chan? - Aki spojrzał nieśmiało na prowadzącą go za rękę dziewczynę.
- Co jest młody?
- Jesteś na mnie zła? To przeze mnie to wszystko...to ja namówiłem dzieciaki, żeby bawiły się w zakazanym miejscu...- chłopiec spuścił smutno głowę, kilka łez wypłynęło z błękitnych oczu.
Iva zatrzymała się. Kucnęła przy malcu.
- Jakim zakazanym miejscu Aki?
Patrzyła na niego poważnie.
- W Akademi Ninja onee-chan...
Dziewczyna milczała przez chwilę. Przygryzła dolną wargę i zastanawiała się nad czymś. Po chwili uniosła podbródek chłopca, spojrzała mu w oczy i zapytała:
- Czy wiesz, dlaczego Akademia Ninja jest miejscem zakazanym?
Aki zmarszczył śmiesznie nos.
- Bo Akatsuki są głupi?
Iva zaśmiała się krótko.
- Nie, mały. To miejsce, w którym uczyli się wielcy bohaterowie. Uczyli się być wojownikami, uczyli się przyjaźni, miłości i szacunku. Dorastali tam, zdobywali kolejne stopnie ninja. To tam przebywali ci, którzy tak dzielnie bronili nas czternaście lat temu. Ci, którzy zginęli za Konoha-Gakurę. Moi rodzice też. Akatsuki każą nam o nich zapomnieć, nazywają ich śmieciami i słabeuszami, wbijają nam to do głów i zakazują przebywać na terenie Akademii starając się o to aby miejsce to zostało kompletnie przez nas zapomniane. Aby nawet nie przyszło nam do głowy reaktywować Akademii i uczyć młodych, utalentowanych ludzi jak używać chakry i być wojownikami. Dlatego nie można się tam bawić Aki. To zbyt ważne miejsce dla naszych serc.
Blondynek kiwnął potakująco głową.
- Rozumiem onee-chan. Ale przecież wam nie potrzebna jest Akademia...uczycie się tego gdzie indziej...
- Za dużo gadasz w nieodpowiednich miejscach mały. - przerwała mu szatynka. - Chodź do babci Jo, pewnie jesteś głodny.
Mówiąc to wyjęła z kieszeni paczkę papierosów, odpaliła jednego i przyspieszyła kroku. Chłopiec chcąc nie chcąc podreptał za nią.

***

Mały bar na trakcie prowadzącym do Wioski Liścia był pusty, nie licząc jednej osoby. Zakapturzony, wysoki osobnik zajmował stołek przy barze i sączył wolno whisky.
- Jeszcze raz to samo. - rzekł schrypniętym głosem, kiedy skończył. Barman wzdrygnął się i zastanowił ile jeszcze będzie musiał wytrzymać z tym dziwnym klientem, którego twarzy nie mógł dostrzec, a od którego głosu dostawał gęsiej skórki.
- Już niedługo, to ostatnia szklanka. - odpowiedział mu nieznajomy.
Przez pierwszych kilka sekund barman stał z otwartymi ustami, potem zaś próbował cokolwiek z siebie wydukać.
- No...no co też pan...
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Czasami bawiło go wprawianie ludzi w zakłopotanie wchodząc do ich umysłu i odpowiadając na niewypowiedziane na głos pytania.
- Niech się pan nie martwi. Wiem jakie wrażenie robię na ludziach. Za momencik sobie idę.
Barman oblał się szkarłatnym rumieńcem i nie odezwał już, a w myślach, na wszelki wypadek, zaczął powtarzać tabliczkę mnożenia.
Sasuke westchnął. Najchętniej zostałby tu najdłużej jak się tylko da. Byle nie iść TAM. Byle nie przekroczyć tej bramy, byle nie widzieć tego miejsca. Byle nie rozdrapywać rany. Z dwojga złego wolał tę towarzyszącą mu każdego dnia pustkę, do której już się przyzwyczaił, niż rozrywający serce ból. Ale właściwie...może nie ma już niczego co mogłoby boleć? Może nie ma już serca?
- Przekonamy się...- szepnął sam do siebie i wlał w siebie kolejny łyk alkoholu. Picie to dobra rzecz. Zazwyczaj pomaga zapomnieć. Ale nie dzisiaj, nie kiedy jest tak blisko...
Sasuke przymknął powieki a wspomnienia zalały jego otępiony przez wshisky umysł nieubłaganą, bolesną falą...

Martwy Itachi leżał przed nim. A leżeniem swym nie załatwiał niczego. Sasuke nie czuł nic. Ani ulgi, ani tryumfu, ani poczucia spełnienia...nie czuł kompletnie nic. Był pusty jak wypompowana piłka. Nie można było jednak powiedzieć, że nie zaszła żadna zmiana. Zmiana owszem była. Ale nie zwiastowała niczego dobrego. To, że Uchiha czuł pustkę, oznaczało, że odebrano mu coś, co było jego motorem życiowym przez skromnych osiemnaście lat życia - chęć zemsty. Została ona dokonana i nagle został z niczym, bo wszystko co w życiu miał, poświęcił właśnie dla niej. Stał dysząc ciężko, nie myśląc o niczym i nie czując niczego. I pewnie stałby tak jeszcze bardzo długo, gdyby nie czyjaś ręka która nagle spoczęła na jego ramieniu. W jednej chwili wrócił do rzeczywistości. Do uszu znów dotarły łomoty i eksplozje, krzyki i jęki - jednym słowem odgłosy rzezi.
- Sasuke - kun?
- Karin...- wypowiedział jej imię z niejakim rozczarowaniem, po czym zastanowił się, dlaczego właściwie. Kogo się spodziewał? Czegoś mu brakowało, czegoś niejasno pragnął, kogoś, w tej właśnie chwili bardzo potrzebnego kogoś, ale jego otępiały umysł nie mógł dojść kim jest ten ktoś, i czego właściwie sam Sasuke w tym momencie chciałby od tej osoby...
- Zrobiłeś to. - Karin mówiła cicho i spokojnie. Jakoś inaczej niż zawsze.
Brunet skinął potakująco głową.
- I...co teraz?
Nie odpowiedział. Kiedy dziewczyna zadała to pytanie, zrobiła coś w rodzaju naciśnięcia guzika, który uruchomił czarną dziurę, gdzieś w okolicach klatki piersiowej chłopaka. Dziura rozrastała się z każdą sekundą, coraz bardziej i bardziej pulsując, a pytanie to obijało się o jego czaszkę i nijak nie mógł się go pozbyć.
- Sasuke-kun...co teraz? Nie masz do czego wracać. Zniszczyłeś swój dom.
- Co ty pierdolisz Karin? O czym ty do cholery gadasz? - zapytał chłodno. Nie chciał żeby mówiła dalej. Jak bardzo nie chciał! Miał ochotę skulić się na ziemi i leżeć tak aż do skończenia świata. Oczywiście nie mógł tego zrobić, to byłoby żałosne.
- Wiesz dobrze, że mówię prawdę. - w jej głosie zabrzmiał gniew. Spojrzał na nią zdziwiony. Naprawdę mówiła jakoś inaczej. Jakoś...mądrzej.
- Wiesz dobrze, że mam rację. - powtórzyła twardo. - Zniszczyłeś wszystko co miałeś. Nie zabiłeś dzisiaj jednego brata. Zabiłeś dwóch.
Przed oczami bruneta stanęła blond czupryna, niebieskie roześmiane tęczówki...
Złapał się za głowę, upadł na kolana.
- Po co ty mi to mówisz Karin? Co cię to interesuje? - jęknął. Jeszcze jedno słowo i zacznie ją błagać żeby przestała.
- Nie wiem...czuję, że powinnam. Bo widzisz, ja zawsze chciałam mieć dom Sasuke-kun. Rodzinę, kogoś kto by się o mnie troszczył, coś do czego mogłabym wracać...braci, siostry, mężczyznę który by mnie kochał...a ty miałeś to wszystko. Może nie dosłownie, może twoja biologiczna rodzina została zabita, ale przecież ta, którą wybrało twoje serce, była. I zabiłeś to. A teraz będziesz cierpiał. Znam cię trochę Sasuke-kun. Wiem, że twoja zemsta była obłędem. Obsesją. Dałeś temu zajść tak daleko, że potem nie mogłeś już nad tym zapanować. Nigdy ci tego nie mówiliśmy, ale wszyscy uważaliśmy to za chore. Po co było ci to mówić? Co nas to tak naprawdę obchodziło? Byli ludzie, których obchodziło. Ale właśnie zdychają gdzieś tam, wśród całego tego gówna. I ja wiem, że to po tobie nie spłynie. Bo wiem co to obłęd i wiem co to furia. Zaślepia człowieka, sprawia że staje się kimś innym niż jest w rzeczywistości. Ale potem mija i człowiek nagle zdaje sobie sprawę, ze wszystkiego co zrobił. I bardzo, bardzo cierpi. Szkoda mi ciebie Sasuke-kun.
Miał wrażenie, że coś go sparaliżowało. Nie mógł wypowiedzieć słowa. Czuł, że ona ma rację, już powoli docierało do niego wszystko to co się stało, że Itachi to nie jedyny trup który tu dzisiaj leży. Że właśnie zginęli ludzie, którzy go kochali. I ludzie, których on...
- Karin! - wrzasnął nagle i poderwał się na równe nogi. - Na pewno nie zginęli wszyscy! Na pewno nie! Może oni...może właśnie oni żyją...ja muszę tam iść...muszę ich znaleźć...muszę znaleźć Naruto i Sakurę...- bełkotał jak w gorączce, potrząsając rudowłosą dziewczyną jakby oczekiwał, że zaraz weźmie go za rękę i zaprowadzi do miejsca gdzie tamta dwójka zajadając lody czeka sobie cało i zdrowo na jego przyjście...
- Sasuke Uchiha? - rozległ się męski głos.


Wtedy poznał Madarę a wraz z nim całą prawdziwą historię swojego klanu. Historię Itachiego, która obudziła w nim nowy cel życiowy, nowy obiekt zemsty - Konohę! Dopóki nie zdał sobie sprawy, że przecież nie ma już czego niszczyć, wszystkie gruzy leżą właśnie u jego stóp. Takiego małego dwa w jednym dokonał sobie za wczasu. Mógł jednak kontynuować to dzieło, przyłączyć się do Akatsuki i razem z nimi przejąć władzę nad wioską co byłoby piękną kropką nad i. I wszystko byłoby w porządku przez kolejnych parę godzin, pustka odeszłaby gdzieś w dal, obłęd znowu słodko zawładnąłby jego umysłem usuwając wszystkie bolesne prawdy, gdyby Madara nie sprowadził go brutalnie na ziemię, przeganiając obłęd, który uciekł z krzykiem gdzieś daleko daleko by już nigdy nie powrócić...

- Sasuke?
- Tak?
Madara zawahał się przez chwilę. W końcu jednak doszedł do wniosku, że co jak co, ale to raczej niczego nie zmieni, w sercu takiego świra i skurwysyna jak Sasuke. Mylił się.
- Twój brat bardzo prosił mnie żebym przekazał ci jeszcze jedno po jego śmierci. A musisz wiedzieć, że prosił mnie o to kilka godzin temu...
Sasuke zacisnął pięści. Kilka godzin temu Itachi jeszcze żył. I może gdyby Sasuke wiedział o wszystkim, koniec byłby inny...
- Co to takiego?- zapytał.
- Ta dziewczyna...
Obłęd skulił się i zasłonił rękami i nogami. O nie, nie, "ta dziewczyna" jest zdecydowanie niebezpiecznym sformułowaniem...
- Jaka dziewczyna? - zapytał Sasuke chodź doskonale znał odpowiedź. Dziura znowu zaczęła podkradać się do serca. Już, już czepiała się żeber, wspinała coraz wyżej...
- Ta mała, chuda...różowowłosa z ładnym tyłkiem...ta dziewczyna była w ciąży.
BUM. Ziemia uderzyła w niego, albo on uderzył w ziemię, niebo zwaliło się na głowę, ktoś ściskał za gardło, czerwono, wszędzie było jakoś tak czerwono...
- Była...w czym? - jego usta poruszały się, ale to chyba tak naprawdę nie były jego usta, przecież nie wydał im żadnej komendy, nie kazał im mówić...
- W ciąży. A skoro twój brat kazał mi to tobie przekazać to chyba...no cóż. Nieważne. Kłopotliwa sytuacja. Wiesz, nie martw się, możesz mieć jeszcze dużo dzieci...zresztą...nie będę ci o tym mówił, na pewno wiesz na czym to polega...
Sasuke nie słuchał go. Wstał powoli i patrząc gdzieś w przestrzeń rzekł:
- Nie przyłączę się do was. Niech nikt mnie nie szuka. Niech wszyscy zapomną, że istnieję. Zabiję każdego, kto będzie próbował mnie teraz zatrzymać. Przysięgam.
Ruszył przed siebie do zgliszcz, do ognia. Dopóki tliła się w nim jeszcze jakaś iskierka nadziei mógł poruszać nogami. Chodził i szukał i widział trupy i widział krew i szukał, szukał cały czas szukał ale nie było jej tam ani żywej ani martwej...i nie było jej nigdzie indziej, w żadnym zakątku świata. JEGO też nie było. Karin miała rację.



Dopił ostatni łyk, odstawił szklankę z głośnym hukiem, rzucił na blat pare monet i już miał wychodzić, kiedy przy samym wyjściu odwrócił się i zapytał:
- A dziewczynę tu jakąś macie? Tylko nie zbyt drogą...
- Coś się znajdzie proszę pana. Zapraszam do pokojów, na górze.


***

Sasuke się spóźniał. Czyżby nie potrafił trafić do swojej rodzinnej wioski po czternastu latach nieobecności? Madara miał co do tego poważne wątpliwości. Jeżeli już, to nie chciał tu trafić.
- Widzisz...mówiłam, że nie przyjdzie. - stwierdziła zjadliwie Karin.
- Przyjdzie. Wyczuwam jego chakrę w pobliżu. - odpowiedział spokojnie Uchiha.
Wszyscy w sali obrad czekali w napięciu na przybycie Sasuke Uchihy i każdy obawiał się, jak wyżej wymieniony zareaguje na to, co mają mu do powiedzenia...


Ostatnio zmieniony przez Yennefer dnia Nie 13:52, 21 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Fan Fiction. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin