Forum STREFA NARUTO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[NZ][PA] Zabawa w czystej postaci [1/2]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Fan Fiction.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rose
Rdzeń ANBU


Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1214
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Konoszy ;o
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:16, 02 Lut 2009    Temat postu: [NZ][PA] Zabawa w czystej postaci [1/2]

Ekhm, ekhm... no cóż, jako, że miał to być the czasoumilacz dla GaGata, wyszło co wyszło.
Dedykejszyn dla Ciebie, kochanie xDD

~*~
Życie, życie, jest pieprzoną nowelą…
Nie ma to jak obudzić się z wrażeniem egzystencjalnego bezsensu, opierającego się o bezsenność i rzucanie Bogu ducha winnymi przedmiotami w ściany lub w typowych turystów. Tak właśnie czuła się GaGa, mrucząc ze złością dobrze znane sobie słowa z Klanu, który pieczołowicie ostatnio oglądała, śledząc uważnie losy leniwych, beznadziejnych bohaterów. Ale, że Na wspólną czekało się zbyt długo, trzeba było czymś zapewnić czas. Dziewczyna westchnęła, rzucając pilotem w drzwi. Przynajmniej takie było zamierzenie, bo trafiła w telewizor, patrząc się jak ostatni debil w sufit. Podobno kilka minut dziennie trzeba dać sobie na podjęcie odpowiedniego rozumowania. Widać, jej to nie pomagało.
Nagle po pokoju potoczył się dźwięk donośnego pukania. GaGa nie czując wewnętrznej potrzeby na patrzenie na jakąkolwiek gębę, nawet swoich amazonkowych sióstr, zakryła się puchatą kołdrą w różowe kropki aż po czubek głowy. Ignorancja była wyżej wskazana, ale ten, który chce, także i może. Dlatego po chwili rozległe się głuche uderzenie, a zaraz po tym, pół cieplutkiej kołderki zawiało w przeciwną stronę, przykrywając podwójnie pół Gagi, tyle, że górnej.
- Długo zamierzasz się użalać na swoim losem? – do uszu Gagi doszedł burkliwy, zły głos amazonkowej siostry.
Oczywiście nie odpowiedziała. Za to przybyła dziewczyna najwyraźniej nie oczekiwała na odpowiedź. Sprężystym krokiem podeszła do łóżka i zerwała z niego wszystko, co się dało, poza ziewającą szatynką.
- Nie znęcaj się nade mną… Mam tu kryzys.
- Chyba wieku średniego! – warknęła krótkowłosa, blednąc ze złości. Nie rozumiała zachowania Gagi, ale postanowiła postawić odpowiedni krzyżyk w oknie jej psychiki, aby raz na zawsze uciąć te głupotę. – Wstawaj, ile razy ja jeszcze mam to powtarzać?!
GaGa otworzyła jedno oko, chcąc zbadać sytuację, a ona nie malowała się zbyt ciekawie. Napotkała parę błękitnych, ciskających pioruny oczu, by pojąć, jak bardzo wyszła za linię cierpliwości młodszej siostry. Westchnęła ciężko, rozdmuchując brązowe kosmyki włosów, wiszące nad twarzą. Tak, zapowiadał się ciekawy dzień.
Dziewczyny usłyszały nagle dziwny odgłos walenia czymś o deskę, co okazało się wibracją telefonu. Dzwonek Dragostea tin dei nieprzemijającego hitu sprzed kilku lat wibrował w ich uszach, pozostawiając po sobie ślad niszczący na całe życie.
GaGa odchrząknęła nerwowo.
- Że ja to ustawiłam… Czego się wtedy nachlałam?... Khm, khm, ach tak, Roś, możesz iść i odebrać? – poprosiła dziewczyna, wystawiając przeciwko światu wielkie, błyszczące ślepka, którym nie oprze się nikt. Rose wzruszyła ramionami i wyszła do kuchni, chcąc uciszyć wreszcie nieznośny kawał złomu, jakim nazywała w myślach telefon.
GaGa, gdy tylko szatynka zniknęła z pola widzenia, ponownie zakopała się w posłaniu, zwijając się w kłębek i mając nadzieję, że wreszcie ta upierdliwa kobieta, która ją odwiedziła, pójdzie sobie widząc, że śpi. To raczej złudne nadzieje, ale, od czego je się ma… Zamknęła oczy, ale natychmiast je otworzyła, słysząc ostry głos Rose, przewidującej zapewne jej cudowne plany, co do samotności.
- Tak… Mhm… Hibari, nie denerwuj się… Nie, nie, żyje. Na pewno, przecież nie gadałabym z trupem… Mhm… Nie, z pewnością nie. Skąd wiem?... Ehę… Nie, z pewnością nie myśli dalej o wstąpieniu do zakonu… Chcesz, żebym padła na zawał? Nie strasz mnie!... NA PEWNO nie zamierza składać ślubów czystości… Nie denerwuj mnie kobieto, musiałam wyważyć drzwi, od razu jej nie utemperuję… - I tak toczyła się rozmowa, przerywana raz westchnieniami, raz przerywnikami typu „mhm”. – Nie upiję jej z pewnością. Nie martw się… Boże, zajmij się tą misją, nie wydzwaniaj… Tak, przekażę jej pozdrowienia od sióstr… Całusa od Naruto? Dobra… Pa.
GaGa przeczuwała, że Roś jest w wyjątkowo złym nastroju. Mogło to być wynikiem niskiego ciśnienia, może jakiś dureń przerwał jej czytanie jakiegoś grubego tomiska, za które nikt przy zdrowych zmysłach by się nie zabrał albo po prostu była zła, ot tak. Wiedziała, że nie powinna jej drażnić, ale ona też potrafiła postawić na swoim i chciała to pokazać. Jak chce gnić w łóżku, to będzie gnić w łóżku. Taak!
Rose weszła ponownie do pokoju, stukając niebotycznie wielkimi obcasami po parkiecie. Gdy zobaczyła zawiniętą dziewczynę, westchnęła ciężko, przejeżdżając dłonią po twarzy. Tak, ona, Ros, ma za zadanie przywrócić GaGę do poprzedniej formy. Co z tego, że wszystkie próbowały ją pocieszyć i pomóc po stracie JEGO, jak nie przynosiło to większych skutków. Właściwie, po ich wyjściu była w gorszym stanie. Grunt to optymizm, myślała, bez problemów wyciągając długowłosą szatynkę z łóżka, przerzucając sobie przez ramię i idąc do kuchni.
- Skąd w tobie tyle siły? – parsknęła GaGa. – Jesteś niższa ode mnie i młodsza, a masz siły za dwóch!
- Skąd mam to wiedzieć? Po ojcu dostałam w genach, phi.
Długowłosa postanowiła nie drążyć tego tematu. Po chwili została usadzona na krzesełku, a pod mordkę podano jej śniadanko. Jak za czasów mamusi, normalnie.
- Sama umiem o siebie zadbać – rzuciła znad talerza, mieląc w ustach kanapkę. Że też taki raróg jej się trafił.
- Właśnie widziałam – zauważyła z ironią Ros – jaki robiłaś syf w mieszkaniu. Nie żartuj sobie. Amazonki chciały podejść do ciebie z miłością, ale nie poskutkowało, dlatego tutaj jestem. – Zrobiła pauzę, po czym kontynuowała. – Są na jakimś zleceniu jako egzorcystki, więc zajmuję się tobą ja. Jestem nieco bardziej brutalna w stosunkach siostrzanych.
- Wiem. – GaGa westchnęła. – A dlaczego nie jesteś z nimi? – Na jej czole pojawiła się głęboka bruzda, świadcząca o zamyśleniu. – Właściwie, jakie są twoje umiejętności, bo, cholerka, nie wiem.
Rose uśmiechnęła się delikatnie.
- Pogłówkuj trochę. Na dobre ci to wyjdzie po dwóch tygodniach oglądania tych gównianych breji.
GaGa gmerała chwilę widelcem w jajecznicy, zachowując instynkt przetrwania, myśląc – jakby to uciec z sideł wyjątkowo niegrzecznej dla kochanych osób Roś. A, że jeszcze wchodziło w grę cudowne użalanie się nad sobą, mózg działał jeszcze intensywniej. Spojrzała ukosem na dziewczynę, która siedziała na parapecie patrząc w okno i przy okazji dziko machając nogami. Widocznie była myślami gdzieś daleko, ale GaGa nie chciała ryzykować spotkania pierwszego stopnia z ręką owej pani. Mruknęła za to coś o prysznicu i już po chwili jej nie było. Ros odetchnęła z ulgą, zeskakując na podłogę.

Był piękny, chłodny dzień. Słońce muskało promieniami wszelaką naturę, a wietrzyk swobodnie przemykał pomiędzy grubymi konarami, uginającymi się od zielonego zroszonego listowia; kropelki deszczu rozszczepiały światło cudownymi refleksami. Park zawsze wypełniony ludźmi, teraz świecił pustkami, przez który od czasu do czasu echem odbijały się ptasie arie. Kwiaty szeptały tysiące słów, kołysząc się spokojnie w rytm bicia serca.
Ros i GaGa weszły na polanę, czując rześki podmuch wiatru na skórze. Krótkowłosa szatynka rozejrzała się wokół, zrobiła kilka kroków, rzuciła plecak na ziemię i sama położyła się tuż obok. Zerwane źdźbło trawy wsadziła do ust, z rozleniwieniem przyglądając się sennie sunącym się po nieboskłonie chmurom. GaGa popatrzyła na dziewczynę z dezorientacją, myśląc w tym samym czasie nad idiotyzmem Ros.
Podeszła do niej z ociąganiem, stając tuż obok plecaka.
- Połóż się – rozkazała Ros.
GaGa skrzywiła się, widząc wyjątkowo mokrą trawę i błocko, co się ziemią zowie. I jak ona ma na tym się położyć? Nie usłuchała.
- Ga, siadaj na dupsku i nie denerwuj mnie – słysząc protesty, Roś zmrużyła niebezpiecznie oczy. – Bez dyskusji proszę.
Chcąc czy nie chcąc, długowłosa szatynka wykonała polecenie. Coraz mniej podobało jej się towarzystwo agresywnej Amazonki, przeczuwając, że i tak nie pokazuje tego, na co stać tego szarlatana. A to bagno z trawą wcale jej nie uspakajało.
- No i co z tym Kakashim? – zaczęła niedbale Ros, przeżuwając źdźbło. – Zamierzasz nosić po nim żałobę całe życie?
Ga zwiesiła głowę.
- Lubisz mnie dobijać, co?
- To moje hobby.
Roś uśmiechnęła się złośliwie, ręką dając znak, by kontynuowała. Że też wykorzystywała jej psychikę, wiedząc, jak teraz jest słaba!
- No, więc, Siostry miały wskrzesić mi Kakasia… - Westchnęła głośno. – W każdym bądź razie, pracują nad tym.
- O kurwa – mruknęła niedowierzająco Roś – nie przesadzasz? Ja nie wyrobię psychicznie.
- No co? Nie mam prawa do szczęścia? – Ga nagle nabrała bojowego nastroju. Łypała groźnie na Roś, ale ta wydawała się tym nie przejmować.
- Tak, wyjątkowo masz. Nie ma kto ci sprzątać w chałupie. – Odrzekła ze spokojem Ros.
Ga skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Po coś się hoduje facetów, co nie?
- Oczywiście, kochanie, oczywiście. A taki Kakaś – powiedziała Roś z naciskiem na ostatnie słowo – to bardzo przydatna rzecz w domu.
Długowłosa szatynka zaniosła się miłym dla ucha śmiechem, budząc ciszę w parku z mrocznego snu. Rose mruknęła coś pod nosem o znienawidzonym świetle i założyła kaptur od zielonej sukienki. Rozleniwiał je dzień, szepcząc wietrzne kołysanki.
- Jak myślisz – rzuciła w przestrzeń Ga – czy on tęskni za mną? Czy w ogóle w zaświatach jest coś takiego jak pamięć?
- Dlaczego mnie o to pytasz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Roś, nie spuszczając badawczego wzroku z sylwetki siostry. Westchnęła cicho, przenosząc wzrok na niebo. – Tam jest pamięć. Duchy cierpią bardziej niż ludzie, wierz mi.
- Wierzę – przyznała Ga.
Roś machnęła ręką.
- Dobra, przestańmy. Zrobiło się rzewnie, a tego nienawidzę.
- A jest coś, czego nie nienawidzisz? – spytała Ga, wstając z ziemi i otrzepując mokre spodnie.
- Niewiele rzeczy– burknęła Rose, wypluwając trawę. Wstała. – Właściwie bardzo mało.
Obydwie ruszyły ścieżką w głąb parku. Nie odzywały się do siebie, każda zajęta własnymi myślami. GaGa wspominała szczęśliwie chwile spędzone z Kakashim, jego ekspresowe śniadanka i niezastąpione akcje w łóżku… Ekhm, ekhm, choć to sobie mogła pominąć. Będąc narratorem nie jestem ciekawa tych myśli, więc może od razu przejdę do drugiej towarzyszki, której umysł wcale nie był lepiej zapełniony wizjami. Roś zastanawiała się nad rozweseleniem Gagi. Alkohol nie wchodził w grę, obiecała to Hibs, a poza tym, po ostatniej libacji miała jeszcze złe wspomnienia dotyczące gigantycznego kaca. Że też Kakashi musiał umrzeć! Niezbadane są wyroki boskiego Kishimoto, ale dałby spokój w uśmiercaniu bohaterów, których wybranki przysparzałyby więcej kłopotów niż batalion armii krajowej.
GaGa próbowała dowiedzieć się, dokąd idą – niestety, bez skutku. Krótkowłosa milczała jak zaklęta i nawet szturchanie, klepanie i walenie nie pomagało. Tak wędrowały pół godziny; minęły bramę wyjściową parku, szły dalej, aż do potężnego mostu nad głęboką skarpą. Ga przełknęła nerwowo ślinę, modląc się, że ten most jest dalszą częścią marszu. Ale nie. Przystanęły, a ona straciła cichutką nadzieję, że Roś jednak ma serce. Taki mały, drobny kawałeczek.
Roś uśmiechnęła się złowrogo w kierunku Gagi. Ona jest zła, myślała długowłosa szatynka, chowając do kieszeni trzęsące się ręce. Mruknęła coś pod nosem i stanęła nieco dalej od towarzyszki.
- Boisz się? – zaszydziła Roś. – I bardzo dobrze.
Ga uśmiechnęła się niepewnie, niezbyt dobrze maskując narastający niepokój. Ożesz kurde!
Rose usiadła nad samym skraju skarpy, obserwując delikatne przebłyski niknące w ciemnej wodzie. Myśl, Roś, myśl! Co masz z nią zrobić, no, co? Wrzucić tam? Nie, zbyt brutalne nawet dla niej. Były zbyt blisko linii zaświatów, by ryzykować wejście na zakazany teren.
Nagle uwagę Roś przykuła biała mgiełka niknąca pod mostem. Podniosła brwi, zaskoczona. Mogła się ich tu spodziewać, ale nie tak wczesna porą. Kątem oka spojrzała na Gagę, która w tej chwili kopała jakiś kamień, mrucząc jakieś słowa pod nosem. Rose przymknęła oczy, lecz natychmiastowo je otworzyła czując czyjąś obecność. Jasna kula światła wisiała nad głową długowłosej.
- Ga, chodź no tu na chwilę.
Kula od razu znikła, a dziewczyna nie poruszyła się.
- O co chodzi? – zapytała nieufnie GaGa.
Roś odetchnęła z ulgą, po czym wstała i ruszyła dalej w drogę, idąc mostem.
- Idziemy dalej. – Mruknęła tylko do Gagi.
Mam nadzieję, że ci to pomoże, pomyślała Roś, uśmiechając się w duchu na nowy pomysł.


- Nieeee, no ja się nie zgadzam, specjalnie przekrzywiłeś tę butelkę, kiedy nie patrzyłam!
GaGa i Roś spojrzały po sobie zdziwione. Albo obie miały omamy słuchowe, albo idąc po schodach w stronę świątyni, wyraźnie słyszały głos jednej z Amazonek! Ros zaśmiała się odruchowo, kojarząc natychmiastowo właścicielkę owej krzyczącej barwy. Ga drgała brew. Spuściła głowę, zastanawiając się nad tym, ile jeszcze „takich rzeczy” będzie musiała znieść. Wydęła usta, krzyżując ręce na piersi i krzywo patrząc na Roś.
- Mówiłaś, że wszystkie poszły – zaczęła oskarżycielsko GaGa.
Roś wystawiła jej język.
- Przecież nie sprawdzałam listy obecności.
Ale w sumie mogły się pomylić – głos niesiony echem z daleka, mógł być zniekształcony.
Szły, szły, szły. Po jakimś czasie miały dość. Ga klęła na świat, na Roś, na świat, na Roś, na świat i dalej na Roś. Obtarła pot z czoła.
- Czy te schody, kurwa, nie skończą się nigdy?! – wrzasnęła Ga, przyczepiając się do sukienki Rose. Pozwoliła się jej wlec.
Niespodziewanie Roś rąbnęła w schody, a za nią poleciała Ga, przygniatając ją swoim ciałem. Nie trzeba mówić, że ciało tej pierwszej w chwili upadku dostosowało się do profilu schodów.
- Khhhhuuuurrrwaaaa… - zaklęła Roś, mając spłaszczone pół twarzy na schodku.
Z niemałym trudem GaGa i Rose podniosły się, siadając i rozcierając obolałe kończyny. Krótkowłosa szatynka dotknęła policzka, na którym wyrzeźbiona była piękna pręga po upadku. Ga zachichotała.
- Nie martw się, nie będzie blizny na twojej ślicznej buźce.
Roś gdyby mogła, prawdopodobnie zamroziłaby wzrokiem Gagę. A, że nie mogła – no cóż, trudno się mówi.
Przeszły jeszcze kilka schodków; ukazała im się wspaniała budowla. Świątynia, jako wejście do zaświatów, stanowiła bramę. A brama musiała mieć strażnika, którym była kapłanka. A kapłanką była…
- Van?! – krzyknęły Roś i GaGa, stając i gapiąc się na dziewczynę z opuszczona szczęką.
Vanna zaśmiała się radośnie, kopiąc przy okazji butelkę.
- Wyzwanie ci się szykuje – mruknęła do ducha znajdującego się obok niej.
Bo trzeba wam wiedzieć, że nasza droga kapłanka grała w butelkę z duchami. Całkiem niezła robota, pomyślały zgodnie dwie turystki, uśmiechając się niepewnie.
- Mooooje kooochaaaania! – zawyła Van. – Co wy tu robicie?
Roś odchrząknęła.
- Mam pewny interesik – powiedziała – no wiesz, z duchem.
- Interesik? – brew Van powędrowała do góry. – Z duchem?
- Wiesz, o kogo mi chodzi.
Kapłanka wydawała się długo namyślać, co mogło wyjątkowo dobrze nie wróżyć. Roś nie należała do cierpliwych, więc tupała w znany sobie rytm stopą. Ciemny, leśny zagajnik otaczający świątynię szumiał cicho, a złote dzwonki wiszące nad wejściem do kaplicy podrygiwały rwane przez wiatr w spokojnym tańcu. Roś kątem oka dostrzegała jasne, przeźroczyste twarze, wyglądające z zaciekawieniem.
Van zmrużyła oczy, poprawiając rękawy szaty.
- Roś, droga Roś – rzekła miło – ani troszkę mi się to nie podoba.
Rysy rozmówczyń stężały. Ga przyglądała się temu zdziwiona.
- Nie zabronisz mi – syknęła Rose.
- Mylisz się. Mogę to zrobić.
Roś minęła kapłankę i ruszyła do kaplicy. Jednak nie weszła do niej, stojąc nad schodami i potrząsając dzwoneczkiem, mówiła:
- A więc – jej pogardliwy ton powodował gęsią skórkę – proszę, zabroń mi! Chcę zrobić coś pożytecznego. Choć raz w życiu!
- Nie denerwuj mnie kobieto! Rób sobie, co chcesz. Chciałam się trochę z tobą podroczyć.
Roś wybuchła szczerym, przyjaznym śmiechem.
- Jesteś głupia.
- Dziękuję, dziękuję, miło słyszeć od ciebie tak cudowne słowa! – Vanna wyszczerzyła się, dygając nisko. – Dobra, ja wracam do gry, bo te durnie zaraz będą domagać się kolejki ekstra.
- Vaaaan…
- Tak?
- Pożycz mi swoje szaty.
- Żartujesz ze mnie? – mruknęła Van. – A bierz je! Czekałam aż się uwolnię od tych białych szmat.
- Vaaan…
- Co znowu? Chcesz moje majtki?
- Myślałam, że kapłankami mogą być tylko dziewice.
- Weszłam w układ z ginekologiem, no wiesz.
- Van!
- HAAAAAAAAAAAA!


Roś skrzywiła się nieznacznie, zakładając na głowę kaptur. Poprawiła srebrny naszyjnik, po czym wyszła z części mieszkalnej świątyni. Zostawiała Van z gromadką duchów, co wcale najgorsze nie było; obawiała się jedynie, iż siostra wybiegnie w nieodpowiednim momencie i w nieodpowiednim ubiorze, czytaj – bez ubioru i przeszkodzi jej w „interesiku”. Te parszywe pyski, czym nawet za życia tych dusz twarzą nazwać na pewno nie można było, miały cwaniackie podejście do gry. Czyli – ograna Van była przewidywana. No trudno.
Krótkowłosa szatynka zastała Gagę z zaciętą miną, mówiącą „albo mi powiesz, o co chodzi, albo rozwalę ci łeb!”. Roś uśmiechnęła się złośliwie, zaczesując opadające na twarz kosmyki za ucho.
- Jak mi zaraz nie powiesz…
- Ciiii…
- …o co chodzi…
- CIIII…
- …to…
- Zamknij się, kurwa mać!
GaGa zjeżyła się.
- Dobra, dobra, nie wrzeszcz.
Rose wzięła za rękę dziewczynę i pociągnęła ją w stronę kaplicy.
Komnata była wyjątkowo uboga, jak na taką ważną część ludzkiego świata. Długi arras ozdabiał ścianę, wisząc nad dębowym ołtarzem.
Zatrzymały się, a Ros ustawiła Gagę naprzeciwko siebie. Z uśmiechem założyła znajomą granatową opaskę wioski na swoje ramię.
- Skąd ją masz?! - krzyknęła rozwścieczona Ga. – Grzebałaś w moich rzeczach?!
- Mówiłam, żebyś się zamknęła – skarciła ją Rose.
Ga nie miała szansy odpyskować, gdyż krótkowłosa szatynka pochyliła głowę, zamykając oczy. Skupiła się, składając dłonie przed sobą. Z jej ust wypływały jakieś bezgłośne słowa, w niezwykle szybkim tempie. Ga wydało się, że Roś nagle wyjątkowo bardziej blada niż zwykle. Jej uwagę zwróciły dłonie jaśniejące mdłym blaskiem.
- Hej, Kakashi… - GaGa zamarła nie tylko na dźwięk imienia ukochanego. Ostry głos dziewczyny przypominał teraz głuchy, ciężki łomot. – Jest tu ktoś, kto chce z tobą pogadać…
- Kto? – odezwał się głos z wnętrza Roś.
Roś zdenerwowała się.
- A kto z tobą, kurwa mać, chciałby gadać?!
GaGa usłyszała dziwny szum.
- Nie denerwuj się tak, bo stracisz zasięg. Dawaj mnie na wizję.
Rose otworzyła oczy. Ręce założyła do tyłu, uśmiechając się w sposób, który mógł przypominać satysfakcję. Ale to był maskowany ból, który przeżywa każde medium dzieląc swoją duszę na pół. Spojrzała w górę, widząc przeźroczystą twarz, którą wywołała.
GaGa była blisko płaczu.
- Kakashi… - powiedziała cicho. – Wiesz, co ja tu przeżywałam…
- Tak kochanie, wiem…
- Gówno wiesz! – warknęła Ga. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że musiałam sama, powtarzam SAMA iść na zakupy! To niedopuszczalne!
Roś zachichotała, czując rosnące znużenie przyzwanej duszy.
- Do tego na oglądałam się tych gównianych breji…
- Kochanie…
- Nie przerywaj mi, do jasnej cholery! Po nocach śnią mi się jeszcze koszmary z powodu prania twoich śmierdzących gatek! Ale nie martw się mój drogi, oj nie martw. – GaGa pogroziła palcem duchowi. – Ja ci jeszcze dam popalić…
- Za kilkanaście lat, kochanie! – Kakashi rozpromienił się.
Nie tędy droga koleżko, pomyślała Roś.
- Oj, nie, nie, nie… Wrócisz mi tutaj za niedługo…
- Eeee…
- Co znowu? – Roś zwróciła się do ducha.
- No, bo ten, ty będziesz mnie przyzywać? – zapytał. Wiedział, że jeśli będzie to robić Ros, nie ucieknie z jej sideł.
- Oczywiście.
Twarz Kakashiego zmizerniała.
- Ja nie chcę tu wraaaaaaaaaaacać…
GaGa pobielała ze złości. Z całej siły przywaliła w twarz Roś.
- Kurwa mać! Oszalałaś?!
- Co?
- Duchy tego nie czują, a ja i owszem, jasna cholera!
- Przepraszam… Ale to przez tego durnia, no.
Obydwie krzywo spojrzały na ducha. Kakashi osaczony przez wzrok dziewczyn próbował zniknąć. Jednak dusza Roś była na tyle silna, by mu tu uniemożliwić. Nagle wydał się taki malutki i spokojny.
- A za to wyznanie zarobiłeś sobie towarzystwo rozgadanej Van.
- O nieeeeeeeeeee…


- Czemu nie powiedziałaś, że jesteś medium?
- Po co? Nie lubię tej roboty.
Ga zdziwiła się.
- Dlaczego? To zajmujące.
- To jest męczące, a ja nie lubię się męczyć – westchnęła Roś.
Dziewczyny siedziały na ławeczce pod domem Gagi, popijając jakiś podejrzany płyn.
- Miałyśmy nie pić – przyznała Ros.
GaGa machnęła ręką.
- E tam. Trzeba się rozerwać.
- Wiesz…
- Co?
- Prześladuje mnie widok Van…
- Wtedy?
- No. Że się zadaje z takimi diabłami.
- Co się dziwisz – GaGa wzruszyła ramionami, tłumiąc śmiech – pracując w takiej melinie jak ona, spotyka się różne robactwo.
- Bogate robactwo – Roś roześmiała się, po czym westchnęła ciężko.
- Co tak wzdychasz?
- Uwiera mnie ta szmata.
- To ściągnij.
- Moja sukienka została na Van, co prawda, pewnie gdzieś teraz zaginęła w akcji…
- Co za problem.
- Ale ja nie mam majtek!
- To trzeba było pożyczyć od Van.
W nocy
- GaGat…
- Cooo?
- Łeb mnie boli…
- To, po co tyle chlałaś?
GaGa usłyszała pomruk niezadowolenia z podłogi.
- Chciałam sprawdzić, czy mogę naprawdę utopić mózg w wódce…
- Jeżeli ty już takie pierdoły wygadujesz, to na pewno ci się to udało.
Następny pomruk.
- Świętojebliwa Roś stałą nad rzeczką, szukając zagubionych majteczek… czk…
- Roś…
- Coooo?
- Nie pierdol.
- Mhm…
Po jakimś czasie.
- Świętojebliwa Roś stałą nad rzeczką, szukając zagubionych majteczek…
W tej chwili GaGa zakryła poduszką głowę. Nie pozostawało jej nic innego jak przeczekać fanaberie upitego medium.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GaGa
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 2929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:22, 03 Lut 2009    Temat postu:

Kocham cię, Rośku! <333
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Fan Fiction. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin