Forum STREFA NARUTO Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Z][N][5] Eternal flame
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Nasza twórczość.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:10, 27 Lis 2009    Temat postu:

Do Was obu chyba! Skopać im tyyyyłki!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:11, 27 Lis 2009    Temat postu:

Namiśkuuuuuuuuuuuuuuu!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:15, 27 Lis 2009    Temat postu:

Do Miśki. Już w wakacje wysłałam jej wszystko, co napisałam. Miała dokończyć - i od tego czasu ją męczę i męczę. Pomęczmy razem, może coś z tego wyjdzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:18, 27 Lis 2009    Temat postu:

Wyprze się nauką.
No nic. Ja jej jutro dam...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:33, 27 Lis 2009    Temat postu:

Daj jej, daj, ode mnie też!
Luuuśkuuu, ale ty masz też inne opowiadanie.... *wyszczerz*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:35, 27 Lis 2009    Temat postu:

Nie - wyprze się fazą na Syriusza, jak mi to robiła dziesiątki razy...
Wybacz, Miśku. Ale taka jest prawda.

Hib, wiem. Myślę nad tym i myślę... I nie mogę się zabrać. Ale zabiorę się jakoś niedługo. Słowo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:36, 27 Lis 2009    Temat postu:

To ja cię za nie trzymam. ^___^
Sama się muszę w koncu za coś zabrac. Nawet mi się chce!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:46, 27 Lis 2009    Temat postu:

Nie skopię jej tyłka... T,T

El? Co piszesz? Albo raczej, co chcesz pisać? *.*

Tak, Ari, taaak!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:47, 27 Lis 2009    Temat postu:

No Luśka ma "Siedem dni do szaleństwa", Nie? ^^

Tak, tak. Tylko muszę czas znaleźc w końcu! T.T
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:53, 27 Lis 2009    Temat postu:

Aa! No, właśnie! xD

Ja to bym chciała być chora... na chwilę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Namida
Legendarny Sannin


Dołączył: 09 Sty 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krańca świata
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:56, 27 Lis 2009    Temat postu:

Kuźwa mać... myślicie, że ja chce nie mieć czasu?
Że nie chce mieć chwili, żeby coś poczytać? Żeby coś napisać? Żeby usiąść na łóżku i posłuchać muzyki?!
Bóg mi świadkiem, że ostatni raz w tym tygodniu włączyłam komputer w środę, żeby wydrukować referat na geografie.
A co ja takiego robię, zapytacie... W zasadzie nic. Ale głównie to,ze mam po 8 -9 godzin tygodniowo. Lekcji rzecz jasna. Ostatnio liczyłam wszystko z koleżanką. Mam 56 godzin lekcji i masę zajęć dodatkowych, jak fotografia, dziennikarstwo, teatr, hiszpański... Jak już przywlokę się do domu, jest ciemno jak w dupie a zegarek wesoło śpiewa 17. Robię zadanie, powtarzam, rozwiązuje jakiś test. Pik Pik Pik! 21.00 a wtedy mam już wszystko w dupie i idę spać.
Nawet w weekendy siedzę w domu. Tutaj świadkiem Fu, ostatni raz miałam wolny weekend jakieś dwa miesiące temu. Wtedy ostatni raz się spotkałyśmy.


Zadowolone takim obrotem spraw? Takim wyjaśnieniem?
Możecie nazwać to sobie wypieraniem się. Lata mi to. Mam to definitywnie gdzieś.
Chciałabym mieć czas zastanowić się na tym, że nie mam czasu.

Nie Ella. To nie Syriusz. Tutaj w ogóle nie trafiłaś. Nawet an niego nie mam czasu, bo Alternatywa i Ariel zawieszone zostały na kołku z napisem "Poczekać do świąt". W święta będę się uczyć na sesje (4 przychodzę do szkoły, 5, 6, 7 mam sesje...) i na próbne testy (mam je 13, 14 i 15 stycznia.) Też nie będzie czasu. Przestawię wszystko na kołek" Do ferii" W ferie będę zakuwać na testy, bo to już tuż tuż. No wiec wszystko wyląduje na wieszaku "wakacje".

Jeśli chcesz pisać dalej, El. Pisz. Ja nie bronię. Ja nie mam na nic czasu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Irate
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 01 Gru 2007
Posty: 7189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Nibylandii.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:29, 27 Lis 2009    Temat postu:

Namida napisał:
(...) mam po 8-9 godzin tygodniowo. Lekcji rzecz jasna. Ostatnio liczyłam wszystko z koleżanką. Mam 56 godzin lekcji (...)

56:5=11,2
11,2*45min=8godz4min
8godz4min+10*10min(przerwy)=9godz44min
Każdego dnia spędzasz prawie 10 godzin (bez zajęć dodatkowych) w szkole?

...Nie żebym się czepiała. xD

edit: Ale Mids, do tych egzaminów nie trzeba tak zakuwać... Ja olałam jakąkolwiek naukę, chociaż stresu było sporo, i miałam 92 punkty.

Powodzenia.


Ostatnio zmieniony przez Irate dnia Pią 21:35, 27 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:17, 28 Lis 2009    Temat postu:

Też uważam, że aż tak się uczyć nie trzeba. No, ale te sesje... Nie zazdroszczę.
Szczerze mówiąc, ciągle słyszę, że się nie uczę. Moje koleżanki siedzą czasem nad książkami cały weekend, podczas gdy ja otworzę zeszyt w niedzielę po południu. I w sumie jakoś mi to wychodzi - czasem nawet lepiej od nich...
Nie wiem, od czego to zależy. Szybciej przyswajam wiedzę, i szybciej zapominam. xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:13, 28 Lis 2009    Temat postu:

Miś, ale ile razy cię prosiłam, to ty mi zawsze mówiłaś, że teraz masz fazę na Syriusza i nie masz głowy do pisania czegoś innego. Od wakacji!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:07, 28 Gru 2009    Temat postu:

Po tak długim czasie, rozdział kolejny. Przedostatni już.
Dedykuję Hibci i sobie samej - bo tylko nam jeszcze na tym opowiadaniu zależy.

__________


- Tu musi coś być... - mruknął do siebie Marcus, otwierając kolejną już szufladę. Słońce przebijało się przez szybę, tańcząc z kolorowymi refleksami rzucanymi przez kolorowe szkiełka wiszące pod sufitem. Wszędzie panowała typowa dla wieczoru cisza, jakby wszyscy kładli się już spać. No, prawie. Bo chłopak widział, jak Elle z narzuconym na ramiona rubinowym szlafroczku i butelką szampana w dłoni wślizgnęła się do pokoju jego brata, a Namida, niech ją piorun trzaśnie, wyszła na miasto, żeby „zorientować się w sytuacji”.
Prychnął wściekle pod nosem. Nie miał nic przeciwko dodatkowym informacjom i większemu bezpieczeństwu, ale czy ona naprawdę musiała to badać w nieprzyzwoitej według niego spódnicy i bluzce, która stanowczo za wiele odsłaniała? No właśnie, nie musiała! I te cholerne buty! Czy naprawdę musiały mieć takie obcasy? Jej nogi wyglądały na niesamowicie długie, a tak być nie powinno! Zaczynał dochodzić do wniosku, że ubrała się tak specjalnie tylko po to, żeby zagrać mu na nerwach. To byłoby do niej takie podobne. Gdyby tylko mógł, to zamknąłby tę krnąbrną dziewuchę w pokoju i trzymał, dopóki nie zmądrzeje.
Westchnął ciężko. Ale skoro nie słuchała jego, jakże zresztą rozsądnych, argumentów i wyszła, trzaskając drzwiami, to zrobił to, co chciał zrobić od dawna. Czyli przeszukał jej pokój. Przecież to absolutnie niemożliwe, żeby siostry były z nimi absolutnie szczere. Że nie zważając na ryzyko, na własne zasady i wcześniejsze obiekcje, tak po prostu się zgodziły. Musiały coś knuć, a na pewno ta flądra, której aktualnie grzebał w rzeczach. Wyrzucił na łóżko zawartość kolejnej szuflady. Sterta nieprzydatnych papierów, gumek do włosów. Zaklął pod nosem. Przecież nie mogła być czysta! Zwodziła jego zmysły zbyt kusicielskim wyglądem, by w jej rzeczach nie było nic podejrzanego.
Sam nie do końca nie rozumiał swojej logiki, ale wolał wierzyć w nią, niż w niewinność niebieskookiej wiedźmy.
Kolejna szuflada. Bielizna. Mruknął z aprobatą. Odrzucił na bok niezwykle perwersyjny koronkowy komplet i zamarł wlepiając wzrok w czarny skórzany przedmiot. Podniósł go i zwęził błękitne oczy. Portfel. Jego portfel.
- Złodziejka... No proszę – wysyczał, pogardliwie wyginając usta. Otworzył znalezisko i przeliczył banknoty. Brakowało całkiem pokaźnej sumy. A mamusia mówiła, żeby nosić ze sobą tylko kartę kredytową!
Westchnął, równie poirytowany, co zrezygnowany. W zamęcie dnia codziennego zupełnie zapomniał, z kim ma do czynienia. Zapomniał, że były złodziejkami. W świetle dnia wyglądały na normalne, piękne kobiety, które mogły stanowić dodatek do bogatego faceta. Ale tak naprawdę… Trzeba było jej przyznać, że była dobra. Nie miał pojęcia, kiedy wyciągnęła mu go z kieszeni.
Obrócił przedmiot w dłoniach i znowu westchnął. To zaczynało coraz mniej mu się podobać. Nagle jego wzrok przyciągnął inny przedmiot, leżący wśród czerwonych koronek – karteczka papieru. Zmarszczył brwi i rozprostował ją. Na środku, niedbałym, wąskim pismem wypisano „Exedra A Boscolo Luxury Hotel – Via Giuseppe Romita”
Cos mu to nie pasowało. Po co u licha potrzebny im był adres hotelu w Rzymie?
Nie zdążył nic wymyślić, gdyż drzwi pokoju otworzyły się gwałtownie, a w progu stanęła właścicielka pokoju. Mida powiodła wzrokiem po bałaganie panującym w pomieszczeniu i zatrzymała zaskoczone spojrzenie na Marcusie. Nie minęła minuta, a zdziwienie zmieniło się w gniew, a to w czystą furię. Jak on śmiał wtargnąć do jej pokoju i grzebać w jej rzeczach?! Poczuła ukucie strachu, gdzieś w dole brzucha... A jeśli znalazł coś, czego nie powinien? Była głupia, że tego jeszcze nie zniszczyła. Nieobliczalnie głupia!
- Co tu robisz? – Zapytała zimno, sama dziwiąc się, że głos ma tak opanowany.
- Ja? – Marcus spojrzał na nią pytająco, maskując czającą się w oczach panikę. No cóż, nigdy nie był dobry w te klocki. Szczególnie, gdy łapano go w miejscach, w których być nie powinien. Takich jak to.
- Nie, ja. Oczywiście, że ty, idioto! - Zasyczała, mrużąc oczy. Nie dość, że złapała go w swoim pokoju, to jeszcze bezczelnie zgrywał przed nią głupiego!
- Ja tu tylko sprzątam – mruknął niewinnie chłopak, podnosząc na placu czarne koronkowe stringi i przyglądając im się z uwagą. Zerknął kątem oka na Namidę, jakby zastanawiając się, czy ona naprawdę mieści się w te skąpe paseczki.
- Sprzątasz, tak, ale dlaczego w szufladzie z moją bielizną?! – Krzyknęła na niego, wyszarpując mu majtki z ręki. W życiu nie czuła się tak zawstydzona, ale nie miała pojęcia, dlaczego. Nie raz i nie dwa mężczyźni widzieli jej bieliznę, więc w czym problem? No tak. Jakże mogła zapomnieć. Miała do czynienia z facetem, którego obecność obracała jej żołądek na drugą stronę, a serce zaczynało tańczyć rumbę.
- A ty co tu robisz? – Zignorował jej pytanie, przypatrując się uważnie jej twarzy. Musiał w końcu wiedzieć, czy coś zauważyła. Ukradkiem wpychał swój portfel i karteczkę pod stertę staników, którym chętnie przyjrzałby się bliżej. Jaka szkoda, że nie miał okazji! – Przecież miałaś balować po klubach i barach, podrywając tajlandzkich urzędników. Więc?
- Zapomniałam torebki- wymamrotała dziewczyna, podnosząc fotelową poduszkę i biorąc czarną kopertówkę. Podeszła do niego szybkim krokiem i zaczęła wypychać go z pokoju. Czuła się tak, jakby przesuwała piramidę w Gizie. Absolutnie nie do ruszenia.
- To może ja dokończę sprzątanie? – Zaproponował Marcus, uśmiechając się zadziornie. Złapał ją pod pachy i podciągnął na wysokość swojej twarzy, by móc patrzeć jej w oczy.
- Po moim trupie. Wynoś się stąd, gnido niedomyta – syknęła buntowniczo, szarpiąc się z całych sił. Jak on mógł! – I przestań traktować mnie jak dziecko!
- Tego trupa da się w miarę szybko załatwić, ale byłaby to niepowetowana strata dla świata, nie uważasz, moja droga? No, w każdym razie dla mnie. A na dziecko to ty mi stanowczo nie wyglądasz – odparł wesoło, kładąc ją na łóżku. W jego oczach błyszczało coś, co stanowczo jej się nie podobało. Bo już widziała ten błysk. Za każdym razem, gdy próbował zaciągnąć ją do łóżka.
- Złaź ze mnie! Słowo daję, pożałujesz tego. Najpierw przyłapałam cię w swoim pokoju, a teraz próbujesz...
- ... się do ciebie dobrać. Masz absolutną rację, kochanie. I tak samo jak ty uważam, że nie powinniśmy tego dłużej przeciągać.
Nie zdążyła mu odpyskować. Chciała mu powiedzieć naprawdę mnóstwo rzeczy, niekoniecznie miłych, acz prawdziwych. Niestety, nie dał jej szansy. Uciszył ją w najbardziej przyjemny i skuteczny sposób, jaki ludzkość kiedykolwiek wynalazła. Pocałował ją. I to tak, że Mida w sekundę zapomniała o wszystkich obelgach, jakie chciała rzucić po jego adresem. Mruknęła zachęcająco, przyciągając go bliżej. Mówiła już, że ma cudowne usta? Chyba nie, a to ważne. W końcu są mistrzem w swoim fachu. Odnotować. Podobały jej się również dłonie, które delikatnie ściągały z niej bluzkę i pieściły piersi. To też jest ważne. Odnotować i przyjrzeć się temu zjawisku bliżej. Od dawna, a raczej od momentu, w którym zobaczyła go w samych bokserkach wiedziała, że ma cudowne ciało. Ale nawet nie spodziewała się, że tak cudowne będzie w dotyku. Również zapisać, bo to interesujący motyw. Czuła na sobie przyjemny ciężar i gorąco męskiego ciała. To przez tego cholernego, paskudnego, obmierzłego, cudownego Marcusa ogarniał ją ten ogień, którego nie chciała czuć. Nie tutaj i nie teraz. Ale sprawił, że mogła się skupić tylko na wargach całujących jej brzuch i dłoniach, które cierpliwie badały każdy zakamarek jej ciała. Zaskoczyło ją, że ten narwaniec może być tak delikatny i czuły. To naprawdę ważne, odnot... W tym momencie przestała myśleć o czymkolwiek i poddała się chwili. Nie pozwoli mu wieść prymu, co to to nie.
- Zaczynamy zabawę... – Szepnęła, oddychając ciężko i z całym gromadzonym dotąd głodem wpiła się w jego usta.

***

Poranek był mglisty i szary. Słońce co prawda, tkwiło na niebie od paru godzin, ale było niemal niewidoczne zza posępnych chmur. Zieloną trawę zrosiła mżawka, spadając z nieba nieustannie od paru godzin.
Świat zamarł w sennym letargu.
Siedząca na parapecie okna kuchni Elle z uwagą przyglądała się herbacie wirującej wewnątrz kubka.
Co jakiś czas kątem oka zerkała na nieobecną duchem siostrę, popijającą już drugą tego poranka kawę.
Ich genialny plan urobienia mafii chwiał się u podstaw.
- Miśku - powiedziała cicho. Nie doczekała się odzewu.
- Mida - spróbowała ponownie.
Szatynka poruszyła się na krześle i wbiła wzrok w lodówkę.
- Spałam z nim - wymamrotała, zbyt cicho by siostra mogła ją usłyszeć.
- Przespałam się z nim - powtórzyła nieco odważniej. El spuściła nogi z parapetu i otwarcie przyglądała się dziewczynie spod uniesionych brwi.
- Przy czym, oczywiście, zwrot „przespałam” nie ma sensu za grosz…?
- El, do cholery! Kochałam się z Marcusem! - Krzyknęła Namida, po czym jęknęła przeciągle i uderzyła głową o blat stołu. W tej pozycji oczekiwała wyroku siostry.
- No wiesz... - Zaczęła powoli Elle, jakby chcąc ją pocieszyć. - Ja spałam z Alexem... I to parę razy. To jeszcze nie koniec świata, kotku - uśmiechnęła się nieco sztucznie.
- Tu nie chodzi o sam seks, Lu. Wiesz o co mi chodzi... Cholera.
- Ej! Ej! Ej! - Dziewczyna zeskoczyła z parapetu i dwoma skokami znalazła się przy siostrze. - Nie panikuj, Miś. Wszystko idzie zgodnie z planem - zniżyła głos. Były w domu same, ale wolała się nie narażać. - To niczego nie zmienia. Kradniemy diament i uciekamy do Włoch. Tak jak było zaplanowane, rozumiesz? - Położyła ręce na ramionach Namidy.
- Tak. Jasne. Kradniemy. Wycofujemy się. Sprzedajemy kamień i jesteśmy bajecznie bogate.
I zepsute do szpiku kości... Tego już nie dodała, pomyślała El.
- Dokładnie. I nie będziemy potem cierpieć.
- Nie. Nie będziemy.
- Bo nie mamy powodu do cierpień.
- Nie. Nie mamy.
- I wszystko będzie tak jak wymarzyłyśmy sobie, siedząc w pewną czerwcową noc na ganku babci. Wszystko będzie tak, jak zaplanowałyśmy będąc dziećmi. Jasne, Mids?
- Tak. Wszystko będzie okay.
Wszystko. Wszystko pójdzie dobrze.
Nic. Nic nie ulegnie zmianie.
Bo, bo nic się nie stało.
Bo ja przecież nie potrafię kochać.
Prawda?


***

Jak drapieżnik na polowaniu, pomyślał i natychmiast zaśmiał się pod nosem.
Przecież tym właśnie był. Drapieżnikiem.
Z pozoru raczej małomówny, uprzejmy, szarmancki. No właśnie – z pozoru.
Potrafił tak zakręcić się w towarzystwie, że ludzie szybko zapominali, kim jest. A był synem bossa Yakuzy, to zobowiązywało. Nie przeszkadzało mu to, jak błędnie postrzegają go inni. Dzięki temu wchodził tam, gdzie wchodzić nie powinien i obserwował tych, którzy nawet go o to nie podejrzewali.
Absolutny wzór cnót, a w środku diabeł.
Ufał tylko trzem osobom – rodzicom i bratu. Kiedyś była jeszcze kobieta… Ale słowo „była” jest jak najbardziej adekwatne do sytuacji. Teraz nie jest już nigdzie. Sprzedała coś, czego sprzedawać nie powinna. Informacje, własną duszę, jego.
Yakuza nie zna czegoś takiego, jak przebaczenie. To interes.
Zabójczy interes.
W ciągu tych wszystkich lat nauczył się dostrzegać najmniejszy szczegół i podejrzane zachowania. Dlatego coś nie grało mu w siostrach. Niby robiły to, co do nich należy. A nawet więcej, pomyślał, przypominając sobie w noc pełni pewien kuchenny stół. Zachowują się jak normalne dojrzałe kobiety, które parają się złodziejstwem. Ale nie podobał mu się błysk w ich oczach, gdy mówiły o skoku. Ten błysk wyraźnie uprzedzał go, że oni o czymś nie wiedzą.
Powinien być ostrożniejszy. Nie mógł ukrywać, El go zainteresowała. Poczuł coś, czego nie czuł od bardzo dawna.
Ale nie ma mowy o zaufaniu. Przynajmniej teraz. Te dwie coś knują i on dowie się, co. Prędzej czy później się czymś zdradzą.
Uważnie obserwował Elle, jak toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Twarz spokojna, ciało rozluźnione. Ale w oczach była burza. Widział, że nie może się skupić. Coś nią targało. I on miał zamiar dowiedzieć się, co.
Szach mat, drogie siostrzyczki, pomyślał i upił łyk swojego Martini.
Szachownica jest mniejsza, niż wam się wydaje.

Wszystko będzie dobrze.
Te słowa huczały jej w głowie, nie pozwalając się skupić. A było jej to potrzebne. Ostatnie ustalenia, ostatnie zerknięcia na plany. Jak przez mgłę widziała siostrę pochylającą się nad zadrukowanymi arkuszami papieru i Marcusa delikatnie obejmującego ją w talii. Nie dostrzegała uważnego spojrzenia Alexandra i jego ściągniętych w zamyśleniu brwi. On wiedział, że coś jest nie tak. Że coś się z nią dzieje i to wcale nie ma związku z dzisiejszym skokiem.
Obserwował ją uważniej, niż sądziła.
- El, na bogów Olimpu! – Dotarło do niej wołanie Mids. Oderwała wzrok od przestrzeni i skierowała go na siostrę.
- Co? – Wymamrotała trochę nieprzytomnie. – O co chodzi?
- No wreszcie… - Syknęła Namida. – Witaj wśród żywych i myślących. A teraz, skoro już raczyłaś przekroczyć nasze skromne progi przytomnych, to może wyjaśnisz mi, jak dokładnie rozczytać ten plan? Jest tu kilka rzeczy których nie rozumiem. I zabieraj tę łapę, głąbie – rzuciła Marcusowi, strząsając z siebie jego dłoń. Przy nim wciąż czuła się nieswojo. Jakby czytał jej w myślach, mógł przejrzeć każdy ruch. I bardzo niepokoił ją ten dziwny ucisk w brzuchu, gdy go widziała. Jakby… żal? Trzeba wszystko uciąć jak najszybciej. Nie ma czasu na głupie myśli.
- Jak sobie życzysz, księżniczko – uśmiechnął się szeroko chłopak.
- Nie nazywaj mnie księżniczką, imbecylu!
- Rany, z ciebie zawsze była taka hetera? Nie dość, że złośliwa, wredna i impulsywna, to jeszcze wydzierasz się na Bogu ducha winnego faceta. A spodziewałbym się, że po wspól…
- Zamknij się – cicho powiedziała Mids, a coś nieokreślonego w jej głosie, jakaś nuta, kazała mu się uciszyć. – Eluś, to co z tymi planami?
- Tak, już. Czego nie jesteś pewna? – Westchnęła Lu, odstawiając parujący kubek czekolady. Miała nikłą nadzieję, że poprawi jej humor i odpędzi złe myśli.
Po raz pierwszy to lekarstwo ją zawiodło.
Nie będziemy cierpieć.
Nienawidziła okłamywać siostry. Widząc błysk w jej oczach, gdy patrzyła na Marcusa, wiedziała, że będzie inaczej. Mówiąc to, chciała też przekonać własne serce.
Mamy plan.
Każdy plan może ulec zmianie. No, prawie. Ten nie mógł. Za długo walczyły o to, by się tu znaleźć. Za dużo wyrzeczeń, strachu i niepewności było dotąd w ich życiu, by teraz wszystko legło w gruzach. Nie mogły się wycofać.
Nie ma powodu do cierpień.
Nienawidziła okłamywać też samej siebie. A tym bardziej ludzi, których kochała. Odzywało się wtedy w niej dawno uśpione sumienie, zepchnięte na dno dla wygody wiele lat temu. Wolałaby go nie mieć, wszystko byłoby prostsze.
Zerknęła na zamyślonego Alexandra i serce jej stanęło. Nic nie jest takie, jak powinno być.
Ale ze mnie kłamliwa suka, pomyślała. Oszukiwała wszystkich. Siebie, Alexa, Marcusa, przypadkowych ludzi, własną siostrę – kogoś, na kim jej najbardziej zależało, za kogo oddałaby życie.
Nienawidzę samej siebie. I muszę z tym żyć.

***

Elle zerknęła na zegarek. Dwudziesta czwarta trzydzieści sześc. Nalot rozpoczęty.
Kanały nie były używane od lat, jeśli nie od wieków. Stare, brudne, śmierdzące. Istny raj dla szczurów, pcheł i innego obrzydlistwa, czającego się w wiekowym brudzie i szlamie.
Wzdrygnęła się gdy jeden z gryzoni przemknął chyłkiem przez snop światła rzucany przez latarkę.
- Mids? - Zapytała cicho.
- Dwadzieścia metrów, a potem w prawo - odparła na nieme pytanie Namida, wpatrzona w ekran GPS-u.
El skinęła głową.
Czuła ssanie w żołądku. Nie, nie strach. Przecież się nie bała. Raczej coś jak... wyrzuty sumienia?
Miała ochotę roześmiać się gorzko. Jakie wyrzuty? Przecież nie miała sumienia, zabiła je dawno temu!
Jasne, prychnął jakiś głosik w jej głowie.
Zignorowało go.
Nie powiedziała siostrze, że coś ją gryzie.
Po co? Żeby bardziej ją denerwować?
Milczała więc i dusiła to w sobie.
Grzecznie podążała za Midą, oświetlając sobie drogę latarką.
Namida skręciła ostro w bok. Pod jej nogami przemknęło coś włochatego z długim ogonem. Nadludzkim wysiłkiem powstrzymała pisk. To byłoby nieprofesjonalne i niebezpieczne. Och, jak nienawidziła szczurów!
- W którym miejscu jesteśmy?
- Już przy samym końcu. Zajęło nam to kupę czasu, ale przeszłyśmy całe kanały. Jeszcze tylko dwa zakręty.
- Dobrze. Potem drabinką na górę i jesteśmy w nowej części.
- Tak. Zgodnie z planem.
Mida spojrzała na twarz siostry częściowo ukrytą w mroku.
Marszczyła brwi.
Była zdenerwowana.
Jeden zakręt, zaraz będzie drugi.
Jakiś pająk opadł na jej rękę. Strzepnęło go szybkim ruchem, nim zdążył rozpocząć wędrówkę po jej ramieniu. Pająków też nie lubiła.
Światło zamigotało.
- Cholera. Czekaj, bateria padła.
Elle stłumiła przekleństwo. Tylko tego im jeszcze brakowało!
Kolejne utrudnienie, kolejne cenne minuty mijają. Miały tak mało czasu, do trzeciej musiały być na lotnisku.
Opanuj się, Elka, opanuj! Wszystko idzie dobrze. Musi iść.
Ponowiły wędrówkę. Został już tylko kawałek. W korytarzy było słychać tylko kapanie wody, piski szczurów i ich buty, plaszczące na wieloletniej warstwie brudu. Nie najprzyjemniejsza atmosfera na romantyczną randkę, pomyślała. I od razu przed oczami stanęła jej skupiona twarz Aleksandra. Nie teraz, Elka!
Mida zatrzymała się i oświetliła starą, przerdzewiała drabinkę prowadzącą do włazu.
- Mam iść pierwsza? - zapytała.
- Nie, ja pójdę. Jakby co, to mnie łap – zażartowała Elle i złapała pręty, które zaskrzypiały ostrzegawczo. Pozostało się modlić, by wytrzymały ciężar. – No dobra. Raz kozie śmierć.
Lu postawiła stopę na szczebelku i sprawnie podciągnęła się do góry. Wspinała się szybko, chcąc jak najszybciej znaleźć się na górze. Otworzyła właz i odciągnęła go na bok. Już po chwili kucała przy wylocie.
- Droga wolna, właź – powiedziała szeptem, rozglądając się naokoło. Widać było, że ten korytarz jest dużo nowszy i bardziej zadbany. Światło latarki muskało brzydkie, betonowe płyty. No cóż, westchnęła. Dekorator nie był im tu potrzebny…
- To idziemy dalej – odezwał się przy jej uchu głos Midy. Już po chwili biegły, by znaleźć się przy następnym włazie. I ich celu. No, prawie.
- Kanały pod kanałami… - westchnęła Namida. – Kto to wymyślił?
- No przecież nie ja – burknęła w odpowiedzi El. – Ale do końca życia znienawidzę włazy kanalizacyjne.
- Wcale się nie dziwię. Naprawdę brudna sprawa… - Zachichotała. – No dobra, teraz ja pierwsza – mówiąc to zniknęła w ciemnym pomieszczeniu nad głową siostry.
- No to zaczynamy zabawę… - mruknęła Lu, podciągając się do przybudówki. A tam tylko jeden krok do wentylacji i następny – do błyszczącego cudeńka.

- Trzy kilogramy więcej i byś się nie zmieściła – narzekała Namida, czołgając się do przodu. – Daleko jeszcze? Minęłyśmy już parę włazów…
- To ten następny – odpowiedziała idąca z przodu El, ignorując docinek siostry i zerkając na swój nowiutki mini komputer. Bardzo mini. Zaledwie wczoraj wycyganiła go od Aleksandra, najnowszy cud techniki. Sprzęt traktowała jak zabawki – a tą najnowszą jeszcze się nie nacieszyła, więc jej twarz przyozdabiał lekki uśmiech.
- Nareszcie… Ta podróż już robiła się nużąca…
- Ćsssssssss! – Uciszyła ją siostra. – Jesteśmy.
Obok nich zamigotało światło wpadające przez kratkę. El podczołgała się do niej i delikatnie wyjęła. Spojrzała w bok i uśmiechnęła się szeroko. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Wychyliła się do przodu i wyciągnęła rękę.
- Jest. No, chodź do mamusi… Nie zrobię ci krzywdy… Tylko lekko się z tobą zabawię…
- Jak możesz rozmawiać z urządzeniem alarmowym?! – Zbulwersowała się Mids, obserwując sprawne ruchy kompanki, gdy ta podłączyła alarm do swojego nowego komputera i włamywała się do systemu. – Jak możesz pracować na takim maleństwie?
- Nie ważna obudowa, ważne możliwości… - Mruknęła automatycznie, a jej palce sprawnie tańczyły po maleńkiej klawiaturze. – Gotowe. Niestety, lasery mogę wyłączyć dopiero, gdy to konieczne, więc gdy będziesz tuż nad nimi. Dasz mi znać przez radio, sygnał znasz. Strażnicy właśnie się zmienili, z grafiku ich obchodów wiem, że zaglądają ty co godzinę, więc masz sześćdziesiąt minut na wyciągnięcie tego cudeńka. Idziesz tą belką i gdy znajdziesz się nad gablotą, spuszczasz trapez. Gotowa?
- Bardziej już nie będę… - Westchnęła Miśka i podczołgała się do wylotu. – Not to idę. Ciao, do zobaczenia! Przyprowadzę naszego skarba!
- Jakby co, to cię ubezpieczam! – Uśmiechnęła się El i znów spojrzała w ekran komputera.
Mida sprawnie wpełzła na belkę i podciągnęła się do przykucu. Szybkimi ruchami przeszła nad gablotę i spojrzała w dół.
- Ojej… - Westchnęła. – El, moim marzeniem nie było zabawiać się w Spidermana.
- Jesteś od niego ładniejsza – usłyszała w słuchawce. – I masz lepsze ciuchy. O kompanii nie wspominając!
- Aleś ty skromna, kochanie. Zawsze to wiedziałam – zachichotała, spuszczając trapez. Po chwili sama na nim wisiała, regularnie, lecz powoli, opuszczając się w dół.
- Dlaczego to zawsze ja wykonuję brudną robotę?
- Bo ja jestem starsza i ci każę, ktoś musi się zająć tą wredną elektroniką i świat jest niesprawiedliwy? – Odpowiedziała beznamiętnie Lu, nie zwracając najmniejszej uwagi na żale siostry.
- Już wiem, za co cię kocham. Dobra, przygotuj się. Prawie jestem.
- Dobra. Moment. Już.
Namida zachwiała się lekko i po czole spłynęła jej kropelka potu. Co jak co, ale ta pozycja była wyjątkowo niewygodna. Wzięła w dłonie małą wiertareczkę laserową i chwytak, przygotowując się.
- Zmieniaj.
Wiązki laserowe otaczające gablotkę momentalnie zniknęły i siostry zamarły w oczekiwaniu. Nie usłyszały jednak żadnego alarmu ani paniki wybuchającej za drzwiami, więc odetchnęły z ulgą.
- Jak to zrobiłaś? – Spytała Mids, cierpliwie wycinając okrąg w szkle. Stanowczo wolała mówić podczas pracy, czuła się tak bardziej komfortowo.
- Napisałam im specjalnego wirusa. Wierz mi, nie chcesz wiedzieć więcej, to zbyt skomplikowane.
- Skoro tak twierdzisz… - Mruknęła, wyjmując wycięty kawałek szkła. – Panie i panowie zainteresowani, teraz następna chwila prawdy. Panna Namida podmienia kamienie!
Problem był taki, że trzeba było zrobić to momentalnie. Pod diamentem był czujnik nacisku, który uruchamiał się, gdy zmieniał się ciężar. Mids wolno wypuściła powietrze i pomodliła się o zmiłowanie. Musiała działać błyskawicznie.
Spojrzała na kamień. Pomimo ciemności panujących w pomieszczeniu on lśnił niczym gwiazda, rzucając kolorowe błyski na ściany i podłogę. Był absolutnie zachwycający.
Niebieskooka przygotowała w dłoni kamień zastępczy i westchnęła. Teraz albo nigdy, bardziej gotowa już nie będzie.
Po chwili było słychać szybkie szelesty i ponownie zapadła cisza.
- Mids? – Zaniepokojona Elle usiłowała przeniknąć wzrokiem ciemność i w pomieszczeniu i na monitorze.
- Zwijamy się, siostrzyczko. Mam nasze cudeńko! – Luś usłyszała w słuchawce cichy, beztroski śmiech siostry i uśmiechnęła się do siebie. Jeden kamień jej z serca spadł. Został inny – zwany Aleksander.


Ostatnio zmieniony przez Elle dnia Wto 19:16, 29 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fushigi
Legendarny Sannin


Dołączył: 12 Sty 2008
Posty: 5767
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London, I wish
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:52, 28 Gru 2009    Temat postu:

"bo tylko nam jeszcze na tym opowiadaniu zależy"
Hm, cholera, więc co ja tu robię? No tak, nie pytałam przez ostatni rok, co tam z opowiadaniem, i już nic mnie ono nie obchodzi. Fajnie się dowiedzieć.

To tak słowem wstępu, a potem kolejna reakcja: jeeeeee! Wreszcie ktoś coś dodał, ostatnio pisała tylko Ga. Musiałyśmy na to czekać, no faktycznie.

Mniej przyjemne sprawy, bo mam ochotę się poczepiać:
Cytat:
podnosząc fotelową poduszkę i podnosząc czarną kopertówkę

Chyba wiesz, co. ^^
Cytat:
- Nie ważna obudowa, ważne możliwości…

Jej, dlaczego ludzie zawsze piszą to razem?

Oprócz tego były chyba ze dwie literówki, ale bez przesady, ich wymieniać tu nie będę, bo mnie osobiście zawsze to denerwuje. Po drugie, to po niektórych dialogach masz takie mini-błędy: wszelkie "syknęła", "zapytała" czy "krzyknęła" z litery małej, moja droga. To część tego zdania w dialogu.

Tyle od strony technicznej. Teraz cala reszta.
"Szachownica jest mniejsza, niż wam się wydaje."
Strasznie fajne to, spodobało mi się.
W tej części nie ma już tej idealizacji, o której wspominała ostatnio Ir. Co prawda, jak widzę, wszystko poszło im świetnie - jeśli chodzi o samą kradzież - ale to aż tak nie rzuca się w oczy; ot, utalentowaneście są. ^^ Zastanawiam się też, jak z tego wybrniecie... z całej tej afery z synami bossa yakuzy.
Ogólnie, to część nieco gorzka, o ile jest to dobre słowo - no ale cóż poradzić?
Jak najbardziej mi się podobało.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:42, 28 Gru 2009    Temat postu:

Fushigi napisał:
"bo tylko nam jeszcze na tym opowiadaniu zależy"
Hm, cholera, więc co ja tu robię? No tak, nie pytałam przez ostatni rok, co tam z opowiadaniem, i już nic mnie ono nie obchodzi. Fajnie się dowiedzieć.

Przepraszam, zapomniałam o tobie. Może to wynikło z tego, że ostatnio ty i Hibs mi się strasznie zlewacie... Przepraszam. Jest nas trzy.

To lecim:
- Masz rację, nie zauwazyłam tego powtórzenia. Już poprawiam.
- Z tego, co pamiętam, to niektóre powinny być z dużej (gdy dialog kończy się znakiem interpunkcyjnym). Przynajmniej tak pamiętałam.

O to mi właśnie chodziło - żeby nie było super wszystkio i słit, tylko było jakieś konkretne "ale". Miło, że wyszło. ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hibari
Legendarny Sannin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6482
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam, gdzie nie sięga ludzkie oko.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:58, 29 Gru 2009    Temat postu:

Obiecałam, więc komentuję. ^^


No i jest kłopot. BA! Nawet dwa, a do tego mają imiona. Cóż, jak dla mnie ten rozdział był taki... smutny i jak wspomniała Fushi, taki gorzki. Mimo nieco ironicznego humoru, który uwielbiam, to gdzieś tam z tyłu czuć było taki drgający smutek i zdenerowowanie. Też się zastanawiam, co wyniknie z ucieczki, bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że yakuza tak łatwo da się wykiwać, albo po prostu odpuści. Ten cytat z szachownicą... Osz, też mi się niesamowicie spodobał, tak mnie osobiście dotknął.
"Bo ja przecież nie potrafię kochać.
Prawda?"
To też mi się strasznie podobało.
Więc ja jestem na tak. *cwaniacki uśmieszek żyri*
Prócz tych drobnych uchybień, o których wspominał pedofil jest jak najbardziej w porządku, literówki nie wiem gdzie są, bo mój zajebisty sharingan jest w stanie spoczynku i ich nie widzę, mówię wam, te techniki oczne są ostro przereklamowane.
I dzięki wielkie za dedykację, Elucie! *tuli opętanczo*
To co... *przeciąga się* Teraz męczymy o kolejną część? xDD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:14, 29 Gru 2009    Temat postu:

Podobało mi się. Nie było przerysowane, wypadło całkiem naturalnie, było - jak już wspominały Hibs i Fushi - nieco smutne i gorzkie, przez co bardzo prawdziwe. Właściwie nie mam się do czego przypierdolić, co trochę mnie boli. Nawet mi się mój syndrom "napisałabym to inaczej" nie włączył, a to zajebiście o rozdziale świadczy. Naprawdę ciekawa jestem, jak to wszystko się zakończy, choć mam już pewne podejrzenia. Pozostaje nam czekać i mieć nadzieję, że tym razem nie będziecie nas tak długo trzymały w niepewności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elle
medic-ninja
medic-ninja


Dołączył: 05 Paź 2007
Posty: 5952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:25, 28 Sty 2011    Temat postu:

I jest. Po tak długiej przerwie, bo ponad rocznej, skończyłyśmy ostatni rozdział. A co za tym idzie - również całego Płomyczka. Przepraszam za tak długą przerwę.
Osobiście czuję się, jakby mi coś odbierano. Owszem, chciałam skończyć to opowiadanie, bo chciałam zobaczyć, jak potoczą się "nasze" losy - sami wiecie, że akcja i bohaterowie rządzą się własnymi prawami i mają gdzieś to, co my - autorzy - im narzucamy. Jednak już czuję, że będzie mi go brakować.
Oto macie - ostatni, najostatniejszy z ostatnich rozdziałów Eternal Flame.
Dedykowane wszystkim, którzy z nami przez ten czas byli, czytali, komentowali. Dziękujemy za każdą radę, każde wytknięcie błędu, każdy komplement. Za każde poganianie. Dziękujemy za to, że byliście.

~~

5.

Jeżeli ludzie jadący samochodem, patrząc za okno próbują wam wmówić, że krajobraz jest monotonny, to nigdy nie lecieli samolotem. W samolotach jednostajność krajobrazu niemal powala. Jedynym urozmaiceniem może być majaczący w oddali, niewyraźny cień innego obiektu latającego. Prócz tego niezmienny lazur nieba i białe, puchate obłoki.
345, 346, 347… Mida ominęła wzrokiem kolejną chmurę, sumując ją z pozostałymi trzystoma obłoczkami. Jeżeli jechałaby samochodem, mogłaby przynajmniej liczyć drzewa, albo krowy, coś wyraźnego. W przestworzach była skazana tylko na te piekielne obłoczki.
Nie miała pojęcia dlaczego, ale czerwona torebka z ekologicznej skóry wyjątkowo ciążyła jej na kolanach. W sumie nic w niej nie było. Telefon, mp4, gumy do żucia, szczotka, tusz do rzęs, ogromny diament, zapakowany jak jajko, okupiony zdradziecką krwią…
Szlag!, zaklęła ze złością. Jeszcze jej tego brakowało, by po raz kolejny tego lotu zaczęła się przejmować tym co zrobiły. To nie było coś nienormalnego. W złodziejskim fachu zajmuje się różnymi sprawami, często po stokroć gorszymi niż kradzież i zdrada.
Elle opadła na fotel obok niej.
- Nienawidzę toalet w samolotach – stwierdziła z westchnieniem. – Mogą człowieka w klaustrofobię wpędzić.
Mida milczała, nadal wpatrując się w chmury.
- Mids? – Ell zmarszczyła brwi i traciła siostrę w ramię. – Dziwnie się zachowujesz. Normalnie już byś mi odparowała, że klaustrofobii nie da się nabawić jak tyfusa, siedząc na publicznym kiblu.
- Tyfus przenoszony jest przez wszy – odparła znudzonym głosem Mida.- W publicznej toalecie może się jedynie zarazić rzęsistkiem.
Ell zamrugała.
- Co to u licha jest?
Namida odwróciła się do siostry z lekkim uśmiechem igrającym na wargach.
- Nie chcesz wiedzieć.
Zaraz jednak uśmiech z jej warg znikł, pozostawiając po sobie zwykłą powagę z odrobiną smutku.
Luś zaklęła w myślach. Stalowe oczy siostry wpatrywały się w nią z uporem. Kryły w sobie niezwykłe dla właścicielki pokłady melancholii. Mida nie potrafiła aż tak dobrze maskować uczuć. Co innego wspaniałą panna Elle. Potrafiła ukrywać własne uczucia nawet przed samą sobą. Pewnie dlatego, siedząc w samolocie do Rzymu, potrafiła z krzywym uśmiechem narzekać na stan toalety pierwszej klasy.
- Nie parz tak na mnie – burknęła i nawet dla niej zabrzmiało to opryskliwie i nieprzyjemnie.
Mida z westchniem oparła głowę o zagłówek fotela.
- Za godzinę lądujemy – oznajmiła, pozornie neutralnym tonem. – Co później?
- Znajdziemy nasz hotel.
- To jasne. A później?
- Weźmiemy klucze do pokoju.
- Luś, co dalej?
- Nie wiem jak ty, ale ja marze o prysznicu.
- Elle!
Ell przymknęła oczy, wzdychając ciężko.
- Postępujemy dokładnie z planem. Szacujemy wartość naszego… skarbu – zniżyła głos, chociaż w pierwszej klasie każdy i tak był zajęty sobą. – Sprzedajemy go i wracamy do domu. Nie odchodzimy ani na krok od naszego planu. Nic nie może się nam posypać. Nic, Mids.

*

Kryształowy kieliszek z czerwonym winem, rozbił się na kremowej ścianie, pozostawiając na niej niepokojący, karmazynowy ślad. W chwilę później w ślad za kieliszkiem, poszła cała butelka.
Marcus skrzywił się.
Chateau Petrus. Rocznik 1983. Parę tysięcy za butelkę.
Co za marnotrawstwo.
- Aleks, opanuj się – poradził bratu, obracając w palcach szklaneczkę z whisky.
Aleksander warknął coś mało zrozumiałego i nerwowym gestem przeczesał palcami włosy. Furia wręcz wylewała się z niego pokładami ciemnej, toksycznej mgiełki.
Wściekłość to nieadekwatne do jego stanu słowo.
- Oszukały nas. Te małe…
- Aleks… – Westchnął Marcus. – Zachowujesz się tak jakbyś od początku nie wiedział, że coś kombinują.
Mężczyzna ze wściekłością uderzył pięścią o ścianę.
Wiedział. Oczywiście, że wiedział. Był synem bossa Yakuzy, podstępy wyczuwał na kilometr. Ale niektóre chciał wyrzucić ze świadomości.
Opadł ciężko na fotel i przytknął palce do skroni. Ojciec ich zabije.
- Jesteśmy trupami – mruknął.
- Nie, jeśli znajdziemy nasze urocze złodziejki.
- Mówisz jakby znalezienie ich było proste. Sami je wybraliśmy, Marck. Są najlepsze.
W odpowiedzi Marcus jedynie uśmiechnął się lekko.
- Nawet najlepsi czasem popełniają błędy. A one jeden popełniły, mały i prawie niezauważalny, gdyby nie moje wścibstwo... I zainteresowanie koronkową bielizną.
- Przestań żartować, bracie. Nie teraz, nie mam nastroju na wysłuchiwanie twoich kretyńskich uwag – syknął Aleks i nalał sobie nowy kieliszek wina. Zerknął smętnie na szachownicę leżącą na stoliku i dumnie piętrzącą się na niej królową. Szlag! Jego biała królowa właśnie oszukała króla.
- Kiedy ja nie żartuję! – Oburzył się Marcus, podnosząc się z fotela i podchodząc do drzwi. – Pakuj się. Lecimy do Rzymu. Tylko szybko, lot mamy za trzy godziny.
Aleksander beznamiętnie patrzył za oddalającym się bratem, a potem spojrzał na zdjęcie leżące na stole wśród planów muzeum i odręcznymi notatkami. Robione z ukrycia, bez wiedzy osoby, którą przedstawiało - młodej kobiety przy fontannie, wesoło roześmianej. Której oczy lśniły bardziej, niż mocne, tajlandzkie słońce. Chłopak poczuł, że coś ścisnęło go za serce i następny kieliszek rozbił się o ścianę. Uśmiechnął się gorzko, przesuwając na planszy króla.
Naiwny głupiec. Ale gra się jeszcze nie skończyła.

*
Jak feniks z popiołów... pomyślała Elle, obserwując mijane przez taksówkę budynki. Skończyła ze starym życiem, w którym musiała kraść i zabijać, by przeżyć. By osiągnąć dawno wyśnione marzenia i po prostu być szczęśliwą. Narodziła się za nowo, z ukochaną siostrą przy boku i skarbem w kieszeni. Spojrzała na spokojny profil Namidy, siedzącej obok niej i zakuło ją serce. Szczęście to rzecz względna, przemknęło jej przez głowę. A przecież mogły... Nie, zrugała się w myślach. Nie mogły. Tak miało być i tak będzie, plan nie mógł ulec zmianie. Nawet z powodu nich. Jego. Przypomniała sobie tak rzadki, ciepły uśmiech Alexa, gdy trzymał ją w ramionach i zacisnęła pięści. Nowe życie, zbudowane na szczątkach starego. Nie, nie szczątkach, pomyślała. Ruinach. Dawnych, zapomnianych przez sumienie. Na wspomnieniach, które usilnie próbowała wydrzeć z pamięci. Teraz jej życie będzie inne. Lepsze, szczęśliwsze. Nie będzie strachu, tylko śmiech. Nie będzie bała się o jutro, ale z każdym dniem budziła się z uśmiechem, wesoło witając poranek. Jestem przecież feniksem, zaśmiała się cynicznie. Odradzam się z samej siebie, w niekończącym się cyklu. W płomieniach.
Tylko dlaczego zamiast serca miała popiół? Gdzie się podział płonący w niej ogień?
- El... Co dalej? – Powtórzyła pytanie Namida, bezmyślnie wpatrując się w mijane Koloseum.
- Mówiłam już przecież – zirytowała się Luśka – Bierzemy kamyczek, sprzedajemy i żyjemy długo i szczęśliwie.
Przez chwilę w samochodzie zapadła cisza, jakby siostra dokładnie analizowała jej słowa. Ciężka cisza, która ciążyła na sercach ich obu.
- Wierzysz w to? – Spytała po chwili cicho, spoglądając na nią uważnie. Błękitne oczy miały w sobie pytanie. Pytanie, nadzieję i ból. Wiedziała, dlaczego. Ich wzrok spotkał się i słowa zawisły w powietrzu.
- W co? – Spytała cicho, z góry znając odpowiedź.
- W to długo i szczęśliwie.
Elle wpatrywała się w smutne oczy Namidy. Wiedziała, co powinna powiedzieć. Tak, oczywiście. Przecież tego zawsze pragnęłyśmy, prawda? O to walczyłyśmy, dla tego marzenia żyłyśmy. Tego chciałyśmy. A teraz jest to na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko sięgnąć. Jesteśmy tak blisko. Ale wiedziała też, że prawda jest zupełnie inna.
-Nie. Nie wierzę.
Nie bez Niego.

*

Woda obmywała jej stopy, a wokół brzmiał śmiech. Kto by pomyślał, że zanurzy kiedyś nogi w Fontannie Miłości*? Sama w tę miłość nie bardzo wierzyła. Wcześniej, w każdym razie. Bo przez wydarzenia ostatnich tygodnia całe jej życie, uczucia, a nawet poglądy, fiknęły pokaźnego koziołka. Nie, że nie miała okazji się zakochać. Na swojej złodziejskiej ścieżce spotkała ogrom magnatów, arystokratów i innych mężczyzn, których tytuł nie miał dla niej najmniejszego znaczenia. Bogatych, przystojnych, pewnych siebie. Tak pewnych, że nie wierzyli, że ktoś taki jak ona mógł ich okraść bez najmniejszego problemu. Spotykała się z wieloma z nich. Ale nie było tego „czegoś”. Tego, co postawiłoby jej serce w stan alarmowy. Ot, zwykła znajomość, z przyjemną korzyścią dla obu stron. A później pojawił się On. I dosłownie ją porwał. Ten kłótliwy... Tylko on tak potrafił ją doprowadzić do białej gorączki. Tylko on wprowadzał ją w stan wrzenia samą swoją obecnością. Westchnęła cicho i odchyliła głowę do tyłu, przymykając oczy. Słońce igrało na jej twarzy, stwarzając przyjemne ciepło. Poruszyła nogami, a woda delikatnie zafalowała wokół nich. Słyszała plusk wrzucanych monet, śmiech dzieci, czułe szepty zakochanych par. Nie była to jedna z tych fontann, do których zlatuje się tysiące turystów. Ta była ukryta wśród uliczek, rzymskich kamienic i okwieconych balkonów. Ta fontanna była zaczarowana. I właśnie tę kochała najbardziej. Usłyszała zdecydowane męskie kroki. Na pewno jakiś chłopak spieszy się do swojej ukochanej, zaśmiała się w duchu. W końcu to miasto miłości, nieprawdaż? Jednak kroki zatrzymały się tuż za nią, a na skąpaną w słońcu twarz padł cień. Momentalnie poczuła na swoich ustach pocałunek i zszokowana otworzyła oczy.
- Co do... – Wysapała, nie mogąc złapać tchu. Wpatrywała się w niego, jakby zobaczyła ducha. Cholera, to BYŁ duch! On powinien być tysiące kilometrów stąd!
- Nieładnie tak odchodzić bez buziaka na pożegnanie, wiesz? – Patrzył na nią z ciekawością, uśmiechając się ironicznie.
Cholera, cholera, cholera.
Nad nią stał Marcus.

*

Była w niebie. Bo przecież nie można było nazwać tego inaczej, prawda? Była w pieprzonych niebie dla historyków! Zapach starych kamieni, aura potęgi. I ten dreszcz podniecenia przebiegający przez jej ciało. Powiodła nieprzytomnych spojrzeniem wokół siebie. Chrzanić kamyczek, chrzanić Aleksandra, chrzanić wszystko! Przecież była w Koloseum! Wciągnęła głęboko powietrze, wdychając zapach starości. Dla niej pachniało to lepiej, niż najlepsze perfumy od Chanell. Szła spokojnie, dokładnie przypatrując się dziesiątkom korytarzy. Daleko w tyle, za plecami, słyszała cichnący monolog przewodnika, którego zdążyła już zaszufladkować jako wyjątkowego cymbała. Mówił iście profesorskim tonem, a wiedzę miał mniejszą, niż uczeń podstawówki. Jednak grupka spoconych amerykanów, których oprowadzał, chciwie spijała każde słowo z jego ust. Ich również wsadziła do tej samej przegródki. Leniwie wspinała się coraz wyżej, pod palcami dłoni czując zimny, szorstki kamień. Gdyby tylko kamienie potrafiły mówić... Gdyby tylko potrafiły snuć opowieści, jak najlepszy bard. Och, ileżby się nasłuchała! O śmierci, zdradach, miłościach. O krzykach, śmiechach. Ile bójek tu było, złamanych serc, przelanych łez. Westchnęła ze smutkiem. To miejsce było kiedyś pełne życia, zadbane, znane na całym świecie. A teraz? Zrujnowane, dostępne tylko dla niektórych, dla turystów, pragnących otrzeć się o coś starego. Czasy świetności dawno miało za sobą, i gdyby nie zabiegi odpowiednich ludzi, już dano zniknęłoby z powierzchni ziemi.
- Ja nie chcę, żeby znikało. Tu jest za dużo wspomnień. Za dużo dusz. Za dużo magii – szepnęła w otaczającą ją ciszę. Nieważne. Ci, co mieli usłyszeć, na pewno to zrobili.
Zatrzymała się i przymknęła oczy. W uszach grzmiał jej wrzask widowni, wyraźnie słyszała jęk konających i tych jeszcze walczących o przeżycie. Szczęk mieczy, chrzęst zbroi. Ciche knucia senatorów. Oczyma wyobraźni widziała dumnego Cezara siedzącego w swej loży i zabarwiony krwią piasek. Pot spływający po ramionach gladiatorów, słońce odbijające się w ich hełmach. Biednie ubraną ciżbę, nawołującą do przemocy. Widziała przechodzące z rąk do rak pieniądze z zakładów, bukłaki z winem. Czuła aż ich zapach.
Westchnęła cicho. Gdyby mogła, spędziłaby tu resztę życia. Z przyciśniętym do policzka kamieniem, klęcząc na brudnej ziemi. To miejsce aż wibrowało od emocji. Pokolenia przeminęły, podłoże zamieniło się w pył, ściany skruszały, a emocje czuć z taką samą intensywnością jak kiedyś. Wiedziała, że one stąd nigdy nie odejdą.
- Przepraszam? – Za nią rozległ się ciepły, męski głos.
- Jeszcze tylko chwilkę, dobrze? – Mruknęła i uśmiechnęła się lekko. Chciała się jeszcze posłuchać tego wrzasku tłumu, popatrzeć na grę mięśni u walczących ze sobą lwów.
Nagle zamarła. To „przepraszam” było jakieś inne. Cholera, ona znała to „przepraszam”! Znała ten ton, brzmiące w nim nuty. Znała ten głos. Jak i jego właściciela. Powoli otworzyła oczy i zerknęła na mężczyznę stojącego obok niej. Na ciepły uśmiech i zielone tęczówki, które mogłyby zamrozić piekło.
Chrzanić Aleksandra, tak?
Przełknęła ślinę i podniosła się z klęczek. Miejsce kaźni tysięcy ludzi stanie się jej własnym. Ironia, prawda?
- Szach mat – szepnął Aleks, otrzepując brud z jej policzka.

*

Pokój w hotelu był naprawdę ładny. Przestronny, o bladych ścianach i kontrastującymi z nimi czerwonych arrasach. Ell zagapiła się na wielki obraz wiszący nad sofą. Jakoś wcześniej go nie widziała. Przedstawiał scenkę rodzajową - typowa sielanka. Piękny las, malownicza łąka, słońce i para zakochanych rozłożona na kocu. On trzymał głowę na jej kolanach, a ona ze śmiechem karmiła go wiśniami.
Dlaczego takie chwile nie zdarzały się jej?
Bo to tylko obraz, głupia, odpowiedziała sobie natychmiast. Z niechęcią oderwała wzrok od płótna i spojrzała na siostrę. Mida raz po raz przemierzała wzdłuż pokój, mamrocząc pod nosem „idiotka”.
Ell odważyła się tylko kątem oka zerknąć na stojącego przy oknie Aleksa i Marcusa rozłożonego na fotelu. Na twarzy młodszego z bliźniaków wykwitł bardzo paskudny uśmiech, kiedy jego wzrok podążał za szalejącą jak tygrys w klatce dziewczyną. Ell bardzo nie podobał się ten uśmiech. Nie miała pojęcia co oznacza.
Twarz Aleksandra była zwrócona ku widokowi za oknem i w pewnym sensie cieszyła się, że na nią nie patrzy. W pierwszej chwili zdawał się być szczęśliwy, że ją widzi, ale potem widocznie przypomniał sobie co zrobiła, bo uśmiech znikł z jego ust.
- Miś? - Odważyła się przerwać ciszę Luś. - Bo dziurę w dywanie wydepczesz.
Szatynka zgrzytnęła zębami.
- Taka idiotka. Taki błąd popełnić - westchnęła rozpaczliwie. - Moja reputacja...
Elle zachowała kamienną twarz, chociaż brew jej zadrżała w nerwowym tiku.
To ona nie była pewna, czy yakuza nie zechce im bucików z betonu zafundować, a ta się o reputacje martwi?!
Namiś ze złością kopnęła podłogę i stanęła na środku pokoju, składając ręce na piersi. Wzrok Marcusa przewiercał ja na wylot. No cóż. Koniec zabawy.
Marck przerzucał z dłoni do dłoni wielki diament. Ziemny kamień dziwnie ciążył mu w rękach, chciał jak najszybciej się go pozbyć. Nie była to szczęśliwa perełka.
Mida odchrząknęła znacząco.
- I co teraz? - Zapytała niewinnie.
Ell wzdrygnęła się, kiedy Aleks odwrócił się od okna, a Marcus w tej samej chwili wstał z fotela jednym, kocim ruchem.
- Teraz? - Usta Aleksandra rozciągnęły się w zwycięskim uśmiechu. Zwinnie złapał jedną ręką, kamień, rzucony mu przez brata.
- Teraz, kiedy nie grozi nam już, że ojciec nas zabije, mamy czas na inne rzeczy - dodał złowieszczo Marck.
- Na przykład na dwie, urocze złodziejki.
- Ukradły nam łup i uciekły. Czeka je kara.
- A kara ma wiele oblicz.
Siostry wymieniły spłoszone spojrzenia. Czekał je teraz interesujący czas.
Promienie zachodzącego słońca, wpadały na powierzchnię diamentu który wybuchał tęczą barw, które, jak kolorowe baletnice tańczyły lekko i zgrabnie na przeciwległej ścianie.

*Fontanna zaczerpnięta z filmu "pewnego razu w Rzymie". ;)


Ostatnio zmieniony przez Elle dnia Pią 23:20, 28 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grabarz
Legendarny Sannin


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 5091
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piekło
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:37, 29 Sty 2011    Temat postu:

Ej, no wiecie co? Jak można było tak skończyć? I teraz nie wiadomo, czy się pozabijali, czy rodziny pozakładali... Bez sensu...
No ale, mimo że nie lubię takich zakończeń (tak samo, jak nie lubię happy endów), do stylu i sposobu narracji przyczepić się nie mogę - ot, było parę drobnych błędów, ale w niczym nie zakłócały one odbioru całości. Najlepiej opisany jest, według mnie, fragment dotyczący Koloseum - przez moment sama czułam się, jakbym tam była i słyszała szept historii, jakby to moim oczom jawiły się sceny walk gladiatorów, jakbym słyszała podniecone krzyki tłumu i ryk lwów... Taaak, ten opis ujął mnie całkowicie - najpewniej dlatego, że sama mam hopla na punkcie przesiąkniętych do cna historią miejsc.
Całość podoba mi się całkiem, chociaż to zakończenie - a raczej brak tegoż - spowodowało, że czuję niedosyt i lekkie rozczarowanie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elealyon
ANBU


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 839
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Deep Sea Research Center

PostWysłany: Nie 18:47, 30 Sty 2011    Temat postu:

Ja mam dzisiaj wyjątkowo powalony dzień i szczerze mówiąc na błędy - jeśli w ogóle takowe były - nie zwróciłam uwagi. Natomiast zastanawiam się nad użyciem kilku słów. Coś tam było o "tajlandzkim słońcu" i wszystko pięknie, ładnie brzmi, ale co to znaczy? xD Bo niestety w Tajlandii nie byłam i tamtejszego słońca nie widziałam, i Wy także go nie opisujecie... Poza tym budzi się we mnie duch erpegowca przy słowie "bard", ale czy w opowiadaniu o takiej tematyce nie było lepiej go jakoś zastąpić (w mordę, co ja piszę od rzeczy. Jestem przekonana, że wszystkie Amazonki, a na pewno większość, wiedzą kim jest bard xD). Jakoś tak "bard" natychmiast kojarzy mi się z fantastyką i oderwał mnie na chwilę od czytania. To jest już czepianie się, tym bardziej, że w tej chwili nie wiem jakim słowem tego "barda" można zastąpić. Dobra, nvm.
Oprócz tego "tajlandzkiego słońca", które nie wiem dlaczego mnie rozśmieszyło. Mam podobne wrażenia do Eve. Opisy są super. Nie nudzą, są ciekawie skonstruowane, podążają interesującym tokiem. Zgadzam się, że opis Koloseum przebija wszystkie inne. Zgadzam się też co do zakończenia, a raczej jego braku. Chociaż powiedzcie nam teraz co się potem stało! xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum STREFA NARUTO Strona Główna -> Nasza twórczość. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin