Forum STREFA NARUTO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[NZ][N][R] Chikas Destiny...
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Fan Fiction.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yennefer
Kapitan ANBU


Dołączył: 15 Paź 2007
Posty: 1104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z wioski, w której podcierają się liścmi..xD "Kto podciera?" ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:54, 23 Lis 2007    Temat postu: [NZ][N][R] Chikas Destiny...

Huuusia! Husia łuś! Tamdaradamtatatataratatatum!! Otóż i Yen stworzyła COŚ...i to w dodatku (UWAGA!) coś poważnego *wypina dumnie pierś*. Albo raczej w zamierzeniu miało być poważne...cóż wyszło? Bo ja wiem ^^" Pisałam bo mnie wena nagle naszła...za ewentualne skutki uboczne jak krwotok z nosa, załamanie nerwowe, czy refleksje typu "Boże, jak można było coś takiego napisać", nie odpowiadam... A tak dla wyjaśnienia, opowieść ta będzie o córce Sasuke i Sakury, imieniem Chika. Na razie daję prolog. Sasuś i Sakurcia jak widać nie są razem, a jak doszło do spłodzenia dziewuszki wyjaśnione będzie potem xD Podobnie jak szczegóły związane z Haną i kobitką, która przyniosła bejbusia...No i Lud Aka napadł na Lud Konohy kiedy Haruno była w ósmym miesiącu ciąży. Taaa...jak ktoś się tak czy siak nie połapie co jest bardzo możliwe przy moim beztalenciu, to już nie wiem cóż począć...

Chikas Destiny (kurczę, nie mogę zrobić apostrofa..czy jak tam się nazywa ten przecinek u góry ^^")

PROLOG


Zimno. Przeraźliwe, kłujące zimno. Przechodzące przez całe ciało falą dreszczy, przenikające aż do szpiku kości. Oparła się o najbliższe drzewo. Oddychała ciężko.
Przeczesała włosy skostniałymi palcami. Wiedziała, że to już. Przecież była medykiem, jednym z najlepszych. Wiedziała kiedy dziecko jest gotowe żeby wyjść na świat. Odbierała niejeden poród. Osunęła się po szorstkiej korze i usiadła na ziemi. Ironia losu. Była w stanie pomóc tylu ludziom, a teraz nie mogła pomóc sama sobie. I swojemu maleństwu..Przywita je chłód. Ten cholernie zimny las, mokra ściółka, nieprzyjazne drzewa i czerń nocy. Oczywiście noworodek tego nie przeżyje, kalkulowała w myślach nadzwyczaj spokojnie, zamarznie, umrze z głodu albo zagryzą go dzikie zwierzęta. Bo nikt nie będzie mógł go ogrzać, przytulić, nakarmić i obronić. Z prostej przyczyny: jego matka umrze przy porodzie. Wycieńczona, zziębnięta, ani grama chakry. Nawet jeśli by to przeżyła, co jest bardzo płonną nadzieją, wda się zakażenie, bo ludzkie kobiety nie są przystosowane do rodzenia w zimnych, brudnych lasach. Szczególnie, kiedy mają dopiero osiemnaście lat i w ósmym miesiącu ciąży zostały zmuszone do stoczenia heroicznej walki, a następnie karkołomnej ucieczki. Przymknęła oczy. Niegdyś lśniące jak szmaragdy, teraz matowe i pełne rozpaczy. Nie miała siły płakać, nie miała siły krzyczeć choć bolesne skurcze atakowały coraz częściej. "Umrę", myślała beznamiętnie wpatrując się w swój brzuch, "umrę i ona też umrze. Pewnie nawet jej nie zobaczę. Usłyszę tylko jej krzyk. I nie będę w stanie na ten krzyk odpowiedzieć. Nie będę mogła sprawdzić czy ma moje oczy, czy może czarne jak węgiel...." Gwałtowny skurcz sprawił, że z jej ust wydobył się słaby jęk. Potem przyszedł następny i następny. Za czwartym razem krzyknęła. Za piątym też....Potem już wrzeszczała...



Biegła tak szybko, cicho i bezszelestnie iż zdawało się, że nie dotyka stopami ziemi. Z lekkością motyla przeskakiwała przez kłody, wystające korzenie, małe strumyczki czy krzaczki. Znała ten las jak własną kieszeń. Nie było tu niczego, co mogłoby ją zaskoczyć...Nagle nocną ciszę przeszył pełen bólu krzyk. Hana zatrzymała się nasłuchując. Mordują? Gwałcą? A zresztą co ją to obchodzi? Ruszyła dalej, ale do jej uszu doszedł kolejny krzyk. Zmarszczyła brwi. Co się dzieje? Pokręciła głową jakby odpędzając się od natrętnej muchy. Nie, nie, nie może się zatrzymywać, musi dotrzeć do kwatery jak najszybciej, tak jak kazała Himitsu-sama. Po kolejnej serii wrzasków złamała się. Była młodą, ciekawską, pełną życia dziewczyną. Musiała dowiedzieć się kto tak krzyczy. Wcale nie miała zamiaru owemu komuś pomagać. Była także płatną morderczynią, a płatne morderczynie zwykle nie odgrywają szlachetnych, błednych rycerzy ratujących damy w opresji. Chciała po prostu wiedzieć...
Podążała za źródłem krzyków aż w końcu jej oczom ukazała się młoda, różowowłosa dziewczyna skulona na ziemi w dzikich konwulsjach.
- Ki diabeł... - mruknęła Hana, podeszła bliżej i rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Dziewczyna była w ciąży i najwyraźniej właśnie rodziła...



Boli, boli tak strasznie boli...Jakby ktoś rozrywał, jakby w środku eksplodowała bomba...Boże niech to się skończy...niech to się wreszcie skończy....Zachrypła od wrzasku, który teraz już bezustannie wydobywał się z jej gardła. Zwinęła się w kłębek, kiedy nagle z całą ostrością dotarła do niej myśl, że ona przecież rodzi, że zwijanie się podczas porodu to najgłupsza rzecz jaką można zrobić...Położyła się płasko na ziemi, rozkraczyła nogi. Zaryła paznokciami w ziemię, przygryzła wargę aż do krwi. No dalej, wychodź córeczko...wychodź na ten okrutny świat, który zgasi twój wątły płomyczek życia jeszcze dzisiaj...
Nagle stwierdziła, że ktoś się nad nią pochyla. Widziała parę pistacjowych oczu, zielone włosy, niewyraźnie, coraz bardziej niewyraźnie...Boli, boli...

- Kurwa mać, ty zaraz urodzisz... - stwierdziła inteligentnie Hana - Cholera jasna jak się odbiera poród??!!
Poczuła chęć odwrotu, ucieczki, pozostawienia tej obcej dziewczyny samej sobie. Pójdzie stąd, zapomni...nie, nie może. I nie zapomni. Była w stanie zabić dla pieniędzy. Potrafiła bez mrugnięcia okiem wpakować komuś kunai między oczy, tak jak to zrobiła niecałe dwie godziny temu. A nie potrafi zostawić tu tej rodzącej dziewczyny...coś kazało jej zostać, coś kazało pomóc...sumienie? Myślała, że już całkiem się go pozbyła...jak widać myliła się. A może to nie sumienie? Może...przeznaczenie?
Potrzeba medyka...Skupiła się, wykonała zawiłą pieczęć, przycisnęła pięści do głowy. Wysłała Akemi telepatyczną wiadomość...


- Przyj! - krzyczał czyjś ostry głos - Przyj dziewczyno! Dasz radę!
Parła...nie słyszała już własnego krzyku. Gubił się gdzieś wśród strzępków myśli, wśród tego niesamowitego, rwącego bólu, nasilającego się z każdą sekundą...
- Przyj! No dalej! Już prawie...jeszcze tylko troszkę!
Jeszcze tylko troszkę, tylko troszkę...wytrzymam...ostatkiem sił zdobyła się na nadludzki wręcz wysiłek. Wrzasnęła tak rozdzierająco, że aż nieludzko. Chwilę potem usłyszała odpowiedź..."Udało się..." zdążyła pomyśleć zanim straciła przytomność "Udało...urodziłam..."


Ogień, wszędzie ogień...nie ma gdzie uciekać.
Czyjś krzyk. Czerwone języki lizały jej stopy, włosy, bluzkę....
- Sakura!
"To Naruto...jak dobrze. Z Naruto nic mi nie grozi, on mnie nigdzie nie zostawi wyprowadzi mnie z tego ognia, wyprowadzi, obroni przed wszystkim...zawsze bronił...Chcę zobaczyć niebo..."
- Szybciej Sakura, musimy uciekać!
Na zewnątrz piekło. Krew. Trupy...
- Boże, nie!!! - wrzasnęła patrząc na ciało tak dobrze jej znanej blondynki. Krew, krew, pełno krwi...a wśród niej, wśród tej dzikiej, barbarzyńskiej, burej mozaiki jej sensei. Piąta Hokage...
- Stój!!! Naruto stój! Tsunade...trzeba jej pomóc... - mamrotała bezładnie, ciągnąc chłopaka w stronę ciała Piątej...
- Nic już nie możesz zrobić! Ona nie żyje...chodź Sakura...musisz uciekać...
Nie, nie to niemożliwe...Nie może uciekać...musi pomóc...tam jest ranna Ten-ten...a tu leży Shikamaru...
- Naruto stój! - powtórzyła.
Odwrócił się do niej. Płakał...
- Sakurka posłuchaj mnie uważnie. - zaczął schrypniętym głosem - wyprowadzę cię stąd. Uciekniesz...
- Nie mogę! Jestem medykiem! Muszę pomóc...tu leżą moi przyjaciele! - złapała go za ramiona potrząsając gwałtownie.
- Jesteś medykiem w zaawansowanej ciąży! Nie wolno ci zużywać chakry i dobrze o tym wiesz! Uciekniesz stąd, bo teraz nie jesteś już sama. Teraz musisz dbać też o nią! - wskazał na jej okrągły brzuch.
Nie odpowiedziała. Zwiesiła ręce w geście bezsilności. Miała ochotę wyć, tupać i drapać...zamiast tego stała ze zwieszoną głową, a z jej szmaragdowych oczu wydobywały się słone krople...
Biegli przez morze krzyków, jęków i huków. Nagle, jakby znikąd, wyrosła przed nimi sylwetka czarnowłosego chłopaka w płaszczu w czerwone chmurki.
- Kyuubi... - mruknął Uchiha Itachi mierząc blondyna od stóp do głów - oraz jego urocza koleżanka - dodał zerkając na Sakurę. - Co ja widzę? Brzuszek? - uniósł w górę ciemne brwi. - Czyżby mój kochany bra....
- Zamknij się Itachi! - ryknął Uzumaki.
- Och...no tak Naruto. Przecież właśnie umierają twoi ekhm...przyjaciele, ludzie których kochasz...jakże mi przykro. Doprawdy, jak to sentymentalizm może zawładnąć człowiekiem...jednak wracając do sedna sprawy. Oddasz mi się po dobroci Lisie, czy ma boleć?
- Uciekaj Sakura!!!!!
- Nie zostawię cię!!!
- Uciekaj do cholery!!!!!!!!! Jak chcesz mi pomóc??!! Jesteś w ciąży, nie przeżyjesz nawet minuty!!! Uciekaj! Znajdę cię...obiecuję...




Obudziła się w czystej, świeżej pościeli. Jęknęła czując, że jest cała obolała.
- Żyjesz młoda?? - pistacjowe oczy, zielone włosy...
- Gdzie moje dziecko?! Co z dzieckiem?!! - zachrypiała, siadając gwałtownie na łóżku, jednak zaraz opadła z głośnym jękiem na poduszki.
- Spokojnie, żyje....nawiasem mówiąc to niezłą ma częstotliwość...
Do pomieszczenia weszła białowłosa kobieta o czerwonych oczach, trzymająca w ramionach małe zawiniątko. Sakura wyciągnęła ręce po tobołek...
- Chika...Chika-chan.... - załkała patrząc z czułością na szmaragdowooką kruszynkę, głaszcząc ją po ciemnych włoskach...


Ostatnio zmieniony przez Yennefer dnia Pią 16:06, 18 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rokdob
Gość





PostWysłany: Sob 12:45, 24 Lis 2007    Temat postu:

ja chcę ciąg dalszy....dawaj szybko ciąg dalszy
opowiadanie poprastu bomba podoba mi się czekam z niecierpliwoscia
Powrót do góry
Klaja-chan
Legendarny Sannin


Dołączył: 24 Lis 2007
Posty: 2451
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:03, 24 Lis 2007    Temat postu:

Chika też będzie w przyszłości piękna,w końcu tacy rodzice...Czytało mi się lekko i szybko,a pięknie to opisałaś.Czekam tylko na ciągdalszy :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sakura-life
Chuunin


Dołączył: 24 Paź 2007
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam, gdzie nie sięga niczyje spojrzenie.

PostWysłany: Sob 15:35, 24 Lis 2007    Temat postu:

Um, ślicznie.
No i jednak czarne włoski... a oczy?
Jakie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Legendarny Sannin


Dołączył: 24 Paź 2007
Posty: 3559
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sprzed kubka z czarną herbatą.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:40, 24 Lis 2007    Temat postu:

Rany!!
Super:D Świetnie mi się czytało...opisy super. I w końcu dalsze życie Sakury..i...no reszty ninj'ów :D
Czekam na następny rozdział ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shige
Wszechwiedzący kage!


Dołączył: 21 Wrz 2007
Posty: 910
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:24, 24 Lis 2007    Temat postu:

Cytat:
- Przyj! - krzyczał czyjś ostry głos - Przyj dziewczyno! Dasz radę!
Parła...nie słyszała już własnego krzyku. Gubił się gdzieś wśród strzępków myśli, wśród tego niesamowitego, rwącego bólu, nasilającego się z każdą sekundą...
- Przyj! No dalej! Już prawie...jeszcze tylko troszkę!

to było mocne^^
Opowiadanie zapowiada się świetnie :) jestem ciekawa jak doszło do spłodzenia...ojj :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitsune
Legendarny Sannin


Dołączył: 19 Lis 2007
Posty: 2498
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: S kąt śtam. xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:22, 24 Lis 2007    Temat postu:

Shige, a Ty tylko o jednym... :D Żartuję ^^

Opowiadanie piękne. Świetnie wszystko opisałaś. Szkoda mi tylko osób z Konohy... TenTen, Shikamaru, Tsunade... Czy chociaż jedno przeżyje? I co się stało z Naruto? I gdzie jest Sasuke? Nie było go przy Sakurze, to gdzie się szlajał? Opisałaś to wspaniale, jestem bardzo ciekawa, co się stanie dalej... Pisz szybko! :)

Sakur-life, Chika ma oczka zielone, po mamusi, mówi o tym końcówka: "...Załkała patrząc z czułością na szmaragdowooką kruszynkę, głaszcząc ją po ciemnych włoskach...
" :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sakura-life
Chuunin


Dołączył: 24 Paź 2007
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam, gdzie nie sięga niczyje spojrzenie.

PostWysłany: Sob 20:56, 24 Lis 2007    Temat postu:

A no tak. Chyba dobrze nie przeczytałam końca ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shige
Wszechwiedzący kage!


Dołączył: 21 Wrz 2007
Posty: 910
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:20, 25 Lis 2007    Temat postu:

No Kitsune jam jeszcze dziecko^^ takie sceny jeszcze mnie śmieszą :PP
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yennefer
Kapitan ANBU


Dołączył: 15 Paź 2007
Posty: 1104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z wioski, w której podcierają się liścmi..xD "Kto podciera?" ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:58, 16 Sty 2008    Temat postu:

Dżizos Christos, ile ja to pisałam…a w sumie wcale nie wyszło tak dużo…no nic xD Może nie jest do końca tak jak bym chciała, ale w dupie nic już nie poprawiam, nie chce mi się xP Ja wiem, że to jest dno, pewnie zrobiłam masę błędów, no ale cóż w końcu jak chcę pisać lepiej to muszę poznać opinię innych nie? Ach jak ja dzisiaj mądrze gadam…xP No i cóż mogę jeszcze rzec...Ach, no tak, ze mnie taka pipa głupia bym zapomniała…Dedyjeszyn for maj Darling Irate <3



Chika's Destiny

ROZDZIAŁ I

Słońce dawno już zaszło i na niebie królowały gwiazdy oraz wielka, srebrzysta, księżycowa kula, kiedy w pewnej małej wiosce, a dokładniej na jej niewielkim ryneczku, zaczęła rozkręcać się zabawa. Wesoło przygrywała muzyka wędrownych grajków, wszędzie roiło się od umorusanych, biegających dzieci, piszczących dziewcząt szczypanych w tyłki przez swoich wstawionych kolegów oraz pijących sake i śmiejących się rubasznie starszych panów, którzy wlepiali wzrok w pewną kobietę. Kobieta była wysoką blondynką o turkusowych oczach i aktualnie tańczyła na stole, podkasając kieckę i ukazując całemu światu swoje zgrabne nogi, oraz kawałek koronkowych majtek. Pięta, palce, pięta, palce, pięta, palce...to już nie grajkowie wygrywają rytm, to jej obcasy. Jasne, długie włosy wirują wokół twarzy jak
niesamowita chmura, oczy błyszczą i śmieją się podobnie jak usta. Pięta, palce, pięta, palce...
- Ino!!! – kobieta zatrzymała się, zmarszczyła brwi, rozejrzała. Wreszcie zauważyła osobę, która ośmieliła się wyrwać ją z cudownego transu...
- Czego chcesz Ten-Ten?! – krzyknęła, podpierając się pod boki.
- Złaź stamtąd!! Naruto przyniósł sake...
Blondynka jak na komendę zeskoczyła zgrabnie ze stołu, przy akompaniamencie zbiorowego jęku zarówno grajków jak i starszych panów.
Przedzierała się przez rozentuzjazmowany tłum, aż wreszcie dotarła do miejsca gdzie stacjonowała jej kompania. Roztrzepany blondyn i granatowowłosa, białooka kobieta o krągłych kształtach trzymali w ramionach niezliczoną ilość butelek z tak dobrze wszystkim znanym alkoholem.
- No już, dawajcie, dawajcie... – mruknął niecierpliwie Chouji, odrywając się na chwilę od wielce absorbującego zajęcia jakim było pochłanianie, dziesiątego już chyba, soczystego i przepysznego udźca.
Naruto i Hinata z brzękiem postawili na stole butelki. Ino rozsiadła się wygodnie na jednym z krzeseł, chwyciła sake i pociągnęła spory łyk prosto z gwinta.
Uzumaki westchnął i uśmiechnął się smutno. Spojrzał po swoich towarzyszach. Byli tu dzisiaj wszyscy: Ino, Chouji, Kiba, Shino, Hinata, Neji, Ten-Ten i on sam... Jedli, pili i tańczyli razem z innymi mieszkańcami Wioski Lotosu, a jednak czuli się tu obco. Nie pasowali...to nie był ich dom.
Ten-Ten roześmiała się perliście, z jakiegoś żartu Ino. Światło księżyca padło na jej twarz. Ładną, uroczą twarzyczkę naznaczoną paskudną blizną ciągnącą się od kącika ust aż po kraniec oka, pamiątką po krwawej rzezi jaka rozegrała się w Konoha-Gakure 14 lat temu...





Usłyszał szloch, gdzieś z prawej strony. Obejrzał się. Zobaczył Ino klęczącą przy Shikamaru.
- Naruto... – jęknęła, podnosząc na niego załzawione oczy – Naruto, on...on...
- Wiem, Ino... – szepnął czując jak w gardle rośnie mu wielka gula. Wszyscy...wszyscy zginą. Przez niego. Przyjaciele, ludzie, którzy byli dla niego ważni, ludzie których chciał chronić, ludzie, którzy byli jego rodziną...Przez niego znalazła ich śmierć. Bo to jego chcą Akatsuki. Lisa o Dziewięciu Ogonach...
- Naruto!!! – przez chmurę dymu, wznieconą przez kolejny, walący się budynek, przedzierał się Neji, podtrzymujący słaniającą się na nogach Ten-Ten. Dziewczyna trzymała się za policzek, a spomiędzy palców obficie lała się szkarłatna ciecz...
- Naruto, gdzie jest Sakura? – wydyszał Hyuuga.
- Uciekła... – odparł blondyn, czując jak w sercu wznieca mu się mały i wątły płomyczek nadziei. Może chociaż ona, może chociaż Sakura zdołała uciec, może jest bezpieczna, ona i jej maleństwo...
Neji zaklął szpetnie, Ino zaszlochała głośniej.
- To koniec...Tsunade nie żyje...nie mamy szans... – stwierdziła nagle blada jak śmierć Ten-Ten – Widziałam jak umierał Lee, słyszałam wrzaski zarzynanych dzieci, widziałam ludzi bez głów, rąk i nóg...już nie chce nic widzieć, słyszeć ani czuć...już nie chcę...
- Boję się... – Ino skuliła się na ziemi, przy martwym ciele swego przyjaciela z drużyny, w pozycję płodu.
- Przestańcie...- jęknął Neji.
- Och, Naruto-kun!! – poczuł jak oplatają go czyjeś kruche ramiona, w nozdrza uderzył zapach białej lilii... – Tak się bałam...widziałam jak walczyłeś z Itachim i...
Nagle Hinata zdała sobie sprawę z tego co właśnie zrobiła więc oderwała się od chłopaka, czerwona jak burak...
Naruto tymczasem poczuł dziwny ucisk w sercu. Ona nie powinna tu być...tu jest krew, tu jest krzyk, tu jest śmierć...tu jest wojna. A ona jest taka kruchutka i delikatna...W przypływie czułości chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia. Blondyn chciał coś powiedzieć, ale przeszkodziła mu Temari, która właśnie z dzikim wrzaskiem wyłoniła się z kłębów dymu. Nie była jednak sama...walczyła z trzema przeciwnikami naraz, z czego jeden był Naruto doskonale znany...Kisame...
- No dalej, dalej kiciu, pokaż co potrafisz.... – zaśmiał się niebieskoskóry ukazując swe ostre jak brzytwy, stożkowate zęby...
Temari była zmęczona...cholernie zmęczona. Czuła, że chakry ma tyle co kot napłakał, a za każdym razem kiedy brała głębszy oddech miała wrażenie, że pękną jej płuca. A teraz musiało się jeszcze przypieprzyć do niej tych trzech... Rozłożyła jednak wachlarz i już miała się nim zamachnąć kiedy zobaczyła Shikamaru. Jej chabrowe oczy rozszerzyły się nienaturalnie, usta otworzyły w niemym krzyku...już po chwili wydobył się z nich jednak nieartykułowany dźwięk, pełen bólu i zdziwienia. Kisame ciął szybko, ostro, samym końcem miecza. Krew z rozerwanego brzucha trysnęła, prosto na nieruchomą twarz Nary, niczym ofiara dla jakiegoś pogańskiego bóstwa.
Wszystko to trwało krótką chwilę. Naruto zdążył tylko krzyknąć „NIE!”, Hinata wrzasnąć cienko, Neji przełknąć głośno ślinę.
Kisame zwrócił głowę w ich stronę. Uśmiechnął się upiornie, przestąpił przez ciała Shikamaru i Temari, która drgała jeszcze, zaciskając konwulsyjnie dłoń na koszulce szatyna. Jasną, wąską, zgrabną dłoń, którą jeszcze dwie doby temu gładziła go po policzku...
Naruto chciał do niej podbiec, ale Kisame go uprzedził. Nie przerywając kontaktu wzrokowego z blondynem wbił kunai w odsłoniętą szyję dziewczyny. Drgania ustały. Teraz Temari była tak samo nieruchoma jak Shikamaru...Ino, która wcześniej pozbierała się z ziemi i schowała za Nejim i Ten-Ten, zakryła sobie usta dłonią.
- Jaka szkoda...Nie sądzisz Dziewięcioogoniasty? – wycedził rekinowaty.
Naruto zacisnął pięści. Starał się uspokoić, oddychać głęboko, tak jak go uczył Ero-sannin...nie pomogło. Jego, dotąd błękitne jak niebo tęczówki, zmieniły barwę na krwistą czerwień, źrenice zwęziły się nienaturalnie...
Nagle powietrze wypełnił delikatny szum...
Kisame zmrużył swoje rybie oczy, spojrzał w dół i stwierdził, że pod nogami ma piasek. Piasek, którego jeszcze sekundę temu nie było...Westchnął, spojrzał z żalem na Naruto, wokół którego zaczęła już emanować pomarańczowa chakra.
- Przykro mi Jinchuuriki...na mnie już czas...Ale nie martw się. Zaraz ktoś się po ciebie zgłosi....




Nikt się nie „zgłosił”. Nie zdążył. Gaara wyprowadził ich z Wioski Liścia.

- Neji twoje dzieci są wszędzie...nawet na Akamaru... – stwierdził Kiba, wyrywając blondyna z zamyślenia.
Neji nie uznał za stosowne odpowiadać.
Jeden ze szkrabów, dotychczas próbujący dosiąść ogromnego, białego psa, wdrapał się bezceremonialnie na kolana Ten-Ten po czym z minką bezdomnego szczeniaka poprosił:
- Zaśpiewaj coś mamusiu…
- Tak, zaśpiewaj Ten-Ten… - poparł synka Neji – zaśpiewaj o domu… - dodał po chwili.
Kobieta westchnęła, pogłaskała chłopca po brązowych włoskach i zaczęła śpiewać…

Kraju ognisty, kraju zielony,
Kraju ojczysty nasz wytęskniony,
Kraju odwagi i kraju walki
Co krwią spłynąłeś czerwoną jak karmin…

Tam gdzie nasz dom, tam gdzie nasz dom,
Gdzie nasze serca od zawsze lgną….


Kiba przełknął głośno ślinę. Przed oczami przewijały mu się obrazy, chwile spędzone w Wiosce Liścia. Te szczęśliwe, beztroskie chwile wśród przyjaciół, niebezpieczne misje, kłótnie, treningi…szczenięce lata…drużyna ósma…
- Za Kurenai… - rzekł schrypniętym głosem, kiedy Ten-Ten skończyła śpiewać. Uniósł przy tym swój kieliszek z sake…
- Za Asumę… - zawtórowała mu Ino…
- Za Gaia… - szepnął Neji…
- Za Kakashiego… - dodał Naruto lekko drżącym głosem…
- Za Lee…
- Za Shikamaru…
- Za Temari…
- Za Saia…
- Za Irukę…
- Za Jirayie…
- Za Tsunade…
- Za Sakurę… - mruknęła Ino patrząc tępo w blat stołu.
Na chwilę zapanowało milczenie, które przerwał Naruto:
- Mylisz się Ino. Sakura żyje.
- Kochanie, przecież szukałeś wszędzie i…- zaczęła Hinata, kładąc mu rękę na ramieniu…
- Nie. – przerwał jej stanowczo – ona żyje. Ja to czuję…



Szybkie kroki niosły się echem po opustoszałych uliczkach Konohy. Ten sam księżyc, który w Wiosce Lotosu oświetlił bliznę na policzku Ten-Ten, teraz wskazywał drogę niebieskowłosej kobiecie. Skręciła w prawo i stanęła tuż przed wielkim budynkiem, niegdyś siedzibą Hokage, teraz miejscem gdzie urzędował Lider. Minęła bez słowa dwóch mężczyzn, którzy pilnowali wejścia, szybko przeszła przez kręte korytarze aż w końcu stanęła przed dużymi, dębowymi drzwiami. Bez chwili wahania otworzyła je z rozmachem i weszła do środka dumnym, spokojnym krokiem.
Pięć par oczu zwróciło się w jej stronę.
- Spóźniłaś się Konan… - stwierdził beznamiętnie mężczyzna zajmujący miejsce u szczytu stołu.
- Ominęło mnie coś ważnego? – zapytała, unosząc brwi.
- Właściwie jeszcze nie zaczęliśmy…
Uśmiechnęła się, a na widok tego uśmiechu wszystkim oprócz samego Lidera, włosy zjeżyły się na karku. Uśmiech Konan nie należał do tych miłych, słonecznych uśmiechów, na widok których robi się cieplej na sercu. W jej uśmiechu było coś co mroziło krew w żyłach, coś nieludzkiego, coś…diabolicznego.
Spojrzała po wszystkich zebranych a jej wzrok zatrzymał się na brązowowłosym chłopaku o ciemnoniebieskich oczach, stojącym w kącie pomieszczenia.
Spojrzała pytająco na Nagato.
- Tak Konan, Daisuke został dzisiaj dopuszczony do uczestniczenia w zebraniu.
Zdziwiła się, ale nie dała tego po sobie poznać. Odkąd odbywały się zebrania, czyli mniej więcej od czternastu lat, do uczestniczenia w obradach nie został dopuszczony nikt spoza „elity”. Ludzie bezwzględni, zimni, pozbawieni skrupułów, dążący do władzy za wszelką cenę, ludzie w czarnych płaszczach ozdobionych chmurami w kolorze krwistej czerwieni, ludzie, którzy stali się żywą legendą – to właśnie oni. Pięcioro członków sławnej organizacji, o których na ulicy mówiło się szeptem, którzy uchodzili za demony czy wcielenia samych diabłów: ona, Kisame, Zetsu, Madara i Lider- Pein. Do ICH narady, do obrad samego rdzenia, kwintesencji Akatsuki, został dopuszczony ten gówniarz?
Z beznamiętnym wyrazem twarzy zajęła swoje miejsce, po prawicy Nagato.
- Wioska Piasku się stawia… - zaczął Lider, ale Daisuke słyszał go jak przez bardzo grubą ścianę. Cały czas wpatrywały się w niego elektryzujące oczy w kolorze tak niesamowicie niebieskim, że miał wrażenie iż kłują go jak zimna woda z czystego, przejrzystego, górskiego źródła. Oczy kobiety, wiedział to na pewno, zdolnej do wszystkiego….
- Nie wiem czemu po prostu nie zabijemy Gaary i nie przejmiemy Wioski Piasku, tylko musimy się cały czas z nim użerać – niezadowolony pomruk Kisame potoczył się po pomieszczeniu.
- Nie raz już o tym mówiliśmy… - westchnął czarnowłosy mężczyzna, znany niegdyś jako idiota – Tobi, teraz zajmujący zaszczytne miejsce wśród najsławniejszych członków Akatsuki – Uchiha Madara.
- Uchiha ma rację – poparła go Konan patrząc wyniośle na Daisuke – nie dalibyśmy jeszcze rady z dwiema wioskami…na razie wystarczy nam Konoha. Zresztą kontrolujemy Kazekage i to najbardziej wygodne wyjście…Pein-sama?
- Tak? – Lider zwrócił głowę w jej stronę.
- Czy to dziecko ma zamiar tu z nami usiąść, czy będzie tam stało w kącie?
Daisuke wcale nie spodobało się nazywanie go „dzieckiem”. Wiedział jednak że Konan nie spodobałoby się gdyby jakoś to skomentował…
- Ach tak, Anzai…podejdź tu.
Anzai Daisuke – piętnastoletni chłopiec o oczach koloru oceanu, podszedł do Lidera Akatsuki.
- Wiem, że jesteś bardzo młody, ale myślę, że wszyscy zgodzą się ze mną, co do tego, że twoje umiejętności są niebywałe. Chcesz wstąpić do naszej organizacji… - przerwał czekając na reakcję chłopaka, który pokiwał energicznie głową. Powietrze wypełnił głośny śmiech trójki mężczyzn. Konan tylko wykrzywiła usta w kpiącym uśmiechu.
- Dostaniesz dzisiaj swoją pierwszą misję. – śmiechy natychmiast się uspokoiły. Teraz wszyscy patrzyli na Lidera z wyczekiwaniem, a sam Daisuke uniósł w górę głowę, dumny jak paw. Tylko Madara rozsiadł się wygodnie na swoim krześle i uśmiechnął tajemniczo, jakby doskonale wiedział, że słowa które za chwile zostaną wypowiedziane, staną się kamykami poprzedzającymi prawdziwą lawinę…
- Jinchuuriki, który nosi w sobie Kyuubiego…żyje.
Twarz Konan w jednej chwili stężała, a ręce zacisnęły tak mocno na poręczach krzesła, że pobielały knykcie.
- Twoim zadaniem będzie przyprowadzić go do mnie.
Daisuke zaschło w gardle.
- S-sam? – wychrypiał. Zdawał sobie sprawę, że przyjęcie tej misji byłoby równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku śmierci. On, niedoświadczony piętnastolatek, miałby walczyć z Lisem o Dziewięciu Ogonach?
- Oczywiście, że nie. Ty będziesz tylko towarzyszył…
Chłopak przełknął ślinę. Poczuł, że znowu wraca mu zwykła pewność siebie granicząca z arogancją.
- Komu? – zapytał, butnie wysuwając podbródek.
- Mnie. – Uchiha Madara wstał powoli. W jego czarnych jak heban oczach tańczyły iskierki rozbawienia…




Las Akahoshi był według legend siedliskiem wszelkich potworów, demonów, dziwnych stworzeń i wszystkiego co tylko była w stanie wymyślić ludzka wyobraźnia i co uchodziłoby za straszne i budzące grozę. Mroczny, zarośnięty, bez śladów ingerencji człowieka, sprawiał, że praktycznie nikt się do niego nie zapuszczał. Tu rządziła natura, tu ptaki siedziały na gałęziach wielkich, rozłożystych drzew, spokojne o swoje życie, bez strachu przed myśliwym czy złośliwymi dzieciakami uzbrojonymi w kamienie. Ludzie mieli niezwykłą zdolność do niszczenia i rozwalania wszystkiego co tylko stanęło im na drodze. Zwierzęta wiedziały o tym doskonale, wiedziały też że w Akahoshi spotkanie tej niszczycielskiej istoty graniczy z cudem. Jakie więc było ich zdziwienie kiedy w ten sielski krajobraz wkradł się zdecydowanie niepasujący element: drobna postać przemykająca między drzewami, która w sposób oczywisty poruszała się na dwóch kończynach.
- Kontroluj oddech… - szepnęła postać, jakby w ramach przypomnienia dla samej siebie.
Przeskoczyła zgrabnie przez obrośniętą mchem kłodę, zbiegła z małego pagórka, ominęła kłujące pokrzywy. Długie, czarne jak skrzydło kruka włosy powiewały w pędzie, bystre, zielone, kocie oczy lustrowały otoczenie. Chociaż biegła niezwykle szybko, oddychała cicho, spokojnie, prawie niesłyszalnie. Poruszała się tak lekko i bezszelestnie, że nie usłyszałoby jej za żadne skarby świata, zwykłe ludzkie ucho. Kagayaku Honou nie należała bynajmniej do zwykłych ludzi.
- Nie waż mi się straszyć mnie… - powiedziała spokojnie, kiedy zielonooka, z chytrym uśmieszkiem na ustach stanęła za nią i już nabierała powietrza, aby krzyknąć „BU!”.
- A skąd wiesz, że to ja? – zapytała wesoło, przekrzywiając czarną główkę.
- Chika, Chika, Chika…ja wszystko wiem. Przebiegłaś już dziesięć okrążeń?
- Ha, to jednak nie wszystko wiesz. – stwierdziła dziewczyna, uśmiechając się tryumfalnie.
- Bezczelna dziewucha… - Honou zmrużyła swe oczy w kolorze płynnego miodu. Chika nie zwracając większej uwagi na słowa nauczycielki, ruszyła naprzód. Rudowłosa pokręciła tylko głową i chcąc nie chcąc poszła za nią…



W głębi lasu, tam gdzie ze wszystkich rzeczy na Ziemi najmniej spodziewałoby się zobaczyć jakikolwiek budynek, stał czteropiętrowy, drewniany dom. Cały teren przed domem sprawiał wrażenie jednego, wielkiego pola treningowego. Aktualnie, pośród wszelkiego rodzaju manekinów, równoważni, i innych tego typu rzeczy, siedziała na ziemi zielonowłosa kobieta, czyszcząc w skupieniu broń.
- Ohayo, Hana-chan!!! – kobieta podniosła głowę w samą porę by zobaczyć kroczącą energicznie Chikę Haruno i obrzucającą ją krytycznym spojrzeniem Honou.
- Nie krzycz tak głośno dziewczyno… - zbeształa ją Kagayaku.
- Chika… - Hana wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Z pewnym rozczuleniem zauważyła, że na klatce piersiowej dziewczyny zaczęły już pojawiać się krągłości. Czy to to samo maleństwo, które urodziło się w zimnym, ciemnym lesie? Czy to ten sam szkrab, który tak głośno powiadomił świat o swych narodzinach? Przygarnęły ją…ją i jej matkę. Przygarnęły jak kocice przygarniają obce, zbłąkane kocie. Wychowały…
- Mogę już iść?
- Tak, to koniec treningu…
Kiedy Chika weszła do budynku, Hana zwróciła swe pistacjowe oczy na Honou.
- Jest dobra, prawda? – zapytała.
- Taaak…niezwykle zdolna. – przyznała kobieta niechętnie.
- Lubisz ją?
- O co ci chodzi? – rudowłosa ze zniecierpliwieniem machnęła ręką.
- Lubisz…ja też ją lubię. Jest dla mnie jak młodsza siostra. Moja mała siostrzyczka…To ja znalazłam wtedy w lesie rodzącą Sakurę wiesz? Patrzyłam jak ona przychodzi na świat, jak rośnie, śmieje się, jak płacze…Była taka niewinna. Taka niewinna wśród nas…ale teraz…ona dorasta. Jest coraz starsza, coraz piękniejsza i coraz silniejsza…i będzie taka jak my. Będzie zabijać…bo my ją tego nauczymy Honou. I to ją w końcu zniszczy…od środka. Tak jak nas niszczy…
- Pieprzysz Hana… - odparła Honou patrząc w zamyśleniu na drzwi za którymi zniknęła Chika…


- Wykonałaś misję?
- Tak jest Himitsu-sama.
- Klient był zadowolony?
- Tak Himitsu-sama.
- Zapłacił?
- Oczywiście Himitsu-sama…
Rzuciła na stół ciężką sakiewkę. Sakiewkę, którą otrzymała za odebranie życia pewnemu panu po pięćdziesiątce. Panu, który dał się nabrać na zgrabne nogi i tajemniczy uśmiech. Panu, który wypił nie to wino co trzeba…
- Cieszę się.
Spojrzała we fiołkowe oczy siedzącej naprzeciw niej kobiety. Mrok wypełniający pomieszczenie nie zdołał przyćmić tych lśniących jak diamenty tęczówek. Lśniących w ten szczególny, niebezpieczny sposób…dobrze pamiętała dzień, w którym zobaczyła te oczy po raz pierwszy…


- Sakura?
- Tak? – oderwała wzrok od dziecka spoczywającego w jej ramionach.
- Daj mi ją…Himitsu-sama cię wzywa…Honou cię zaprowadzi.
Dała Chikę Akemi, białowłosej medic-ninja, która odbierała jej poród. Kobieta o miodowych oczach i włosach płomienistych jak sam ogień, dała znak aby iść za nią. Prowadziła ją przez długi, ciemny korytarz aż do dużych drzwi znajdujących się na samym końcu. Kobieta zapukała, rozległo się chłodne „wejść!”. Sakura weszła…
Stała przy oknie, odwrócona tyłem. Czarne fale opadały wdzięcznie na plecy. Różowowłosa chrząknęła cicho, chcąc zawiadomić o swoim przybyciu.
Himitsu westchnęła ciężko i odwróciła się. Tak niesamowitych oczu Sakura nie widziała jeszcze nigdy. Lśniły jak gwiazdy, jak czyste kryształy. Głęboki, fiołkowy kolor hipnotyzował, wciągał, jednocześnie zachwycał i budził niepokój…jakby krył w sobie tajemnicę…niebezpieczną tajemnicę…
- Sakura, tak? – zapytała dźwięcznie, uśmiechając się. Miała dziwny uśmiech…z pozoru miły, ale nie wzbudzający zaufania…
- T-tak… - wyjąkała dziewczyna spuszczając oczy. Czuła niejasno, że w obecności tej kobiety nie należy wykazywać wszelkich przejawów bezczelności, arogancji czy też zwykłej pewności siebie…
- Prosiłaś, żeby sprawdzić co stało się z twoją wioską…z Konohą, prawda?
Zielonooka skinęła głową.
- Wioskę Liścia przejęło Akatsuki.
Sakura poczuła, że wokół wnętrzności zaciska jej się zimna, żelazna obręcz. Więc jednak…jednak nie dali rady…
- A co z mieszkańcami? – wychrypiała, błagając w duchu żeby nie usłyszeć tego, czego najbardziej się obawiała…
- Część żyje…ale shinobi…wszyscy zginęli.
- Nie… - jęknęła, czując, że musi usiąść. Opadła ciężko na najbliższe krzesło, wlepiła wielkie oczy w czarnowłosą kobietę. – Nie mogli wszyscy…tam był…tam był…Jinchuuriki. Na pewno coś o nim mówili…
- Uzumaki Naruto tak? – zielonooka pokiwała energicznie głową. Nie, Naruto nie mógł zginąć, na pewno uciekł, przecież on zawsze wywijał się śmierci sprzed nosa…to jakaś pomyłka…mogli zginąć wszyscy, ale nie on…nie jej przyjaciel…przecież obiecał…obiecał, że ją znajdzie…on zawsze dotrzymywał obietnic…
- Również nie żyje…
Te straszne słowa odbiły się echem w głowie Sakury, chciała je zagłuszyć, zniszczyć, odepchnąć jak najdalej…
- To kłamstwo!! – krzyknęła zrywając się z krzesła. – Obrzydliwe kłamstwo! To nie może być prawda!
- Przykro mi, ale to prawda…
Ktoś darł jej duszę na strzępy…czyjeś bezwzględne pazury rozdzierały ją od środka, kawałek po kawałku… chciała się obudzić…tak bardzo chciała się obudzić…obudzić z tego koszmaru….
Kręciła przecząco głową, jakby to miało w jakiś sposób odwrócić prawdę którą przekazała jej ta obca kobieta.
- Pani musiała się pomylić…
Himitsu uśmiechnęła się smutno, ruszyła w jej stronę. Kiedy szła, zdawało się, że nie dotyka stopami ziemi, że płynie w powietrzu…
- Wiem, że to boli…ale przestanie. Czas leczy rany...
- Pani nic nie rozumie… - spod powiek zaczęły uciekać słone krople, drżące dłonie zacisnęła bezwiednie na stole…
- Teraz jesteś sama. Nie masz dokąd pójść…Nie martw się. Zaopiekuję się tobą. Tobą i twoim dzieckiem. A teraz płacz dziewczyno, płacz, nikt nie widzi, ja nikomu nie powiem. Płacz póki jeszcze możesz…potem już nie będziesz mogła. Bo nie ma paskudniejszego widoku, niż płacząca kunoichi…*



Wydawało jej się, że minęły całe wieki od tego wydarzenia. Wtedy była jeszcze taka naiwna, taka niewinna, taka…inna. Wtedy nie była jeszcze Modliszką – jedną z ośmiu kobiet, wyspecjalizowanych w zabójstwach na zlecenie, specjalistką od wszelkiego rodzaju trucizn. Wtedy nie przypuszczała, że można przyzwyczaić się do zabijania...
- Jak Chika?
Na dźwięk imienia córki Sakura uśmiechnęła się delikatnie.
- Świetnie. Bardzo dobrze sobie radzi…
- Wiem, widziałam jej treningi.
Różowowłosa wyprostowała się na krześle.
- Sakura, nigdy o to nie pytałam, ale powiedz mi…kto jest jej ojcem?


Rzuciła się na łóżko, które skrzypnęło donośnie w ramach sprzeciwu. Westchnęła, przymknęła oczy. Honou potrafiła dać niezły wycisk…Nagle poczuła, że coś wbija jej się w pośladek.
- Cholera jasna… - mruknęła, wyciągając spod tyłka małą ramkę ze zdjęciem. Zmarszczyła brwi. Nie przypominała sobie, aby posiadała jakiekolwiek zdjęcia…więc czyje to? Spojrzała na fotografię. Przedstawiała czwórkę ludzi, dwóch chłopaków wyglądających na jakieś 12 lat, szarowłosego mężczyznę i…
- Mama? – szepnęła przybliżając ramkę do twarzy. Różowowłosa dziewczynka uśmiechała się wesoło do obiektywu. Chika zamrugała gwałtownie. Tak rzadko widziała mamę uśmiechniętą…Zaraz jednak jej wzrok przykuła inna postać. Zupełnie inna…czarnowłosy chłopak, o bezczelnym spojrzeniu, patrzący krzywo na naburmuszonego blondynka…


* Cytat z mojego ukochanego Wiedźmina autorstwa A. Sapkowskiego...Nie mogłam się powstrzymać xP


Ostatnio zmieniony przez Yennefer dnia Czw 19:14, 17 Sty 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:29, 17 Sty 2008    Temat postu:

Aaa... Yennefer, czytając to zapomniałam na jakiś czas, że to nie jest jakaś książka dorosłej, doświadczonej pisarki, tylko właśnie Twoje opowiadanie! Wprowadziłas w taki nastrój, że wszystko, dosłownie wszystko potrafiłam sobie wyobrazić... I to nie tylko zasługa mojej wyobraźni. Piękne opisy, wspaniałe dialogi, zero błędow (przynajmniej ja nie zauwazylam żadnego)... Podoba mi się strasznie! I rozdział pierwszy, i ten prolog, który czytalam dopiero dzis... W sumie występuje tu dużo postaci, których jeszcze nie poznałam... Ale jestem naprawdę pełna podziwu. Nie przesadzasz ani z dialogami, ani z opisami. Utrzymujesz ta równowagę... Krótko mówiąc masz OGROMNY talent. Ciekawe tylko, co z Sasuke? ^^ Mam nadzieję, że szybko opublikujesz rozdział drugi xD

Ostatnio zmieniony przez Fushigi dnia Czw 13:30, 17 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mitsuki
Student Akademii


Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 184
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:55, 17 Sty 2008    Temat postu:

(pojawia się Mitsuki, trzymająca w rękach stos desek i gwoźdże w ustach)
- Mmm… tfu!
(wypluła gwoźdże i ułożyła razem z deskami na podłodze)
- Dobra, to ja u teraz będę budować trumnę. Nie, nie dla siebie! Ani tym bardziej dla autorki. Chociaż może w pewnym sensie. Bo tu o literacką chodzi rzecz jasna.
(staranie zaczęła rozkładać deski, aby przygotować przyszłe fumdamety)
- Ja nie słodzę i nie kończę opowiadań, które mi się nie podobają. Właściwie to zwykle wcale nie komentuję, ale tutaj po prostu nie idzie się powstrzymać. Ten tekst prost wrzeszczy o to, żeby kliknąć w ikonkę „odpowiedz”. W takim razie nie walczyłam i klknęłam. No i nie wiem, od czego zacząć.
O, już wiem. Od początku!
Prolog mnie zaintrygował. Dziecko Sakury i Sasuke? Dziwne, ale jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałam. (Dziwne, bo od dzieci bohaterów większości popularnych książek/fimów/anime, aż się w Necie roi. Brr, Voldemort to chyba z łóżka nie wychodził, skoro tyle córek miał). Dlatego też już z miejsca plus za oryginalność. I za bardzo ładny styl. Aha: no i oczywiście świetny opis uczuć Sakury, która zdaje sobie sprawę z tego, że za chwilę umrze i ona i jej dziecko. Nie spodobała mi się jeno postać Hany. Nie pytać dlaczego, bo sama nie wiem. I nie chodzi o to, że jest morderczynią, bo zwykle na myśl o takich bohaterach oczka mi się świecą.
(przygląda się krytycznie zbitym deską i dochodzi do wniosku, że jednak nie ma talentu do stolarki)
- No dobrze, to teraz rozdział pierwszy. Początek bardzo mi się spodobał, ale chwilę potem… cóż, w głowie rozbrzmiał mi tylko i wyłącznie wrzask „DLACZEGO?!” Dlaczego do licha?! Konoha zniszczona?! Większość shinobi z Konohy zginęła, część ocalił Gaara, może tam paru było na misjach/uciekło? Temari martwa?! AAAAA. Owrr, takie ficki nie są w moim stylu. Zdecydowanie. Bo za bardzo się przejmuję, jeśli oczywiście ktoś umie to oddać w odpowiedni sposób, inaczej to tylko takie sceny mnie śmieszą. Muszę dodawać, że tutaj mnie NIE śmieszyły? Ja się łatwo nie wzruszam, ja nie płaczę nad książkami i filmami (no dobra, chyba, że to ginie Lampo albo Mufasa. Ale to się nie liczy, bo nawet największy twardziel płakał na Królu lwie!)i tutaj też się nie popłakałam, ale coś mnie poddusiło w gardle. TO JEST PIĘKNE.
Ale przykro mi: wszystko nie może być idealne.
(przybija więc deskę krzywo)
- Inspiracja inspiracją. Ale dwa cytaty żywcem wyjęte z (mojego ulubioneg)cyklu o Wiedźminie… autorko kochana, wypada na dole gwiazdką zaznaczyć, że „chcę zobaczyć niebo” i „nie ma paskudniejszego widoku niż płacząca kunoichi (w oryginale czarodziejka) pochodzą właśnie stamtąd. Mówcie co chcecie i że się czepiam, ale to jest nieładne po prostu. Nie każdy czytał Wiedźmina a nie wypada zwyczajnie, żeby ktoś przypisywał cudze sformułowania piękne zresztą, komuś innemu.
(po chwili namysłu wyrzuca młotek za siebie i rozwala całe, drewniane dzieło. Jednak ze słowami obchodzi się chyba lepiej niż z deskami)
Podsumowując? Czekam na ciąg dalszy i życzę baaardzo wiele weny i czasu na jej wykorzystanie. Jestem bardzo ciekawa co z Sasuke. Oby nie zginął! I mam nadzieję, że Wola Ognia nie zgasła tak do końca i kiedyś jeszcze stara i dobra Konoha powróci.


(spogląda do góry na ilość tekstu)
Eeeee. Autorko, mam nadzieję, że mnie nie zabijesz za ten słowotok? Mogę się więcej nie odzywać, jeśli to ci przeszkadza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yennefer
Kapitan ANBU


Dołączył: 15 Paź 2007
Posty: 1104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z wioski, w której podcierają się liścmi..xD "Kto podciera?" ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:10, 17 Sty 2008    Temat postu:

Tak kotuś te cytaty rzeczywiście są z Wiedźmina...przyznaję się bez bicia. Ale ja po prostu kocham Wiedźmina i musiałam je napisać nie mogłam się powstrzymać bo one są cudowne! Chciałam zrobić potem przypis i zwyczajnie...zapomniałam...*czerwieni się ze wsydu*. Zaraz to poprawię...naprawdę strasznie mi wstyd...:( Przysięgam na Pana Boga że miałam zrobić ten przypis i zapomniałam...no cóż, moja skleroza czasami przyprawia mnie o kłopotliwe sytuacje...A tak na marginesie...ty też fanka Wiedźmina? :D Sapek jest genialny...Ale szczerze mówiąc po Pani Jeziora miałam lekką traumę...Bo Cahirek miał być z Ciri! I jak mogła zginąć cała drużyna Geralta...Buuuu :(

Ostatnio zmieniony przez Yennefer dnia Czw 19:20, 17 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Namida
Legendarny Sannin


Dołączył: 09 Sty 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krańca świata
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:19, 17 Sty 2008    Temat postu:

Ach... <westchnienia jedno po drugim rozchodzą się po pomieszczeniu... brązowowłosa dziewczyna siedzi przy komputerze tępo wpatrując sie w ekran. jej ręce zamarły na klawiaturze, gotowe do napisania słow komentarza, ale słowa nie przychodzą tak łatwo)
Pierwsez co powiem to to że gdyby to nie było takie piękne i nie czekałabym na drugą częśc zabiłabym cię na miejscu. Dlaczego zapytasz. A dlatego że zabiłaś Temari! Darowac nie darować, gdyby zginął jeszcze Neji to normalnie miałabyć armagedon... a wież mi ja nie żucam słów na wiatr ( Na Fu :P). Teraz co do walorów artystycznych. Świetnie napisane. Zabawne dialogi i ciekawe opisy. Ale jako że taka moja wredna natura musze się przyczepić do tego samego co Mitsuki. Ale obiecałas to poprawić więc ci wybaczę. Tak na marginesie po P. Jeziora też miałam podłamkę. Cholera Yennifer i Regis to były moje ukochane postacie. I co? A gówno bo wampirek zginął a z Yenn to też nie wiadomo co... tgeoretycznie żyje ale kto ją wie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Irate
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 01 Gru 2007
Posty: 7189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nibylandii.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:26, 17 Sty 2008    Temat postu:

Yenn, a w ryja chcesz?
Powinnam Cię, słońce, zabić za tak smutnego ficka, a w dodatku zadedykowanego mnie! Ale zamiast tego bardzo Ci podziękuję (:*) i stwierdzę, że mi się tak ciężko na sercu zrobiło... Nie mogłaś napisać czegoś weselszego? Jestem pewna, że byłoby równie pięknie... I kurczę wpędziłaś mnie w melancholijny humor. Co żeś zrobiła?! Serio powinnam Ci coś zrobić... Już wiem! Będę Cię napastować sms-ami! Chociaż... Nie wiem, czy to dobry pomysł - chyba lubisz, jak Ci coś piszę ;P

Tak właśnie czytam, co napisałam, i doszłam do wniosku, że wcale, ale to wcale, nie jestem geniuszem. =.="
Nie napisałam w tamtym akapicie nic, a nic.

To teraz może o samym opowiadaniu - nie podoba mi się pomysł z tymi Modliszkami - ale, żebym była zadowolona, musiałabyś napisać 98652315346 stron tego opowiadania naraz, a zakończenie musiałoby być happy, rzecz jasna! ^^"
Oprócz tych Modliszek pasuje mi wszystko ^^ Scena w Wiosce Lotosu - miodzio!

Co do tych cytatów z Wiedźmina... Mitsuki, i co z tego? xP Mnie to specjalnie nie obchodzi, chociaż Wiedźmina (jak i ogólną twórczość Sapkowskiego) wprost uwielbiam.


I na zakończenie "buziol", jak to mówi moja koleżanka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yennefer
Kapitan ANBU


Dołączył: 15 Paź 2007
Posty: 1104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z wioski, w której podcierają się liścmi..xD "Kto podciera?" ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:29, 17 Sty 2008    Temat postu:

Ja naprawdę zapomniałam! Jezus teraz będę to sobie wypominać do końca marnego żywota...

Iratuś, słoneczko, one się nie nazywają Modliszki, tylko na Sakurcię mówią Modliszka bo najpierw uwodzi a potem zabija ^^" Na pewno znowu coś poprzekręcałam i zdanie nie wyszło tak jak trzeba...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atiasha
Sannin


Dołączył: 01 Lut 2008
Posty: 1600
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z mrocznej krainy Oz

PostWysłany: Pią 15:24, 01 Lut 2008    Temat postu:

To jest naprawdę piękne. Zarazem smutne i pełne entuzjazmu.
W momencie gdy Tenten śpiewa o Konohie, wręcz serce mi się ścisnęło i łzy napłynęły do oczu. Bo myśleć o Wiosce Liścia, bez jej szczęśliwych mieszkańców, opanowaną przez złych najeźdźców jest bardzo ciężko.
Czekam na nastp.

EDIT: Yenn, ile jeszcze trza czekać na kontynuacje ^^ ?


Ostatnio zmieniony przez Atiasha dnia Sob 13:40, 23 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:28, 15 Sty 2009    Temat postu:

Yen, łajzo, ja czekam i czekam i chyba się nigdy nie doczekam... ;__________:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Namida
Legendarny Sannin


Dołączył: 09 Sty 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krańca świata
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:43, 15 Sty 2009    Temat postu:

A no racja... Yenny, opierdalasz się słoneczko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:45, 15 Sty 2009    Temat postu:

A ja... ja... ja cię, kurwa, kocham. Yenn, słoneczko, jesteś geniuszem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:05, 15 Sty 2009    Temat postu:

Racja, Yenn się opierdala. Obiecała mi ciąg dalszy pojedynku i co?! Ni ma!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:05, 15 Sty 2009    Temat postu:

Widać po prostu nie ma pomysłu/ochoty/czegokolwiek innego potrzebnych do tego, by napisać kontynuację, hmm...?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atiasha
Sannin


Dołączył: 01 Lut 2008
Posty: 1600
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z mrocznej krainy Oz

PostWysłany: Czw 22:24, 15 Sty 2009    Temat postu:

Niestety chyba tak. Kilka fajnych projektów jest w tej chwili zawieszonych. =="
A szkoda.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yennefer
Kapitan ANBU


Dołączył: 15 Paź 2007
Posty: 1104
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z wioski, w której podcierają się liścmi..xD "Kto podciera?" ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:32, 16 Sty 2009    Temat postu:

Eeeeee...o___O. No dobra, dobra ja wiem obiecałam ^^""""" Ale ja jestem taaaaakim pierdolonym leniem...i brak mi wiary w siebie (xD) i w ogóle no...ale ogólnie to co niby mam to gówno kończyć? x__X (Elut napiszę ci ten pojedynek serio xD)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:04, 17 Sty 2009    Temat postu:

(Obiecujesz mi to od miesięcy! XD)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Fan Fiction. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin